Gdynia na kadłubach: pierwsza "Gdynia"
Krystian Mielczarski
Zagłębiając się w historię polskiej floty, zarówno handlowej, jak i wojennej, można spotkać różne statki oraz okręty noszące miano „Gdynia”. Warto dodać, że również pod banderami innych państw służyły (lub służą) jednostki o tej nazwie, niekiedy połączonej z jakimś innym słowem. Łącznie można wymienić ich co najmniej czternaście. Dzieje niektórych z nich są wyjątkowo wręcz interesujące, lecz najbardziej barwna a nawet nieco tajemnicza wydaje się być historia pierwszej z nich, toteż warto ją przybliżyć i szczegółowo opisać.
Pierwszym statkiem, który nosił nazwę „Gdynia”, był niewielki parowy drobnicowiec o żelaznym kadłubie. Statek nie był nowy – wybudowany został jeszcze w 1876 roku w brytyjskiej stoczni C. Mitchell & Co., Newcastle on Tyne. Początkowo nosił banderę brytyjską, następnie duńską. Według niektórych źródeł pierwotnie był statkiem pasażerskim albo jednostką do przewozu trzody chlewnej (ta druga wersja jest bardziej prawdopodobna) a dopiero później przebudowano go na drobnicowiec. Jego służba pod polską banderą była dosyć krótka, lecz niezwykle wręcz ciekawa oraz obfitująca w zagadkowe wydarzenia. Jej początki są owiane tajemnicą i do dziś nie zostały w pełni wyjaśnione. Zarejestrowany został prawdopodobnie w październiku 1922 roku na podstawie tymczasowej koncesji, wydanej przez polski konsulat w Kopenhadze, jako własność utworzonego nieco wcześniej w Gdańsku Towarzystwa Żeglugowego „Lechia”. Armator działał w oparciu o kapitały polskie oraz duńskie – ze strony polskiej udziałowcem było najprawdopodobniej bardzo znane poznańskie przedsiębiorstwo spedycyjne C. Hartwig; udziałowiec duński nie jest znany. Być może był nim stary, doświadczony kapitan Overbeck, który, jak mówiono, otrzymał statek jako zapłatę od swego poprzedniego armatora, „Det Forenede Dampskibs Selskab” z Kopenhagi. Według innych źródeł „Lechia” zakupiła jednostkę od wyżej wspomnianego armatora za pośrednictwem hamburskiego przedsiębiorstwa M. Jebsen. Jest również możliwe, że polska bandera, nie chroniona jeszcze wówczas odpowiednimi przepisami, była w przypadku „Gdyni” jedynie wygodną „przykrywką” dla całkowicie obcej inicjatywy i wykorzystana została podobnie jak w dzisiejszych czasach tzw. „tanie bandery”. Wydaje się, że pełne wyjaśnienie kwestii założenia przedsiębiorstwa „Lechia” oraz początków służby „Gdyni” obecnie jest już niemożliwe. W każdym razie statek oficjalnie był polski a zarazem był być może pierwszą jednostką, której portem macierzystym była Gdynia – wówczas duża, ważna wieś, w której dopiero budowano nowy morski port (nie jest to w pełni pewne, ponieważ niektóre źródła wskazują jako port macierzysty Gdańsk).
