Gazeta Świętojańska:Skąd czerpałeś pomysły na opowiadania?
Adam Kamiński: Cóż, prozy ze zbioru „Sam” powstawały gdzieś na zetknięciu rzeczywistości i wyobraźni. Czasem zdarzenia z życia codziennego, spotkań z ludźmi, z podróży były głównym elementem, który doprawiałem odrobiną fantastyki, czasem było zupełnie odwrotnie, to znaczy: pomysł na fabułę dopiero szukał uzupełnienia, ukrwienia w dotykalnej rzeczywistości. Proporcje są różne i czasem nawet trudno je ustalić…
Część dotyczy Gdyni i historii, które tu się przydarzyły. Jak ważne jest umiejscowienie? Czemu miasta, a nie choćby Bieszczady?
Oprócz Gdyni jest tu Sopot, Gdańsk, Kraków, Praga, są Sierakowice i Ustrzyki Dolne… Co do Gdyni, zdaję się od niej nie ucieknę. To miasto, w którym urodziłem się i wychowałem, w którym dostąpiłem najważniejszych dla dorastającego mężczyzny wtajemniczeń, miasto dla mnie na pewno magiczne. Umiejscowienie kilku opowiadań tutaj jest istotne w równym stopniu dla mnie, dla miasta i dla czytelnika. Jest to konkret, który dobrze znam i który pozwala mi tworzyć kompozycje wyjątkowe, specyficzne jak to miasto. Istotne jest jednak dla mnie pewne zastrzeżenie. Przypadki opisane przeze mnie mogłyby się zdarzyć także w innym miejscu. Uniwersalność historii jest dla mnie równie ważna jak specyfika. Czyli: mężczyzna może zakochać się w wystawowej nodze nie tylko w Gdyni, ale w każdym miejscu na świecie. A dlaczego miasta, a nie góry? Jestem mieszczuchem, dobrze się czuję jako mieszczuch, i nawet spędzając noce z przyjaciółmi na dzikich plażach (co zdarza nam się często), lubię z rana wypić kawę w miłym barze czy restauracji.
Niektóre historie noszą w sobie traumatyczne wspomnienia. Nie będę o nie pytał. Ale czy to nie jest tak, że po latach pewne zdarzenia żyją swoim życiem, a pisarz czuje się w obowiązku do nich nawiązać? Czy to kwestia czerpania weny z takich archetypicznych sytuacji jak narodzenie kota-następcy, czy forma ekspresji swoich dawnych lęków, które tkwią gdzieś w podświadomości?
Określenie „traumatyczne wspomnienia” byłoby bardziej na miejscu, gdybyśmy mówili o zapisach pamiętnikowych, dziennikowych, reportażowych czy jakichkolwiek innych należących do literatury faktu. Podejrzewam, że twoje pytanie dotyczy głównie opowiadania „Pożegnanie”, w którym pojawia się motyw śmierci babci?
Zgadza się. Samemu wspominam ten przykry moment w sposób bardzo dotkliwy...
Jest to też dobry przykład do zilustrowania źródeł mojej noweli. Bohater tego opowiadania jest wnukiem, podczas gdy w wypadkach, które posłużyły tu jako materiał wzorcowy, byłem tylko przyjacielem rodziny zmarłej. Traumatyzm tego opowiadania bierze się więc z dobrze skonstruowanej fikcji, nie ze ściśle osobistego doświadczenia osamotnionego wnuka. Co do archetypów, czy ekspresji podświadomości, pewnie i te pierwsze, i drugie wyłażą gdzie tylko mogą, a zostają tam, gdzie przyniosą korzyść danemu utworowi. Tych wyłażących nie wiadomo czego jest bardzo dużo i kultura ani psychologia nie dadzą sobie jeszcze długo rady z ich nazwaniem i opisaniem.
Jakie znaczenie miała poezja, głównie metafizyka, w powstawaniu twoich wierszy? Czy to składało się na Twój oryginalny styl narracji i czy było to zamierzone? Wydaje mi się, że czasami zbyt wiele jakiś, określonych podkreśleń w literaturze jest zbędnych, ale jeśli to w prozie zyskuje wymiar duchowy, wydaje się to być bardziej interesujące...
Już od dłuższego czasu nie mam wątpliwości, że dopiero próby prozatorskie pozwoliły mi znaleźć własny język, w tym zdaniu utwierdzili mnie także krytycy, np. Henryk Bereza. Moje zainteresowania literaturą z kręgu metafizycznego są rzeczywiście dosyć systematyczne: właściwie od samego początku świadomego poszukiwania lektur. Wpłynęło to też na sposób pisania: na początku wierszy – jak słusznie wspomniałeś – wreszcie prozy i dramatu. Ten ostatni gatunek uprawiam od niedawna, a jednak z pewnym sukcesem – oba napisane przeze mnie teksty dramatyczne („Wybrany” i „Przybysz”) zostały wystawione w 2007 roku przez Teatr Polskiego Radia. A poszukiwaczy wątków metafizycznych we współczesnej literaturze mogę śmiało do nich odesłać. Sztuka polega na tym, jak wpleść metafizykę w wątek kryminalny, sensacyjny czy obyczajowy. Bo ostatecznym celem jest, zachowując wysoki poziom, zainteresować czytelników czy słuchaczy.
