"Życie Andrzeja Boboli jaśniało blaskiem prawdziwej wiary. Jej moc, mająca swe źródło w Bożej łasce, rozwijała się i wzrastała z biegiem lat, ozdabiała go szczególnie i uczyniła niezłomnym w obliczu męczeństwa" – tak napisał o nim w trzechsetną rocznicę chwalebnego męczeństwa w maju 1957 r. papież Pius XII w encyklice "Invicti athletae Christi".
Heroiczny życiorys
Ród Bobolów należał do najstarszych w Polsce. Już w wieku XIII spotykamy Bobolów na Śląsku a od wieku XIV również w Małopolsce, pieczętujących się herbem Leliwa. W wieku XVI należeli Bobolowie do szlachty średnio zamożnej. Wyróżniali się jednak zawsze przywiązaniem do religii katolickiej.
Święty Andrzej Bobola urodził się w roku 1591, prawdopodobnie 29 albo 30 listopada i najprawdopodobniej w miejscowości Strachocina koło Sanoka. W dwudziestym roku życia - po zakończeniu gimnazjum jezuickiego w Braniewie - wstąpił do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego w Wilnie. Pod koniec lipca 1613 roku złożył śluby zakonne. W latach 1613-1622 studiował filozofię i teologię w Akademii Wileńskiej - z dwuletnią przerwą, w czasie której odbywał praktykę pedagogiczną w szkołach jezuickich, najpierw w Braniewie a potem w Pułtusku. Święcenia kapłańskie otrzymał 12 marca 1622 roku. Profesję czterech ślubów zakonnych złożył w kościele Świętego Kazimierza w Wilnie 2 czerwca 1630 roku.
A oto stenogramem streszczone lata jego pracy w różnych placówkach zakonu: w latach 1623-1624 był rektorem kościoła, kaznodzieją, spowiednikiem, misjonarzem ludowym i prefektem młodzieży w Nieświeżu. Jako misjonarz o. Andrzej obchodził wioski, chrzcił, łączył pary małżeńskie, godził zwaśnionych. W latach 1633-1635 był moderatorem Sodalicji Mariańskiej wśród młodzieży w Połocku. W roku 1636 został mianowany kaznodzieją w Warszawie. W roku 1637 jest ponownie w Połocku, w latach 1638-1642 w Łomży, potem w Wilnie (1642-1643, 1646-1652).
Na szczególną uwagę zasługuje ostatnie pięciolecie jego życia. Był to niewątpliwie heroiczny okres w życiu Andrzeja Boboli. Z ogromnym poświęceniem - nie dojadając i nie dosypiając - pracował jako misjonarz w okolicach Pińska wśród ludzi wybitnie zaniedbanych. Zasłużył wtedy na zaszczytne przydomki "apostoła Pińszczyzny" i "łowcy dusz". Było jednak wielu takich, których drażniła jego apostolska działalność.
Męczeństwo
Czasy, w których przyszło pracować św. Andrzejowi, były bardzo burzliwe. Nieustanne wojny: z Rosją, ze Szwecją, z Kozakami i Tatarami niszczyły kraj i wyludniały całe okolice. Do napięć politycznych dołączyły się religijne. W "obronie" prawosławnych wystąpił wódz Kozaków, Piotr Konaszewicz, a po nim jeszcze gwałtowniej Bohdan Chmielnicki. Pińsk jako miasto pogranicza Rusi i prawosławia był szczególnie narażony. Zniszczony w roku 1648, odbity przez wojska polskie, w roku 1655 zostaje ponownie zajęty przez wojska carskie, które wśród ludności miejscowej urządziły rzeź. W roku 1657 Pińsk jest w rękach polskich i jezuici mogą wrócić tu do normalnej pracy. Ale już w maju 1657 roku Pińsk zajął ponownie oddział kozacki pod dowództwem Jana Lichego. Najbardziej zagrożeni byli misjonarze: o. Maffon i o. Bobola.
Św. Andrzej Bobola schronił się do Janowa, odległego od Pińska około 30 kilometrów. Stamtąd udał się do wsi Peredił. Dnia 16 maja do Janowa wpadły oddziały i zaczęły mordować Polaków i Żydów. Wypytywano, gdzie jest o. Andrzej. Na wiadomość, że jest w Peredilu wzięli ze sobą jako przewodnika Jakuba Czetwerynkę. Św. Andrzej na prośbę mieszkańców wsi, którzy dowiedzieli się, że jest poszukiwany, chciał wozem użyczonym ratować się ucieczką. Kiedy dojeżdżali do wsi Mogilno napotkali oddział żołnierzy. Zdarto ze świętego suknię kapłańską, na pół obnażonego zaprowadzono pod płot, przywiązano go do słupa i zaczęto bić nahajami, było to na wiosnę. W polu pracowało wielu wieśniaków, którzy byli świadkami. Kiedy jednak ani namowy, ani krwawe bicie nie złamało Męczennika, aby się wyrzekł wiary, oprawcy ucięli świeże gałęzie wierzbowe, upletli z niej koronę na wzór Chrystusowej i włożyli ją na głowę kapłana tak, aby jednak nie pękła czaszka. Zaczęto go policzkować, aż wybito mu zęby, wyrywano mu paznokcie i zdarto skórę z górnej części ręki.
