Dla sopocian ten mecz nie miał już większego znaczenia. Trefl już wcześniej stracił szanse na awans z grupy E i w środę grał w zasadzie tylko o przysłowiową pietruszkę. Goście tymczasem byli z kolei na tyle zdeterminowani, aby wygrać, że zabrali ze sobą kontuzjowanego ostatnio Mantasa Kalnietisa. Litwin nie znalazł się nawet w składzie meczowym, ale pełnił rolę tak zwanego straszaka.
Sopocianie do tego meczu także przystąpili osłabieni. Skutki niedzielnego meczu derbowego odczuwają Lorinza Harrington i Marcin Stefański. Urazy naszych graczy nie są poważne i raczej nie wyeliminują ich z gry na dłużej, ale obaj spotkanie z Lokomotivem obejrzeli z ławki rezerwowych. Stefan brał tylko udział w rozgrzewce drużyny.
Goście od pierwszych minut pokazali, że nie zamierzają losów awansu zostawiać w rękach innych drużyn i od początku rzucili się do ataku. Jak natchniony grał Derrick Brown, który tylko do przerwy rzucił 22 punkty, a cały mecz zakończył z imponującym dorobkiem 34 punktów i 5 zbiórek. To głównie punkty Amerykanina pozwoliły rywalom najpierw wypracować wysoką przewagę, a następnie utrzymywać.
O pierwszych 20 minutach nasi gracze będą za to chcieli jak najszybciej zapomnieć. Do przerwy sopocianie pozwolili bowiem odskoczyć Lokomotivowi na ponad 20 punktów i dali się zdominować praktycznie w każdym aspekcie gry. Goście trafiali do kosza ze skutecznością 80% za dwa punkty, a walkę o zbiórki wygrywali aż 17 do 6.
W szatni trener Niedbalski musiał powiedzieć swoim graczom parę gorzkich słów, gdyż po zmianie stron Trefl zaczął prezentować się zdecydowanie lepiej. Sopoccy gracze zaczęli przede wszystkim z dużo większym zaangażowaniem, a zdezorientowani rywale praktycznie przestali trafiać do kosza. Po tym jak w dwóch pierwszych kwartach urządzili sobie strzelnicę i zdobyli aż 56 punktów, tym razem do swojego dorobku dorzucili zaledwie 10 punktów.
Trefl tymczasem wyraźnie złapał wiatr w żagle i rzucił się do odrabiania strat. W zdobywanie punktów włączył się przede wszystkim Filip Dylewicz, który po przerwie zdobył 12 punktów. Jego punkty oraz trafienia z dystansu Spralji, Waczyńskiego, Zamojskiego i Jarmakowicza pozwoliły sopocianom doprowadzić do stanu 61:66 po 30 minutach gry.
Niestety ostatnia kwarta należała już zdecydowanie do Rosjan, którzy otrząsnęli się z kryzysu z trzeciej części gry i udowodnili dlaczego zasługują na awans do kolejnej rundy. Goście przycisnęli naszych graczy w obronie i ponownie odskoczyli na dwanaście punktów. Tej przewagi nie pozwolili już sobie odebrać i ostatecznie zasłużenie wygrali 87:70.
W zespole Trefla najskuteczniejszymi zawodnikami okazali się Sime Spralja oraz Filip Dylewicz, którzy rzucili po 14 punktów. Z dobrej strony pokazał się także Frank Turner, który oprócz 12 punktów zanotował także 8 asyst. W tej drugiej statystyce przyćmił go jednak Nick Calathes. Grecki rozgrywający Lokomotivu zapisał bowiem na swoim koncie w tym meczu aż 14 asyst, z do triple-double zabrakło mu tylko dwóch zbiórek.
Tym samym przygoda Trefla w europejskich pucharach dobiegła końca. W silnej grupie E sopocianie byli praktycznie bez szans, ale zdołali wywalczyć jedyne honorowe zwycięstwo z BC Donieck, a na wyjeździe byli tylko o krok od sprawienia niespodzianki. Każdy z tych sześciu spotkań przyniósł jednak bezcenne doświadczenie, które powinno już wkrótce zaprocentować w rozgrywkach ligowych.
Trefl Sopot - Lokomotiv Kubań Krasnodar 70:87 (16:26, 18:30, 27:10, 9:21)
Trefl: Spralja 14, Dylewicz 14, Turner 12, Michalak 8, Waczyński 8, Zamojski 7, Looby 4, Jarmakowicz 3, Dąbrowski 0, Brembly 0, Stefański 0;
Lokomotiv: Brown 34, Marić 14, Calathes 12, Jasaitis 9, Sheleketo 7, Baron 6, Grigoryev 5, Shalbakin 0, Savrasenko 0, Zubkov 0, Kolyushkin 0;