Bardzo fajne opowiadania o nodze z kantorka na Abrahama i Ewie. Możesz rozwinąć...
Opowiadania „Ewa” i „Gabriella” mają ze sobą, jak by nie patrzeć, trochę wspólnego: motyw głębokich fantazji erotycznych i nieudanej próby ich spełnienia. „Ewa” to historia mężczyzny, któremu udało się powołać do życia obiekt seksualnych marzeń, bóstwo miłości, które jednak – czego bohater nie przewidział – zaczyna żyć własnym życiem, życiem, które zaczyna żerować na jego życiu. „Gabriella” zaś jest opowieścią o mężczyźnie, który zakochał się w nodze z wystawy. Ogląda ją, rozmawia z nią, zakochuje się w niej – zresztą z wzajemnością – śni o niej, ale kiedy próbuje ją porwać, okazuje się, że noga nie bardzo może istnieć w innej rzeczywistości niż ta, z której ją zabrał. Kończy się to tragicznie dla bohatera. Oba opowiadania eksplorują dosyć istotne kwestie ludzkiego życia: potrzeb i możliwości ich spełnienia. Pytanie, na ile jesteśmy niewolnikami pewnych konieczności, jest w ogóle jednym z istotniejszych, jakie warto nie tylko w literaturze zadać.
Dziękuje za rozmowę i życzę powodzenia oraz weny twórczej w Nowym Roku 2008.
Również bardzo dziękuję.
Adam Kamiński
* Adam Kamiński – r. '78, prozaik, zadebiutował tomem wierszy “Stąd, czyli z Raju” (2000). Opowiadania publikował w: “Twórczości”, Pograniczach”, “Tytule”, “Autografie” oraz w kilku antologiach (m.in.: “Trzy razy”, “Wyjście ewakuacyjne”).
Adam Kamiński, Cud piątkowego wieczoru [*.PDF]
Z posłowia Pawła Huelle
Opowiadania Adama Kamińskiego posiadają pewien niezwykły walor. Z opisów konkretnych sytuacji, miejsc i ludzi wynikają zaskakujące pointy, a realność znanego nam świata – na przykład ulic Świętojańskiej czy Witomińskiej w Gdyni – przetworzona zostaje w poetycką wizję czasu i przestrzeni. To, co konkretne, zmysłowe, niemal dotykalne, uzyskuje w tej prozie rzadko dziś spotykany w sztuce aspekt metafizycznego przeczucia, które przesuwa nasz punkt widzenia z płaskiego realizmu w głębszy obszar refleksji i doznań. Autor osiąga ten efekt, stosując dyskretną, niemal liryczną narrację, w której czujemy spojrzenie poety. Świat rzeczy i zjawisk – skazanych na przemijalność – jest w tych opowiadaniach potraktowany właśnie metafizycznie: istnieje, ale mógłby przecież nie istnieć. Dlatego prawie każdy z tych tekstów szuka głębokiego uzasadnienia: dla świata jako całości, dla poszczególnych zdarzeń, przedmiotów, postaci. Jest w tym sposobie opowiadania coś z Schulzowskiej epoki magicznego dzieciństwa, ale bardzo świadomy autor, jakim okazuje się Adam Kamiński, szczęśliwie unika wtórności, zdając się jedynie – i bardzo dyskretnie przy tym – na pełne szacunku wskazanie swoich własnych fascynacji literackich. Przy uważnej lekturze odnajdziemy tu także klimat wczesnych próz Iwaszkiewiecza i mało znanych opowiadań Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, ale wszystkie te tropy czy inspiracje w niczym nie pomniejszają oryginalności opowiadań niespiesznego obserwatora gdyńskich ulic. Przeciwnie – dają im to, o co w literaturze współczesnej tak dzisiaj trudno: głęboki oddech polszczyzny i na wysokim poziomie rzemiosło. Czy można pragnąć czegoś więcej?
Region, 2006
Książka Adma Kamińskiego jest do nabycia w Wydawnictwie Uniwersytetu Gdańskiego: www.wyd.strony.univ.gda.pl zamówienia mailowe: e-mail: wyd@ug.gda.pl bądź tel/fax (58) 523-11-37 Przesyłka gratis albo na miejscu, w siedzibie Wydawnictwa w Sopocie, ul. Armii Krajowej 119/121.
Więcej literatury z Gdyni w dziale Gdynia literacka