Komedia pełna pomyłek.
Sonja Block
„Mayday" to mistrzostwo farsy, w którym Ray Conney zawarł nie tylko humor angielski, masę doskonałych zwrotów akcji i dobrze równoważące się postacie, lecz przede wszystkim fabułę, z której wyniknąć nie może nic innego jak seria zabawnych sytuacji. Główny bohater, Jan Kowalski, który zdaje się wieść całkowicie normalne życie gdyńskiego taksówkarza, wpada w poważne tarapaty, gdy wychodzi na jaw, że wiedzie podwójne życie - ma dwie żony o kompletnie odmiennym wyglądzie i charakterze, dwa mieszkania i podwójne kłopoty z dwoma uporczywymi policjantami. Jakby tego było mało, pada na niego podejrzenie o homoseksualizm, którego to zarzutu nie pomaga rozwiać obecność pogodnej pary sąsiadów gejów. Jednym słowem, tekst daje pole do komediowego popisu. Niektórym udało się to wykorzystać, jak na przykład reżyserowi Wojciechowi Pokorze, którego spektakl o nieporozumieniach małżeńskich Johna Smitha jest wystawiany nieprzerwanie od 1994 roku - już ponad tysiąc razy - w całej Polsce. I wciąż bawi publiczność do łez.
Można by więc przypuszczać, że gdyński Jan Kowalski i jego zagmatwane problemy będą z równym powodzeniem bawić gdynian. Spektakl w reżyserii Dariusza Majchrzaka, którego premiera odbyła się 11 listopada w Centrum Kultury w Gdyni, miał przebłyski dobrej komedii, jednakże daleko mu do profesjonalnego poziomu. Reżyser postawił na młodych aktorów Sceny Studenckiej i o ile wnieśli oni na scenę wiele energii, to wraz z nią również sporo potknięć i widoczny brak doświadczenia. Michał Cyran, grający głównego bohatera, Jana Kowalskiego, będąc w epicentrum szalonej i zabawnej fabuły, nie był w najmniejszym stopniu przekonujący. Bohater, który ma w sobie na tyle szaleństwa, żeby prowadzić podwójne życie, nie może być mdły i bez charakteru. John Smith Cooneya jest zaskakujący, śmiały, pomysłowy, choć zabawnie plącze się w swych zeznaniach i kłamie jak najęty. Niestety, postać ta w spektaklu Majchrzaka zamiast salw śmiechu wywołuje westchnienia krótkotrwałej ulgi, gdy schodzi choćby na chwilę ze sceny. Aktorsko spektakl rehabilitował przede wszystkim Sławomir Mandes, który jako Stasiek Ogrodnik, irytujący sąsiad państwa Kowalskich (małżeństwa z panią Kowalską numer 1), zostaje wplątany w kłopoty Jana i próbuje uratować przyjaciela z opresji na najróżniejsze sposoby. Jego wejście na scenę było za każdym razem ciepło witane przez publiczność, z którą młody aktor nawiązywał dobry kontakt. Mandes ma spory komediowy potencjał i w pełni wykorzystał możliwości swojego bohatera. Obie panie Kowalskie, w wykonaniu Karoliny Żuk i Katarzyny Wojasińskiej radzą sobie lepiej w drugiej połowie spektaklu, jednakże ich postacie nakreślone są bardzo grubą kreską i ich role są tak jasne od samego początku, że aktorki nie mogą już wiele więcej dodać do narzuconego im schematu - jedna jest seksowną paniusią, druga jest bardziej pruderyjna. Nic więcej, a szkoda, bo reżyser mógłby dać paniom większe szanse zaistnienia na scenie zamiast przyklejać im etykietki. Drugim aktorem, który rozumie, czym jest poczucie humoru, jest przezabawny Piotr Plichta, czyli komediowy Aspirant Pasikonik. Stanowi on idealne przeciwieństwo kolegi po fachu, Aspiranta Żądły (Piotr Srebrowski), który w każdej scenie wyglądał tak samo - jakby miał wybuchnąć z wściekłości, co było zabawne do czasu, aż stało się zbyt powtarzalne. Rolę klamry stylistycznej spektaklu pełniła Reporterka (Anna Nowacka). Pomysł z interakcją z publicznością, z robieniem zdjęć i zachęcaniem do reakcji był bardzo dobry, niestety, znów zawiodło wykonanie - irytujące, a styl gry aktorskiej mocno przesadzony.
Ogólnie aktorsko gdyński „Mayday" znajduje się jeszcze na poziomie warsztatów teatralnych, kiedy większość aktorów pozostaje aktorami i ani na chwilę nie stają się naprawdę postaciami, które grają. Sama adaptacja sztuki do realiów bliskich publiczności jest świetna, bo dobrze ogląda się spektakl, w którym ulice, dzielnice i miejsca są znajome, a nazwiska bliskie. Jan Kowalski mieszka raz na Legionów, raz na Portowej w centrum, policjanci przybywają z komendy na Wzgórzu Maksymiliana. Mieszkańców Gdyni bawi umiejscowienie bohaterów i akcji we własnej codziennej rzeczywistości. Spektaklu, który jak na komedię jest dość długi, trwa ponad dwie godziny, nie da się oglądać spokojnie z powodu przewidywalności i uproszczeń postaci. Anna Grabowska, scenografka, bardzo zgrabnie wykorzystała niewielką przestrzeń sceny Centrum Kultury w Gdyni, choć sama scenografia była zbyt umowna. Zabrakło również pomysłu na ilustrację muzyczną przedstawienia (autorem muzyki był Jan Szczurek), główny muzyczny motyw, mimo przyjemnego brzmienia, nie spełnił roli komentarza do dramatu.
Debiutowi Dariusza Majchrzaka brakuje dopracowania, które pozwoliłoby uwiarygodnić świat gdyńskiej farsy, a aktorom Sceny Studenckiej, którym nie brakuje potencjału, przydałoby się odejście od schematów i wejście w rolę. Czy reżyser i aktorzy popracują i doszlifują spektakl, czy też spoczną na laurach i pozostawią go na poziomie bardziej niż przeciętnym? Liczę, że dopracują swoje dzieło.
Mayday. Run for your wife. Autor przekładu: Elżbieta Woźniak, reżyseria: Dariusz Majchrzak, asystent reżysera: Magdalena Bochan - Jachimek, scenografia: Anna Grabowska, muzyka: Jan Szczurek. Obsada: Jan Kowalski: Michał Cyran, Maria Kowalska: Karolina Żuk, Barbara Kowalska: Katarzyna Wojasińska, Stanisław Ogrodnik: Sławomir Mandes, Aspirant Żądło: Piotr Srebrowski, Aspirant Pasikonik: Piotr Plichta, Bobby: Łukasz Łepek, Reporterka: Anna Nowacka. Premiera 11.11.2011r. Czas trwania 2h 30 min, z jedną przerwą.
Więcej o teatrze w na stronie www.pomorzekultury.pl