- Agorze nie chodzi o przeprosiny, tylko o to by zniszczyć człowieka i postraszyć każdego, kto ośmieli się krytykować Gazetę Wyborczą. Ja jednak jestem człowiekiem twardym, mogą mnie zlicytować, ale mnie nie złamią. Będę walczył do końca - deklaruje polityk. - Swój samochód pewnie wylicytuję. Na razie jeździ nim moja żona, nie został nigdzie odholowany - wyjaśnia.
Mimo prawomocnego wyroku sąd Jacek Kurski nie umieścił w "Gazecie" przeprosin, choć jej przedstawiciele proponowali europosłowi sporą bonifikatę.
- Dostawałem sygnały z "Gazety", że ogłoszenie puszczą mi za 10 procent wartości pod warunkiem, że zrezygnuję ze skargi kasacyjnej. Miałbym wyzbyć się swoich konstytucyjnych praw do obrony i do sądu. Uznałem to za propozycję nieetyczną - mówi polityk PiS.
Kurski oskarżał "Wyborczą" o "układ medialny" z firmą J&S, mówił także o "terrorze medialnym" gazety. Obie sprawy wytoczone przez spółkę Agora europoseł przegrał. Sąd zgodził się, by gazeta sama wydrukowała przeprosiny, a za ich umieszczenie zapłaci polityk. Pieniądze na ten cel pochodzić będą właśnie z licytacji BMW, które przejął komornik.