TR, czyli Teatr Rozmaitości, najważniejsza scena współczesna ostatnich kilku lat, reprezentowana jest na R@porcie spektaklem „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” Doroty Masłowskiej w reżyserii Przemysława Wojcieszka. I gdybyśmy tylko na podstawie tego spektaklu mieli określić miejsce TR na teatralnej mapie Polski, byłoby ono, mówiąc delikatnie, zdecydowanie nieadekwatne, w stosunku do prawdziwych dokonań tej niezwykłej sceny. „Dwoje…” to po prostu nieporozumienie: ciąg scenek niby śmiesznych, niby „prawdziwych”, ale w sumie niepotrzebnych. Kiedy autor nie wie, co zrobić z bohaterami, po prostu ich uśmierca . Powieszenie się Dżiny (Roma Gąsiorowska) jest najpiękniejszą sceną tego nieporozumienia, bo ostatnią. Niestety, o blisko półtorej godziny spóźnioną. Sala jednak reagowała żywo, aktorzy sami zdziwieni nieco wychodzili chyba ze 4 razy.
Troszkę z podciętymi pęcinami poszło się na „Koronację”. Jak się okazało, chętnych obejrzenia tego spektaklu było zdecydowanie więcej niż miejsc, ale dzielna postawa przemiłych Pań z Miejskiego doprowadziła do rozlokowania zgłodniałych teatromanów. I… warto było czekać i tłoczyć się w wygodnych jak pijawki krzesłach. Tekst Modzelewskiego – same superlatywy: inteligentny, dowcipny, pomysłowy i wulgarny tylko wtedy, kiedy trzeba, co jest rzadkością we współczesnych polskich sztukach wielką. Podobnie jak inscenizacja „Kartoteki” Różewicza/Kutza, tak i „Koronacja” scenograficznie rozgrywa się w łóżku i pobliżu. Nie ma wprawdzie partyzantów i innych demonów przed, po oraz wojennych, ale i tak galeria postaci dokonuje wiwisekcji 35. – letniego bohatera, który przekonuje się dobitnie, że jego dotychczasowe życie sens miało niewielki. Świetnie zagrane i wymyślone przedstawienie, z brawurowymi rolami prawie wszystkich. Zdecydowanie i chętnie wrócimy do „Koronacji” na podsumowanie festiwalu.
Koronacja
Tak jak niektórzy najchętniej znaleźliby się w łóżku koronacyjnym, tak dla ostudzenia emocji zaserwowano nam niezwykłe przeżycie estetyczne, jakim bez wątpienia jest prawie każdy spektakl Leszka Mądzika i jego Sceny Plastycznej KUL. Tym razem było to inspirowane Różewiczem „Odchodzi”. Jedyny w swoim rodzaju język teatralny Mądzika przeniósł nas na inną planetę wrażliwości. Tego nie da się opowiedzieć, to naprawdę trzeba zobaczyć. I posłuchać – fragment wokalizy Urszuli Dudziak już niedługo u nas:)
Ostatni obraz z Odchodzi
To był dobry dzień. Nawet pomyłka Masłowskiej była potrzebna. Dzięki niej mogliśmy jeszcze wyraźniej zauważyć Modzelewskiego i tym bardziej odlecieć z Mądzikiem. Życie jest gdzie indziej, pani Doroto. Sztuka też.
No a jutro, kto wie, czy nie najlepszy dzień : Bóg Niżyński i "nasi" z Kompozycją w słońcu + Provisorium!
Więcej o teatrze w na stronie www.pomorzekultury.pl