Adam Wolańczyk: (Rocznik 36', Aktor Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu. Ostoja sceny wałbrzyskiej; obecnie na emeryturze. Zaznaczył się udziałem w wielu przedstawieniach, m.in. w "Wieczorze trzech Króli" W. Szekspira i "Koziołku Matołku" K. Makuszyńskiego. Andrzej Wajda zaprosił go do udziału w filmie "Pan Tadeusz", gdzie zagrał polskiego szlachcica): Na początku chciałbym pozdrowić Eugeniusza Kujawskiego, który tu pracuję i z którym pracowałem we Wrocławiu. Bardzo prawy kolega, kiedyś amant, zresztą ja też, ale ponieważ lubię kulinaria, zmieniłem książki wyłącznie na kulinarne i nabrałem warunków, chyba „lepszych” w Polsce. Takie grubasy też są potrzebne w teatrze.
Sukces naszego przedstawienia, a także innych w teatrze w Wałbrzychu, w którym pracuję od 1967r., biorą się z fascynacji pracy nad rolą, nad sztuką. Na stare lata, po graniu w spektaklach tradycyjnych, wszedłem w okres poszukiwań ciekawych reżyserów. Dyrektor ma węch, zaprasza bardzo interesujących, młodych ludzi, którzy potrafią pracować z aktorem, na przykład pani Strzępka tak czuje dialog, podmiot, orzeczenie (śmiech na sali), czym bardzo pomaga młodym aktorom w dojrzewaniu do roli. Jestem od 10 lat na emeryturze, ale ciągle cieszę się na bycie w teatrze. Atmosfera jest twórcza, młodzi zafascynowani pracują nad tekstem, naprawdę jest to twórcza praca, praca i jeszcze raz praca. Dlatego są wyniki. Zapraszamy publiczność gdyńską do Wałbrzycha, które jest gościnnym miastem, a okolica jest przepiękna.
Paweł Sztarbowski (PS): Czy rzeczywiście w Wałbrzychu jest taka sielanka, Moniko?
Monika Strzępka(MS): Rzeczywiście jest sielanka. Może się powtórzę, ale nie mam innych argumentów. Wałbrzych jest miastem, w którym pracuje się nam najlepiej, to jest nasz dom. Wiąże się to także z tym, że wieczorem po próbach nie ma gdzie się wypuścić w miasto. Większość zespołu wałbrzyskiego, to są ludzie, którzy przyjeżdżają tam pracować. Próba zaczyna się o 10.00 i trwa do 14.00. Mamy wspólny obiad, po obiedzie znów wspólnie mamy zajęcia w podgrupach. O 18.00 zaczynamy kolejną próbę, ona trwa do 22.00, a po próbie dyskutujemy o tym, co na próbie, ile mamy sił w płucach.
Wydaje mi się, że jest to rzadkie zjawisko, aby zmiana dyrekcji w teatrze przebiegała tak spokojnie, jak to było u nas. Nie chcę powiedzieć, że dyrektor artystyczny Sebastian Majewski wszedł w buty po Piotrze Kruszczyńskim, ale tam się nie wydarzyło to, co na ogół się dzieje przy tak radykalnych zmianach. Trzeba zaorać pole po swoim poprzedniku/przeciwniku, wszystko trzeba budować od samego początku, co jest bardzo trudne. Dochodzi do tego, że publiczność która jest przywiązana do teatru, odchodzi. Trzeba na nowo znaleźć widzów, zespół, repertuar. Nic z tego nie miało u nas miejsca.
PS: Chciałbym zapytać o spektakl, na początku miałaś robić po prostu ,,Czterech pancernych i psa"?
MS.: Jak widzisz, pracowaliśmy razem ( z Pawłem Demirskim), graliśmy parę tekstów klasycznych, ale nigdy nie była to adaptacja, to nas nie interesuje. Nie mamy takiej potrzeby.
Paweł Demirski (PD) (Rocznik 1979. Katolik, niedoszły bramkarz Lechii Gdańsk, były kierownik literacki Teatru Wybrzeże, dramaturg, autor tekstów: "Nieprzytomnie", "Skurwysyny", "Padnij" (spektakl na podstawie tego dramatu wszedł do finału ministerialnego konkursu na wystawienie polskiej sztuki współczesnej). Twórca nagrodzonego przez Teatr Rozmaitości scenariusza na konkurs "Carproject". Stypendysta Royal Court Theatre w Londynie. Autor i opiekun dramaturgiczny projektu STM w Teatrze Wybrzeże. Ciągle chce wyemigrować z Polski. Najchętniej na Dolny Śląsk.): Wydaje mi się, że jeśli Sebastian Majewski i Jan Klata są w stanie zaadaptować "Trylogię" to taki serialik też spokojnie można zaadaptować, skomasować (śmiech na sali) w 45 minutach, inaczej by się dłużyło. Chciałem powiedzieć, że to była o tyle ciekawa sprawa, że temat został nam narzucony i myśmy długo z Moniką się zastanawiali, czy w ogóle chcemy.
MS.: Długo, to znaczy dwa dni.
