Rzeźnia
Przewożony w niehumanitarnych warunkach dusiłem się w smrodzie własnych odchodów. Chciało mi się jeść i pić. Moi towarzysze podobnie jak ja byli wyczerpani podróżą.
Kierowca okazał się świnią i tylko raz na postoju uchylił plandekę. Świeże powietrze, które wtargnęło do naczepy przywitaliśmy ożywionym chrząkaniem.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, wypchnięto nas z samochodu. Kątem oka zobaczyłem otwartą
bramę, za którą wisiały rozpłatane półtusze naszych ziomków.
Przerażenie chwyciło mnie za gardło. Przez chwilę widziałem siebie jak z rozkrojonym ryjem przesuwam się na taśmociągu, jak ludzie w zbryzganych krwią fartuchach ćwiartują moje cia- ło, jak wycinają z niego co wartościowsze kawałki.
Postanowiłem walczyć do końca. Byłem dużym knurem i na pewno nie sprzedam tanio skóry. Kiedy człowiek z trzymaną w rękach pałą podszedł do mnie, zaatakowałem. Rzuciłem się na niego, uderzając go w korpus. Wylądował z poślizgiem w gnojówce.
Jeden zero dla mnie - chrząknąłem, ciesząc się z uzyskanej przewagi.
Moja radość nie trwała długo. Pochwycony przez innych ludzi nie mogłem wykonać ruchu.
Człowiek z gnojówki nie krył satysfakcji. Podniósł się i ze szkaradnym uśmiechem uderzył.
********
Charcząc usiadłem na łóżku. Półprzytomnie powiodłem po otoczeniu. Zobaczyłem żonę, która leżąc na wznak, mruknęła.
- Przez ciebie nie mogłam zmrużyć oka! Całą noc chrapałeś jak zarzynana świnia!
Odruchowo spojrzałem na zegarek.
- Kurwa mać, za pół godziny muszę być w rzeźni. Jak się spóźnię, brygadzista obetnie mi premię!
J a n u s z P i e r z a k