Odwiązali go wreszcie oprawcy i okręcili sznurem, a dwa jego końce przymocowali do siodeł. Tak musiał Święty biec za końmi, popędzany kłuciem lanc. W Janowie był właśnie targ. Tłum zaczął się gromadzić. Przyprowadzono kapłana przed dowódcę. Ten zapytał: „Jesteś ty ksiądz?". „Tak", odparł Święty. „Moja wiara prowadzi do zbawienia. Nawróćcie się". Dowódca zamierzył się szablą i byłby zabił Świętego, gdyby ten nie zasłonił się ręką, która została zraniona. Kapłana zawleczono do rzeźni miejskiej, rozłożono go na stole i zaczęto przypalać go ogniem. Na miejscu tonsury wycięto mu ciało do kości na głowie, na plecach wycięto mu skórę w formie ornatu, rany posypywano sieczką, odcięto mu nos, wargi, wykłuto mu jedno oko. Kiedy z bólu i jęku wzywał stale imienia Jezus, w karku zrobiono otwór i wyrwano mu język u nasady. Potem powieszono Męczennika twarzą do dołu. Uderzeniem szabli w głowę zakończył dowódca nieludzkie męczarnie kapłana dnia 16 maja 1657 roku.
Będę patronem Polski
Po swojej śmierci św. Andrzej upodobał sobie dość nietypowe metody interweniowania w ziemską rzeczywistość. Otóż, niejednokrotnie na przestrzeni dziejów upominał się - za pośrednictwem różnych osób - o krzewienie w Polsce jego kultu. Znawca problemu, jezuita, o. Mirosław Paciuszkiewicz napisał przed kilku laty książkę o znamiennym tytule "Znów o sobie przypomniał", w której czytamy m.in.: "Okazuje się, że Męczennik z Janowa Poleskiego dawał znać o sobie i zobowiązywał, żeby o nim pamiętać. Dwie takie interwencje zasługują na szczególną uwagę. Jedna w kwietniu 1702 roku. We śnie zjawił się Andrzej Bobola ks. Marcinowi Godebskiemu, rektorowi Kolegium Jezuickiego w Pińsku i zażądał, żeby znaleziono jego trumnę i umieszczono ją oddzielnie. Gdy odkryto trumnę, zobaczono ślady straszliwego męczeństwa, ale także jakby świeżo zakrzepłą krew, choć od jego śmierci minęło prawie pół wieku. Wtedy zaczął się kult i podjęto starania o beatyfikację. Drugi raz tak zdecydowanie przypomniał o sobie Andrzej Bobola w 1819 roku, gdy w klasztorze dominikanów w Wilnie ukazał się ojcu Alojzemu Korzeniewskiemu, zapowiadając koniec wielkiej wojny, niepodległość Polski i to, że zostanie jej głównym patronem".
W rzędzie powierników przesłania świętego znaleźli się także współcześni kapłani, zarówno poprzedni proboszcz Strachociny, śp. ks. Ryszard Mucha, jak i obecny - ks. Józef Niźnik. Zdaniem o. Paciuszkiewicza wszystko wskazuje na to, że tajemniczą postacią, objawiającą się przez długi czas obydwu duchownym, był św. Andrzej, którego interwencja okazała się błogosławiona w skutkach. Obecnie Sanktuarium św. Andrzeja znajduje się również w Strachocinie.
Patron na trudne czasy
Jak często zaznacza ks. Mirosław Paciuszkiewicz, współbrat Andrzeja Boboli, cnotę cierpliwości Święty wypracował w stopniu heroicznym, gdyż aż 196 lat od śmierci został beatyfikowany, a po 281 latach - kanonizowany. Bardzo długo czekał też na oficjalne potwierdzenie proroctwa, że zostanie patronem Polski. Nieoficjalnie uważany był za takiego od dawna, zwłaszcza w okresie międzywojennym, gdy jego zwłoki, „wyrwane” przez papieża z komunistycznej Rosji, tryumfalnie powróciły w 1938 r. do Polski. Papież Pius XI zdecydował, że będą one umieszczone w Warszawie, w kaplicy oo. Jezuitów na Rakowieckiej. Dzisiaj jest tam duże sanktuarium.
Biskupi polscy nazwali św. Andrzeja Bobolę patronem trudnych czasów, jako że czasy, w których żył, i czasy, którym patronuje, są takie rzeczywiście. Był niestrudzonym kaznodzieją, który życiem poświadczył swoje przywiązanie do Chrystusa. Jego cnoty kapłańskie i gorliwość są więc znaczące, sięgają bowiem w swym wymiarze ofiary Chrystusowej.
Więcej o świętym Andrzeju Boboli, patrz tutaj.
Polecam również trzy filmy:
Powrót relikwii św. Andrzeja Boboli – 1938.
Program TV Puls z cyklu "Widzialne i Niewidzialne" poświęcony św. Andrzejowi Boboli.
Wybawca będzińskiego kościoła.