Na trybunach stadionu im. Zbigniewa Podleckiego po długim czasie niskiej frekwencji ponownie zasiadła wielotysięczna widownia, która stworzyła świetną atmosferę. Zabrakło jednak pozytywnego dla gospodarzy końcowego wyniku, ale po kolei...
Kontuzje nie pozwoliły na start w tym meczu dwóm kluczowym zawodnikom obu ekip. Ze strony Betard Sparty zastępstwo zawodnika było stosowane zaTaia Woffindena, zaś ze składu gdańszczan "wypadł" Piotr Świderski, któremu ponownie mocniej zaczęło dokuczać kontuzjowane w ubiegłym sezonie kolano. Skutki groźnego upadku we Wrocławiu dodatkowo wciąż odczuwał Thomas H. Jonasson, który dopiero w niedzielę przed południem wyjechał na gdański tor, aby wykonać próbne ślizgi.
Rywalizacja rozpoczęła się po myśli czerwono-biało-niebieskich, którzy podwójną wygraną w biegu młodzieżowym otworzyli rezultat spotkania. Po chwili 4:2 triumfowali Nicki Pedersen i Zbigniew Suchecki, a LOTOS Wybrzeże osiągnęło tym samym sześciopunktową przewagę. Gospodarze nie zdołali jej jednak powiększyć w kolejnych trzech gonitwach, głównie z powodu słabszej od oczekiwanej postawy Jonassona. Szwed zamykając stawkę zanotował nawet upadek w biegu piątym, ale na szczęście pozbierał się z toru na tyle szybko, że sędzia nie musiał przerywać rywalizacji i trzy "oczka" padły łupem tradycyjnie najskuteczniejszego w naszej drużynie Nickiego Pedersena. Jonasson jedyny punkt w meczu zdobył dzięki pogoni za Patrykiem Dolnym w biegu dziesiątym, w którym wyprzedził juniora Betard Sparty na ostatnich metrach. Trudno jednak winić za taki rozwój wypadków ambitnego Szweda, który co prawda słabo spisał się w potyczkach z ekipą z Wrocławia, jednak pamiętać należy o jego poświęceniu. Jonasson kilkukrotnie w tym sezonie startował bowiem w spotkaniach z niewyleczonymi kontuzjami, chcąc za wszelką cenę wesprzeć swoich kolegów.
Kluczowymi momentami pojedynku były starcia numer 11 i 13. W pierwszym przypadku zawodnicy LOTOS Wybrzeża po starcie objęli podwójne prowadzenie, jednak zdecydowanym atakiem "pod łokieć" popisał się Fredrik Lindgren, wypychając gdańszczan pod bandę na drugim wirażu. Nadarzającą się okazję skwapliwie wykorzystał Tomasz Jędrzejak i to przyjezdni mogli cieszyć się z dubletu. Zamiast wyrównania stanu dwumeczu (rezultat 5:1 dla mniejscowych oznaczałby już czternastopunktową przewagę naszej drużyny), zaliczka gdańszczan stopniała do sześciu punktów, a czasu na odrabianie strat zostawało coraz mniej.
Po remisie w dwunastym biegu, w którym pierwszej - i jak się później okazało ostatniej - porażki doznał Nicki Pedersen, w kolejnym wyścigu pod taśmą stanęli Krystian Pieszczek i Zbigniew Suchecki, którzy za rywali mieli Tomasza Jędrzejaka i Sebastiana Ułamka. Początek wyścigu ułożył się korzystnie dla gości, którzy przez moment prowadzili podwójnie, jednak jadący z "zębem" gdańszczanie zdołali odwrócić losy tego starcia, prowadząc 4:2. Niestety, na drugim wirażu trzeciego okrążenia upadł aktualny indywidualny mistrz Polski, który został wykluczony z powtórki jako sprawca przerwania biegu. W drugim podejściu do tego wyścigu tuż po starcie 5:1 prowadzili reprezentanci LOTOS Wybrzeża. Na ścięcie do krawężnika na wyjściu z pierwszego wirażu zdecydował się Sebastian Ułamek, który nie zostawił jednak miejsca pod bandą dla Pieszczka. Gdański junior starcie to zakończył upadkiem, ale arbiter spotkania z powtórki nie wykluczył wcale zawodnika z Wrocławia, a właśnie młodzieżowca LOTOS Wybrzeża. - Byłem już z przodu i mogę powiedzieć tylko tyle, że nigdy nikomu nie zrobiłem na torze krzywdy. Zdarzyła się taka sytuacja i nie rozumiem, dlaczego z Ułamka robi się od razu złego człowieka - mówił po spotkaniu jeden z liderów drużyny gości. Decyzja sędziego z pewnością była jednak mocno kontrowersyjna i szalenie ważna dla losów meczu. Czerwono-biało-niebiescy aby uratować ekstraligowy byt zostali bowiem postawieni pod ścianą. Presję wytrzymać zdołał Zbigniew Suchecki, przyjeżdżając do mety w kolejnej powtórce przed rywalem. Przed gdańszczanami wciąż było jednak karkołomne zadanie - dwukrotne zwycięstwa 5:1 w biegach nominowanych. Tylko taki rezultat dawał bowiem naszemu zespołowi uniknięcie spadku.
Koniec marzeń nastąpił niestety już w pierwszym z biegów nominowanych, w których drugą "trójkę" z rzędu zdobył Fredrik Lindgren. W obozie gości wybuchł szał radości, a po stronie gdańszczan zapanował wielki smutek. W tym momencie było już bowiem pewne, że po rocznej przygodzie z najwyższą klasą rozgrywkową ekipa znad Bałtyku zaznała goryczy degradacji.
Na otarcie łez w ostatnim wyścigu gdańscy kibice obejrzeli piękną jazdę Zbigniewa Sucheckiego, który na jednym z łuków wyprzedził tuż pod bandą dwójkę rywali. Szkoda, że akcja ta nie miała już żadnego znaczenia dla losów dwumeczu.