Piotr Wyszomirski: Na jakich zasadach kwalifikowano sztuki na Festiwal R@port?
Paweł Wodziński*: Zasad było kilka. Jedna była najważniejsza, a mianowicie zależało nam na pokazaniu przedstawień, które reprezentują wybitną albo oryginalną wartość artystyczną. Zależało nam na tym, aby pokazać ostatnie prace czołowych polskich dramatopisarzy. Chcieliśmy pokazać przegląd tego, co polski teatr ma w tej chwili w rękach.
Inscenizacji współczesnej polskiej dramaturgii w roku jest około 100, czyli w Gdyni jest 10 %, bo polskich spektakli jest 10. Jakie tytuły wypadły? Czego Pan żałuje ?
Szacowaliśmy ilość przedstawień raczej na liczbę od 60 do 80. Ilość przedstawień zależy od roku i od ilości powstających tekstów. Duża część z tych przedstawień są to przedstawienia teatrów offowych bądź teatrów alternatywnych. Próbowaliśmy zaprosić jeszcze kilka spektakli. Wydawało nam się interesującym zaproszenie Andrzeja Stasiuka z „Czekając na Turka” ze Starego Teatru. Niestety, z przyczyn terminowych okazało się to niemożliwe. Próbowaliśmy zaprosić dwa spektakle zagraniczne, które też ze względów terminowych i finansowych okazały się dla nas niedostępne. Ciekawym byłoby pokazanie twórczości Antoniny Grzegorzewskiej, niestety, także okazało się to niemożliwe. Wydaje mi się, że jest jeszcze kilkunastu ciekawych autorów, na których warto zwrócić uwagę. Warto też zastanowić się, jak pokazywać teatry offowe. Nie zawsze dobrze jest je zestawiać z teatrami, które mają wielkie budżety i duże środki.
Pora roku też nie sprzyja offom, odpadły wszystkie teatry plenerowe.
Niestety, faktycznie pora roku nie sprzyja teatrom offowym. Szukaliśmy ogrzewanej sali w Gdyni. Jest mnóstwo pięknych sal, fabryk, terenów postoczniowych, dawny Dworzec Morski, ale są to wszystko sale, w których można grać tylko w maju, czerwcu, ewentualnie wczesną jesienią. Myślę, że obecny termin jest do przemyślenia.
Obserwując pięć edycji, można powiedzieć, że R@port ma rezydentów. Przykładem może być Paweł Demirski, ale jest ich więcej, ale czy coraz więcej ?
Celne spostrzeżenie. Grupa teatrów, które są zainteresowane współczesną dramaturgią, nie poszerza się, bądź poszerza się niewiele. Cieszyłbym się, gdyby więcej teatrów sięgało po współczesne teksty. To, czego brakuje polskiemu teatrowi, to możliwość pracy nad tekstem. To nie ma być produkt zrobiony dla efektu, powinno coś za tym się kryć. Myślę, że jest jeszcze wiele teatrów, w których współczesna dramaturgia odgrywałaby swoją ważną rolę. Mam nadzieję, że sfera przyjazna współczesnej dramaturgii będzie się poszerzać.
Wszyscy wiemy, że tegoroczny R@port powstawał w trudnych warunkach miejscowych. Dyrektor Ingmar Villqist mówił, że co roku ktoś inny będzie prowadził festiwal. Czy to znaczy, że Pana nie zobaczymy w przyszłym roku?
O ile wiem, formuła festiwalu zawsze taka była. Kwestie przyszłego festiwalu będą znane dopiero po zakończeniu obecnej edycji. Cały czas prowadzę pracę nad propagowaniem polskiej dramaturgii, co zbiegło się z tym projektem i z propozycją współpracy ze strony dyrektora Villgista.
Czyli desant z Bydgoszczy?
