To już kolejny mecz w tym sezonie, w którym nasi gracze przez długi czas kontrolują wydarzenia na boisku, aby ostatecznie ulec w końcówce spotkania rywalom. Trefl zaczął spotkanie w sposób wymarzony. Dwie trójki Filipa Dylewicza i dobra gra na atakowanej tablicy pozwoliły sopocianom objąć prowadzenie 12:2.
Jeszcze wyżej nasi gracze prowadzili w drugiej kwarcie. W tej części meczu sopocianie pięciokrotnie trafili za trzy punkty. Trzy trafienia zanotował Sime Spralja, a dwa Lorinza Harrington. Dzięki temu po osiemnastu minutach spotkania na tablicy był wynik 44:30 i tylko zryw gospodarzy w samej końcówce spowodował, że gracze trenera Niedbalskiego nie schodzili do szatni z dwucyfrowym prowadzeniem.
Trzecią kwartę kolejnymi trafieniami z dystansu otworzył Sime Spralja. Chorwat rozegrał zdecydowanie najlepsze spotkanie w sezonie i oprócz sześciu celnych rzutów za trzy punkty i 20 punktów, zaliczył także 8 zbiórek . Jego bardzo dobra gra nie wystarczyła jednak Treflowi do zbudowania wysokiej przewagi.
Po przerwie PGE Turów wzmocnił defensywę i znalazł sposób na to, aby ograniczyć liczbę punktów zdobywanych przez zawodników Trefla. Nieskuteczny był tym razem Frank Turner, który z 14 oddanych rzutów trafił zaledwie pięć. Cały zespół Trefla zanotował zresztą w rzutach za dwa punkty skuteczność poniżej 40%.
Gospodarze po raz pierwszy na prowadzenie wyszli w czwartej kwarcie, kiedy po punktach Micicia doprowadzili do wyniku 68:67. Trefl zaczął zresztą fatalnie czwartą kwartę, gdyż przez prawie siedem minut zaledwie raz trafił do kosza. Nic więc dziwnego, że PGE Turów skorzystał z okazji i przejął kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie.
Pomimo słabej czwartej kwarty, wydawało się, że sopocianie wyjdą z tego meczu zwycięską ręką. Gracze trenera Niedbalskiego dobrze grali w defensywie i w samej końcówce odrobili cztery punkty straty, a po rzutach wolnych Franka Turnera na osiem sekund przed końcem meczu, wyszli na prowadzenie.
Ostatnie słowo należało jednak do gospodarzy. Piłka trafiła do Michała Chylińskiego, który był jednak od razu faulowany przez Lorinzę Harringtona, gdyż nasz zespół nie przekroczył jeszcze limitu przewinień w kwarcie. Po czasie wziętym przez trenera Rajkovicia, piłka ponownie trafiła do rzucającego PGE Turowa, który miał sześć sekund na zdobycie punktów. Piotr Dąbrowski świetnie wybronił próbę wejścia pod kosz, ale zawodnik gospodarzy, przewracając się na parkiet zdołał w ostatniej chwili odegrać piłkę do Piotra Stelmacha, który od razu złożył się do rzutu i trafił za trzy punkty równo z końcową syreną.
Poza wspomnianym Sime Spralją, dwucyfrowe zdobycze zanotowali trzej inni gracze Trefla. Filip Dylewicz zakończył mecz z 15 punktami na koncie, Frank Turner miał 13 punktów i 7 asyst, a Lorinza Harrington dołożył kolejne 10 punktów. W zespole PGE Turowa najskuteczniejszym zawodnikiem okazał się Aaron Cel z 21 punktami.
Tym samym Trefl przegrał drugi wyrównany mecz z rzędu. W emocjonującej końcówce po raz kolejny więcej szczęścia mieli rywale. Na szczęście takie przegrane póki co nie niosą za sobą takich konsekwencji jak w play-off, ale i tak nasza drużyny w tabeli straci kilka pozycji. Do końca sezonu zasadniczego pozostało pięć spotkań, z czego cztery odbędą się w Ergo Arenie. Jest więc czas, aby powrócić nawet na pierwsze miejsce.
PGE Turów Zgorzelec – Trefl Sopot 77:75 (16:20, 24:28, 19:17, 18:10)
PGE Turów: Cel 21, Chyliński 16, Micić 12, Opacak 9, Stelmach 6, Jackson 6, Kulig 5, Zigeranović 2, Leszczyński 0, Wichniarz 0, Bodziński 0;
Trefl: Spralja 20, Dylewicz 15, Turner 13, Harrington 10, Waczyński 8, Looby 6, Stefański 2, Michalak 1, Dąbrowski 0, Brembly 0;