Muzyka pod flamingiem - Projektor w Uchu!
Rafał Kruczek (dzień2), Mateusz Kopczyński (dzień 1)
Jako pierwszy na deskach pojawił się debiutujący Blackout. Występ przeszedł bez większego echa. Zaprezentowano kilka coverów w dość przeciętnym, acz poprawnym wykonaniu ( m.in. „Idź precz” Perfectu ). Obyło się bez scenicznych fajerwerków, choć trzeba przyznać, że muzycy czuli się na scenie pewnie, szczególnie wokalistka grupy. Mała ilość prób spowodowała, że usłyszeliśmy tylko jeden własny numer, można zatem liczyć, że z każdym kolejnym koncertem będzie już ciekawiej.
II Projektor: Blackout. Jeśli masz kłopoty z "odpaleniem" filmu, wejdź tutaj
Po chwili konferansjerki przyszedł czas na Butterfly Blizzard. Przez 30 minut zdążyliśmy usłyszeć młodą rockową grupę, która wypadła bardzo pozytywnie. Jedyna dama w kapeli kilkukrotnie uraczyła nas grą na skrzypcach, a towarzyszący jej gitarzysta Maciej Babiak żył każdą piosenką. Ciekawie skomponowane utwory z przeplatającymi się folkowymi motywami i uroczy głos wokalistki złożyły się na ciekawy i dobrze prorokujący debiut.
II Projektor: Butterfly Blizzard. Jeśli masz kłopoty z "odpaleniem" filmu, wejdź tutaj
Nie trzeba było długo czekać, aż organizatorzy przedstawią nam kolejny zespół o intrygującej nazwie – The Pin Dolls, którego członkowie zdecydowanie postawili na zabawę i muzyczne show, niż na jakość wykonania. W oczy rzucił się momentami irytujący lider zespołu, którego śpiew nie należał do najlepszych tego dnia. Zaczęło się od „Can’t Stop” Red Hotów i choć zaprezentowali sporo własnych numerów, to cały czas poruszali się w bardziej „kalifornijskich” klimatach. Szczególne poruszenie wśród publiki wywołał ostatni kawałek – „Anal”, a chóralne okrzyk „Odbyt!” słychać było jeszcze kilka minut po koncercie. Muzycznie bardzo średnio, ale energicznie, żywiołowo i z jajem.
II Projektor: The Pin Dolls. Jeśli masz kłopoty z "odpaleniem" filmu, wejdź tutaj
O następnym zespole było głośno jeszcze przed rozpoczęciem. Sporo zgromadzonych wywoływało raz po raz imię gitarzysty Blue Jay Way – Marcina Korpasa, który razem z przyjaciółmi dał żywiołowy koncert, co potwierdziła świetnie bawiąca się publika. Rewelacyjny, mocny głos wokalisty Tomka Besera, kilka ambitnych solówek, świetny Tomek Petecki na perkusji, od pierwszych do ostatnich minut ostre, rockowe granie, z przerwą na udaną balladę. Śmiało można przyznać, ze był to najlepszy występ podczas pierwszego dnia Projektora. Prosimy o więcej!
II Projektor: Blue Jay Way. Jeśli masz kłopoty z "odpaleniem" filmu, wejdź tutaj
Jako przedostatni na scenę wyszli członkowie sopockiego Avocado. Wokalista, choć niepozorny, całkiem nieźle sprawdził się w roli frontmana. Odważna tematyka (rasizm, alkoholizm, tanie wina), dwóch gitarzystów i luźne podejście do granej przez siebie muzyki – to wszystko co można napisać o tej kapeli, było mocno nijako. Publice się podobało ja miałem niestety pewien niedosyt.
II Projektor: Avocado. Jeśli masz kłopoty z "odpaleniem" filmu, wejdź tutaj
Kiedy nadszedł czas na trzyosobowy World Denied, w Uchu zaczęło się (niestety) mocno przerzedzać. Muzyka metalowa nie przypadła do gustu większości obecnych, co poskutkowało masowym wyjściem z klubu. Ci którzy zostali, nie zawiedli się. Kilka osób tańczyło w pogo w rytm twórczości mocno inspirowanej Kreatorem, było głośno i agresywnie. Technicznie bez rewelacji, aczkolwiek usłyszeliśmy kilka ciekawych utworów – w tym ostatni, kiedy na wokal przeszedł growlujący basista.
