Korzystając z wolnej chwili, przeczytała w internecie o podobnej historii, opisanej jako oszustwo - nawet zamieszczono zdjęcie identycznej monety, więc powiadomiła szefową i policję, która teraz poszukuje nieuczciwego klienta, któremu za to oszustwo grozi do 8 lat pozbawienia wolności.
Pani dała nabrać się jak dziecko - mogła zapytać wcześniej szefową, mogła przecież sama doczytać się na monecie - „Polska Rzeczpospolita Ludowa 1974", ale przecież nabierają się nie tacy ludzie, wszak sędziowie i prokuratorzy nabierają się na oszustów z najwyższych półek (np. Amber Gold), zaś rodziny ofiar katastrofy 10 kwietnia 2010 nabrały się na cały pakiet oświadczeń składanych przez najwyższych naszych państwowych urzędników, już nie pisząc o nabieraniu się całego społeczeństwa na przedwyborcze obietnice, które warte są miliardy, jednak za takie kanty żadnemu wipowi nic nie grozi, w przeciwieństwie do temu żarłoka z Krotoszyna.
Moneta po denominacji formalnie miała wartość dwóch groszy, ale można ją było wymienić do 30 grudnia 2010*. Obecnie moneta ma wartość kolekcjonerską, szacowaną na 20-40 zł (choć w wersji lustrzanej aż ok. 400 zł). Monety wydano w 1974 i poświęcono je trzydziestej rocznicy powstania polskiego socjalistycznego państwa. Za 200 zł (zwykłych, nie tych srebrnych, bo one były droższe poza obiegiem) można było wówczas kupić litr wódki albo 50 bochenków chleba lub rozesłać 333 zwykłych listów po naszej ojczyźnie (a nawet do zaprzyjaźnionych, równie socjalistycznych, państw) albo kupić od cinkciarza około trzech dolarów. Za ówczesną miesięczną płacę można było kupić w banku około dziesięciu takich srebrnych monet, natomiast dzisiaj (po niemal czterdziestu latach) - około stu (i to po kolekcjonerskich cenach). Inwestycja w monety i znaczki pocztowe (kupno w PRL i sprzedaż teraz) nie przyniosłaby kroci.
Z powodu niewielkiego oszustwa kelnerka nie wpadła w jakiś szczególnie podły nastrój, ale sprawę opisał mediom rzecznik prasowy Włodzimierz Szał z krotoszyńskiej policji i mamy kolejny orzech do zgryzienia (dawniej szlachetne monety także traktowano zębami), bowiem poszukiwania i proces będzie kosztował grube tysiące i to aktualnych złotówek, ale cóż - służba i prawo zobowiązuje.
Można pozazdrościć Amerykanom - nie tylko bez wiz mogą do nas przybywać, ale także mogą płacić swoimi dolarami wydrukowanymi kiedykolwiek (co najwyżej kelner wzbogaci się, jeśli trafi mu się pieniądz o sporej kolekcjonerskiej wartości). Uważać jednak należy również na amerykańskie pieniądze, bowiem istnieją „banknoty" o wartości nominalnej 1 000 000 dolarów, które nie mają żadnej obiegowej wartości i są gadżetami. Na milion trudno się nabrać, ale gdyby to były studolarówki, to pewnie oszustw bywałoby całkiem sporo.
W latach osiemdziesiątych ceny zaczęły piąć się coraz szybciej w górę i zwykłe lody kosztowały po kilkaset złotych za rożek. Pewien dżentelmen (ale raczej spod piwnej budki) płacił garścią pamiątkowych dwudziestozłotowych monet i dziewczyna dłuższą chwilę z nim dyskutowała, nim przyjęła do kasy te pieniążki, ale trudno było przepuścić taką okazję - za równowartość kolejnego mrożonego specjału kolega pozyskał całkiem interesującą kolekcję.
Uważajmy zatem na fałszywe pieniądze, bursztyny i złoto (Amber Gold) oraz na... fałszywych ludzi, przy czym jeśli zajmują wyższe stanowiska na szczeblach społecznej i zawodowej drabiny, tym bardziej ich się strzeżmy. W knajpach powinny wisieć wzory aktualnych obiegowych pieniędzy, w bankach i parabankach afisze (z nadrukiem - UWAGA!) z mało przyjaznymi albo z bezprawnymi fragmentami umów (zwykle zapisane drobnym druczkiem), zaś w sądowych gmachach ostrzeżenia (z nadrukiem - STRZEŻ SIĘ!) przed niezawisłymi sędziami (i ich prezesami), którzy rozpatrują sfałszowane pozwy składane przez cwanych adwokatów i wydawane są na ich podstawie wyroki, które rujnują resztki wizerunku poczciwej, choć już skapcaniałej, Temidy.
* - Wyznaczono dość odległy termin, jednak można byłoby z fasonem ustalić, że wymieniać można do końca świata i jeden dzień później - państwa by to raczej nic nie kosztowało, bo kto by dzisiaj człapał do banku ze stuzłotówką, aby otrzymać... 1 grosz? Gdyby jednak ktoś znalazł u siebie paczkę (100 sztuk) takich banknotów i dałby na aukcję, to i mógłby otrzymać ok. 2 zł za jeden nieuszkodzony banknot, podczas gdy w banku za całą paczkę dostałby tylko złotówkę i to do końca 2010, bowiem dzisiaj zostałby zignorowany przez personel naszej zacnej instytucji.