Załoga „Gdyni” stanowiła konglomerat narodowościowy. Kapitanem statku był początkowo wspomniany już Duńczyk Overbeck a jako supercargo, czyli przedstawiciel armatora, służył jego zięć, popularnie zwany „doktorem”. Niekiedy pełnił on nawet obowiązki nawigatora, choć nie legitymował się żadnym patentem. Milczący i zamknięty w sobie, pływał wraz z osobistą stewardesą oraz rasowym buldogiem a w portach niezwykle skutecznie wyszukiwał ładunki dla statku. Resztę załogi stanowili Niemcy, gdańszczanie i Polacy. „Gdynię” zatrudniono w żegludze nieregularnej (trampingu) na Morzu Północnym, Zatoce Biskajskiej oraz zachodniej części Morza Śródziemnego, w mniejszym stopniu na Bałtyku. Statek transportował najrozmaitsze ładunki, od węgla i koksu, poprzez złom, smołę oraz drewno, do kartofli, zboża i pomarańczy. Jednostka przeżyła wiele przygód – już w pierwszym rejsie doszło do awarii, spowodowanej sabotażem ze strony niemieckich ładowaczy w Gdańsku. Rozdrażnieni obsługiwaniem polskiego statku, uszkodzili oni jeden z iluminatorów, co doprowadziło w czasie rejsu do zalania jednej z ładowni oraz zniszczenia dużej części ładunku przeznaczonego do Anglii. W Londynie „Gdynia” została zaaresztowana; na prośbę kapitana sprawę rozwiązał dopiero bosman, który w angielskim sądzie morskim niezwykle barwnie opowiedział pod przysięgą fałszywą historię o uszkodzeniu iluminatora przez sztorm, co doprowadziło do zwolnienia statku. Podczas innego rejsu parowiec został zaatakowany przez silny sztorm na Biskajach i w walce z nim zużył cały posiadany zapas węgla – żeby dojść do docelowego portu, palono następnie pod kotłami stanowiące ładunek kopalniaki (nieco wcześniej ze względów oszczędnościowych kapitan odrzucił propozycję udzielenia pomocy, złożoną przez inną jednostkę). Miały miejsce także strajki załogi w Kopenhadze oraz Newport, spowodowane oszczędnością kapitana przy zakupach żywności czy nie płaceniem za nadgodziny, przy czym interweniować musiały polskie konsulaty. Ponadto pierwszy oficer Hein dokonał sabotażu, uszkadzając zawory balastów, czym spowodował poważny przechył statku. Zarówno te, jak i inne problemy doprowadziły armatora na skraj bankructwa. W drugiej połowie 1923 roku kapitana Overbecka zastąpił Niemiec z Flensburga G. Butenschön; w maszynowni służyli nadal Niemcy oraz gdańszczanie, lecz załoga pokładowa poza cieślą składała się już wyłącznie z Polaków i Kaszubów. Pod koniec października jednostka wyszła w swój ostatni rejs, zawijając na początku po raz pierwszy a jednocześnie ostatni do macierzystego portu – statek stanął na redzie Gdyni, zaś marynarze udali się szalupą na brzeg w celu zakupu żywności. Na początku 1924 roku, w czasie postoju w Helsingör, „Gdynię” postanowiono zaaresztować. Powodem były rzekomo niespłacone długi armatora – sprawa nigdy nie została wyjaśniona, tym bardziej, że parę dni wcześniej ze statku zniknął supercargo, który najprawdopodobniej był w niej dobrze zorientowany. Podjęto pertraktacje, znowu z udziałem polskiego konsulatu, w wyniku których w dniu 5 stycznia opuszczono banderę a załodze wypłacono odszkodowanie. Towarzystwo Żeglugowe „Lechia” ogłosiło upadłość oraz zostało zlikwidowane, natomiast jego jedyny statek powrócił pod duńską banderę. Podnosił ją do 1932 roku pod nazwą „Fulton”, później zaś sprzedano go Grecji. Od 1936 roku służył pod nazwą „Lita” a jego portem macierzystym była Kanea na Krecie, natomiast armator nosił nazwisko Anaghanastakis. Dalszych losów starego parowca nie udało się ustalić. Natomiast jako pewną ciekawostkę należy dodać, iż nieco wcześniej, na początku lat trzydziestych, zawinął po raz drugi do Gdyni, która była już wówczas nowoczesnym, intensywnie rozwijającym się miastem portowym.
Na zakończenie można stwierdzić, że historia pojawienia się „Gdyni” pod polską banderą oraz jej dalszej służby nosi posmak pewnego pionierstwa a przy okazji świetnie obrazuje początki wspaniale później rozbudowanej polskiej floty handlowej – niekiedy trudne, czasem nieco niejasne, jednakże zawsze niezwykle barwne i ciekawe. Warto również dodać, że, oprócz „Gdyni”, w pierwszej połowie lat dwudziestych polską banderę nosiło jeszcze kilka innych statków, których dzieje są bardzo podobne oraz równie interesujące.
Bibliografia:
Małkowski K., Bedeker gdyński, Gdańsk 1995,
Miciński J., Trzy awarie, Gdynia 1967,
Miciński J., Kolicki S., Pod polską banderą, Gdynia 1962,
Piwowoński J., Flota spod biało-czerwonej, Warszawa 1989.