PD: To było dosyć dziwne i pouczające doświadczenie dla nas bo to był temat zadany. do którego musieliśmy się odnieść. Powstało pewne napięcie pomiędzy tym, co zadane, a tym, co rzeczywiście możemy zrobić, zaczęły pojawiać się pomysły. To się tutaj bardzo dobrze sprawdziło i bardzo dobrze wspominam te trzy miesiące pracy.
MS.: Dwa miesiące.
PS: Zaczęliście oglądać serial „Czterej pancerni i pies” na DVD. Kiedyś mówiłaś, że zupełnie inaczej reagowaliście na pewne wątki.
MS.: Tak, to była szczególna okazja. Praca w Wałbrzychu to dla nas wielka gratka. Oglądaliśmy film pod kątem, w jakim kierunku pójść. Reagowaliśmy na zupełnie inne rzeczy.Sebastian Majewski wymyślił taki sezon ,,Znamy, znamy". Reżyserzy otrzymują zadania, czasem też sami się zgłaszają. I tak Krzysiek Garbaczewski robi ,,Gwiezdne Wojny", Wiktor Rubin robi ,,Jamesa Bonda", a Natalia Korczakowska robi ,,Dynastię", my robimy ,,Czterech pancernych i psa".
PS: Poruszyliście wątki, które na ogół schodzą na drugi plan. Myślę, że bez Ciebie pewnych wątków Paweł by nie dostrzegł, a ty bez niego.
M.S: Dlatego, że jestem ze wsi.?
PS: Wydobywacie wątek chłopsko-inteligenckiej podwójności. Dla mnie jest to o wiele ważniejsze niż wątek wojny.
MS.: My w ogóle nie zamierzaliśmy robić spektaklu o wojnie. To trzeba zdementować. Trochę słabo jest robić spektakl o tym, że jest wojna, o tym powszechnie wiadomo. Chcieliśmy przywrócić do dyskursu to, co zostało wyautowane na przestrzeni kilkudziesięciu lat, czyli, czyim głosem jest zapisywany chłop w kulturze. Czy taki byt jest możliwy w kulturze? Moim zdaniem nie, jedynie jako głupek, z którego można się trochę pośmiać, on sam nie ma głosu. Chciałabym jeszcze wrócić do ,,Znamy, znamy". Dla nas punktem wyjścia nie było znamy, znamy „Czterech pancernych”. Nie chcieliśmy zrobić także spektaklu o tym, że serial jest zakłamany. Mówimy o tym, żeby prawidłowo rozwijać oficjalne narracje, czy my jesteśmy językiem, czy język nami, kto opowiada, dla kogo. Dlaczego mówi się o tym, że w powstaniu warszawskim i Katyniu zginął "kwiat" polskiej inteligencji ? To co ? Ci którzy przeżyli, nasi przodkowie, to są jakieś gorsze byty społeczne?
Piotr Wyszomirski: Pytanie do dramaturga. Czym pan się kieruje przy pisaniu - rytmem, czy obrazami i czy będzie pan pisał mniej, bo nie zawsze dużo znaczy dobrze, a do pani reżyser: jak pani otwiera aktorów, którzy dokonują przekroczeń i czynią to z tak niezwykłym wdziękiem i lekkością. Czy stosują państwo jakieś używki, alkohol, dopalacze?(śmiech na sali)
PD: Będę pisał więcej, jeszcze dużo. Może to przejdzie w jakąś jakość (śmiech). Wydaje mi się, że rytm jest bardzo ważny. Natomiast, co jest pewną specyfiką teatru wałbrzyskiego, to oprócz rytmu i pisania samym językiem i przyglądaniu się, jak się układa fraza. Tutaj też jest szalenie istotne, że ja wiem, dla kogo piszę, widzę aktora i wiem, co można, a czego lepiej nie pisać. Pisanie w trakcie pracy wiąże się z pewną dozą zaufania dla aktorów. Wiadomo, że piszesz o czymś, w samym akcie pisania rytm jest bardzo ważny.
MS.: To jest bardzo żmudna praca. Ja nie wierzę w nieświadome aktorstwo, że wpadamy w pewien stan, coś tam wiemy i teraz możemy zagrać długi, trzystronicowy monolog w tych emocjach, stanie. To nie jest tak, że ja upalam aktorów zielem i w związku z tym oni zaczynają mi ufać. Nie, nie. To jest naprawdę koronkowa robota. W każdej linijce my musimy znaleźć słowo, które będzie zaakceptowane. Każdy z nas posługując się mową, wie, co mówi. Akcent pada na jedno ze słów, np. Tu stoi drzewo. I musimy zdecydować który wyraz będziemy akcentować. Aktor musi być bardzo precyzyjny i tłuczemy wszystko tak, żeby nie było żadnej wątpliwości, żeby było wiadomo, który wyraz musi być zaakcentowany, dlaczego i co to niesie za sobą i to też robi rytm. Mowa jest rytmiczna.
Pełny zapis spotkania na filmach:
Ucho Gdynia Gazeta Świętojańska
Mówią Monika Strzępka i Paweł Demirski 1/2 . Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj
Ucho Gdynia Gazeta Świętojańska
Mówią Monika Strzępka i Paweł Demirski 2/2 . Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj
Więcej o teatrze w na stronie www.pomorzekultury.pl