Nie jestem związany z Bydgoszczą, reżyseruję tam tylko przedstawienia. Zaprosiliśmy do współpracy osoby, które częściowo związane są z Instytutem Teatralnym w Warszawie, częściowo są niezależnymi kuratorami. Zaprosiliśmy także osoby, które są doświadczone w organizowaniu dużych projektów międzynarodowych, np. Warszawskich Spotkań Teatralnych, czy festiwali, w których uczestniczą goście i zespoły zagraniczne. To jest dość trudne, gdyż musimy zgrać nawyki i przyzwyczajenia różnych kultur teatralnych. Mówiąc o desancie, mogę powiedzieć, że był to desant warszawski.
Do tej pory bardziej odpowiedzialne za organizację R@portu było akademickie środowisko Uniwersytetu Gdańskiego. Niektóre inscenizacje odbierane były z rozczarowaniem, tak jak „Nasza klasa”, która miała nadkomplet.
Niestety, możliwości pozyskiwania miejsc są dość ograniczone. Mając zaplecze w postaci malutkiego Teatru Miejskiego, chodzi mi o małą scenę, dość trudno wpisywać te przedstawienia. Czasami zdarza się, że jest więcej osób niż planowaliśmy. Bardzo cieszymy się z tego, że było takie zainteresowanie. Pamiętam sytuacje z dawnych Warszawskich Spotkań Teatralnych, gdzie osób było tak dużo, że siadano na schodach. Taka atmosfera dla aktorów jest fantastycznym doświadczeniem. Niestety, z podwójnym graniem spektakli wiążą się większe koszty.
W Gdańsku na Festiwalu Szekspirowskim niektóre spektakle grane są po kilka razy.
Tutaj decyduje formuła konkursowa. Stwarzamy równe szanse spektaklom, aby żaden ze spektakli nie był faworyzowany.
Wszystkim nam zależy na tym, aby polska dramaturgia współczesna i polski teatr współczesny miała się jeszcze lepiej. Myślę jednak, że trzeba dużo zrobić, aby to spotkanie w Gdyni było autentycznym świętem. To nadal jest impreza klubowa. Kilkadziesiąt tych samych twarzy, „stachanowców” teatru. Bardzo mało osób było biletowanych, na wielu pokazach były wolne miejsca. Co zrobić, aby R@port zyskał taki kształt, na jaki zasługuje ?
Miałem poczucie zainteresowania festiwalem, oczywiście ma Pan rację, że grupa osób zainteresowanych teatrem nie jest tak liczna.
W Legnicy Festiwal Miasto cieszy się dużą popularnością...
Taką samą jak R@port w Gdyni. Nie widzę różnic. Nie miałem poczucia, żeby publiczność w Gdyni nie była zainteresowana dramaturgią. Są przedstawienia przyciągające dużą uwagę, jak „Nasza klasa”, czy też osoby jak Paweł Demirski, który jest dobrze znanym autorem w Trójmieście. Co zrobić, aby zwiększyć zainteresowanie teatrem artystycznym? Wydaje mi się, że obecnie mamy do czynienia ze zwróceniem uwagi na teatr rozrywkowy, który wypiera teatr artystyczny. Nadszedł chyba czas, żeby pomyśleć o jakimś wyraźnym rozgraniczeniu tych dwóch rodzajów teatru.
Cały wywiad na filmie:
Ucho Gdynia Gazeta Świętojańska
Wywiad z Pawłem Wodzińskim . Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj
*Paweł Wodziński - Reżyser teatralny, scenograf. W latach 1989-93 był asystentem reżysera, a potem reżyserem w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, reżyserował także w innych teatrach w całej Polsce. Zajmuje się także scenografią teatralną. Od 1998 jest prezesem Towarzystwa Teatralnego. Tłumaczy sztuki teatralne (m. in. głośne "Shopping and Fucking"). W latach 2000-2003 dyrektor naczelny i artystyczny Teatru Polskiego w Poznaniu.
Więcej o teatrze w na stronie www.pomorzekultury.pl