Arka Gdynia - GKS Bełchatów 1:0 (1:0)
Bramki: Ivanovski 40'
Arka: Witkowski - Noll, Rozić, Szmatiuk, Bruma - Glavina (34' Labukas), Burkhardt, Płotka, Budziński (60' Zawistowski), Wilczyński - Ivanovski (88' Siemaszko).
GKS Bełchatów: Sapela – Fonfara, Lacic, Drzymont, Popek -Da Silva, Baran (69' Poźniak), Gol, Małkowski (77' White) - Nowak, Kuświk (57' Żewłakow).
Żółte kartki: Płotka, Budziński, Noll - Fonfara
Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków)
Zanim rozbrzmiał pierwszy tym meczy gwizdek sędziego Musiała, gdyńskie trybuny uczciły pamięć pani Czesi, legendy kibiców Arki, nierozłącznie kojarzącej się z naszym klubem.
Pierwsze minuty spotkania można okreslić jako typowe piłkarskie szachy. Oba zespoły próbowały osiagnąć przewagę w środku pola, nic więc dziwnego, że żadna ze stron nie zdołała stworzyć najmniejszego zagrożenia pod jedną z bramek.
Dopiero w 10. minucie gry bliska szczęścia była Arka. Dośrodkowanie z rzutu rożnego Burkhardta spadło na głowę Ante Rozića, a nasz środkowy obrońca pomylił sie dosłownie o kilka centymetrów.
Po pięciu minutach sytuację-marzenie miał Marcin Budziński, który prostym zwodem oszukał obrońcę i samotnie wbiegł w pole karne, jednak zamiast zdecydować się na strzał szukał podaniem Mirko Ivanovskiego. To był błąd, bo napastnik Arki był juz w otoczeniu dwóch obrońców i nie miał szans na przejęcie futbolówki.
Bełchatów również próbował atakować i kilka razy dotarł do naszego pola karnego, wywołując kilka razy dużo zamieszania, ale ostatecznie nie udawało się wykończyć tych akcji strzałem na bramkę.
W 25. minucie znów dobrą akcję stworzyli gospodarze. Denis Glavina powalczył o piłkę przed polem karnym i to sie opłaciło, bo po jej przejęciu dostał szansę na oddanie strzału. Z okazji skorzystał, lecz piłka w bardzo nieznacznej odległości minęła lewy słupek bramki Sapeli.
Piłkarze GKS-u swoją szansę dostali w 30.minucie, gdy na środku boiska piłkę przejął Nowak i pomknął w pole karne. Tam na szczęście dla Arki dośrodkował wprost w rękawice Witkowskiego, bo na środku czekali na nią już inni bełchatowianie. Kilka chwil później przykrej kontuzji doznał Glavina. Po zderzeniu z rywalem szybko zniesiono go z boiska i na plac gry wszedł Labukas.
Ponure miny kibiców i piłkarzy Arki szybko zamieniły się na szczere uśmiechy. W 40. minucie znów świetnie z rzutu rożnego dośrodkował Burkhardt, a najwyżej do piłki wyskoczył Ivanovski i wygrał pojedynek z rywalami, kierując piłkę do siatki. To pierwsza bramka Macedończyka w żółto-niebieskich barwach, tak długo wyczekiwana przez wszystkich fanów, trenerów i niego samego!
Ivanovski mógł być jeszcze większym bohaterem Gdyni, bo juz w doliczonym czasie otrzymał w polu karnym piłkę od Michała Płotki i po chwili spróbował strzału. Piłka poszybowała nad poprzeczką, ale sędzia i tak zasygnalizował pozycje spaloną Mirko, choc jak wykazały powtórki telewizyjne, nie mogło być o tym mowy. Do przerwy zatem Arka prowadziła z GKS-em 1:0, a największym zmartwieniem naszej drużyny były w tym momencie aż trzy żółte kartoniki, które przynajmniej w dwóch wypadkach wydawały się mocno wątpliwe oraz poważny uraz Glaviny, który jak się okazało złamał kość jarzmową i oczywiście szybko znalazł się w szpitalu.
Już w 50. minucie mogło być jednak "po jeden", bo straszny bałagan zapanował w szeregach obronnych Arki. Najpierw Witkowski bardzo niebezpieczną piłkę wybił z linii, a potem kilkakrotnie nie potrafili w nią trafić nasi defensorzy. Wszystko jednak skończyło się dobrze, bo w tym całym zamieszaniu nie potrafili odnaleźć się również zawodnicy trenera Bartoszka.
W kolejnych minutach ataki gości nie ustępowały, na szczęście ich ilość nie przechodziła w jakość, wiec albo strzały leciały albo daleko od bramki albo wprost do Witkowskiego.
Pierwszy strzał w drugiej połowie Arkowcy oddali dopiero w 67. minucie gdy ze sporej odległości z rzutu wolnego szansy szukał Burkhardt, jednak wyraźnie się pomylił.
W 80. minucie Dawid Nowak stanął przed szansą otwarcia swojego dorobku bramkowego w tym sezonie, bo wychodził na sytuację "sam na sam" z Witkowskim, ale wyraźnie zabrakło mu szybkości i w ostatniej chwili uprzedzili go nasi obrońcy.
Do ostatniego gwizdka GKS bił głową w mur, a jedynym pożytkiem z ich akcji były liczne rzuty rożne. Nic to jednak nie dało, gdynianie skutecznie dowieźli zwycięstwo do końca i nareszcie odnieśli długo wyczekiwaną 100. wygraną w najwyższej klasie rozgrywkowej!