II Projektor: World Denied. Jeśli masz kłopoty z "odpaleniem" filmu, wejdź tutaj
Organizacyjnie bez najmniejszych zarzutów, pomimo głosów sprzeciwu dotyczącego zakazu sprzedaży i picia alkoholu na terenie klubu, co jednak było zrozumiałe ze wzgląd na charytatywny charakter imprezy oraz w znacznej większości niepełnoletnią publikę. Obyło się bez żadnych incydentów, przerwy między poszczególnymi występami były bardzo krótkie, narzekać można było jedynie na kiepskie nagłośnienie.
Autor: Mateusz Kopczyński
Następnego dnia na scenie nie było już miejsca dla nowicjuszy – 2 czerwca usłyszeliśmy cztery bardziej doświadczone w muzycznych bojach zespoły, złożone głównie z absolwentów szkół średnich.
Te „dojrzalsze” kapele ściągnęły na salę znacznie więcej starszej, pełnoletniej już widowni, niż w Dzień Dziecka. Organizatorzy wyraźnie to przewidzieli, więc tym razem – o, radości! – przyzwolono na dystrybucję alkoholu w klubie. Nieletnich wciąż jednak obowiązywała ostra prohibicja – napoje przyprawione procentami sprzedawano wyłącznie na balkonie. Można było się tam dostać tylko posiadając specjalną, uchową pieczątkę, którą to, za ukazaniem dowodu, dostawało się przy wejściu.
Stali bywalcy wszelkiej maści koncertów w Trójmieście na pewno kojarzyli wiele twarzy, które przewijały się przez scenę tamtego popołudnia. Imprezę otworzyła formacja Upitov, poruszająca się w klimatach hard-rocka. O chłopakach krąży wiele różnych, często bardzo skrajnych opinii, od złośliwości, po pochwały. Tym razem jednak, młodzi muzycy wypadli bardzo dobrze, prezentując świetną formę i solidny materiał. Oprócz ich własnych utworów w secie znalazło się kilka ciekawych coverów – chociażby „Seven Nation Army” The White Stripes i „White Room” Claptona, będące już chyba swoistą wizytówką kapeli. Wielka szkoda, że nie rozgrzana jeszcze publika jakoś niespecjalnie miała chęci żeby porwać się do zabawy, ale taki chyba już smutny los tych, którzy jako pierwsi wychodzą z instrumentami na scenę, na przysłowiowe „rozminowanie terenu”. Po koncercie, zespół zapowiedział swoją debiutancką epkę – trójmiejska płytoteka wzbogaci się zatem niedługo o kolejną ciekawą pozycję.
II Projektor: Upitov. Jeśli masz kłopoty z "odpaleniem" filmu, wejdź tutaj
Następne na scenie pojawiło się dwie trzecie składu kapeli Zdrowia Szczęścia Pomarańczy, którzy tym razem, z uwagi na nieobecność swojego bębniarza, zdecydowali się zagrać koncert akustyczny. Nie było to jednak zbyt dobrym posunięciem, bo okazali się być zdecydowanie najsłabszym punktem programu. Twórczość chłopaków nie spotkała się ze specjalnie pozytywną reakcją zgromadzonych w klubie. Większość audytorium sprawiała wrażenie zwyczajnie znudzonych, część przyssała się do kurków z napojami, jeszcze inna grupka wyszła na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza… Wyróżniło się kilka osób, które utworzyło – nie wiadomo tylko czy ze szczerej chęci zabawy, czy też może ze złośliwości –spontanicznego wężyka, który przez jakiś czas orbitował po sali.
II Projektor: Zdrowia Szczęścia Pomarańczy. Jeśli masz kłopoty z "odpaleniem" filmu, wejdź tutaj
Kolejne kilkadziesiąt minut należało do Pivot Joint. Na wstępie należy od razu przyznać jedną rzecz – to właśnie tym panom należy się tytuł najlepszego (a przy tym i najcięższego) zespołu na całym przeglądzie. Energia, moc, ciężar, niezła prezencja sceniczna Ai charyzma – tak w skrócie można by podsumować występ tej kapeli. Chłopakom, chyba jako jedynym w ciągu tych dwóch dni, udało się wygenerować spory tłumek szalejącej pod sceną młodzieży. Konkretny młyn, na co dowodem jest moja zwichnięta kostka. ;) Wielka szkoda, że Pivot Joint gra koncerty dość rzadko – dobry warsztat tej kapeli z pewnością zasługuje na uznanie.
II Projektor: Pivot Joint. Jeśli masz kłopoty z "odpaleniem" filmu, wejdź tutaj
Mam mocno mieszane odczucia co do ostatniej formacji przeglądu – State Urge. Poza ich autorskim materiałem, pełnym zgrabnych, klawiszowych akcentów, usłyszeliśmy jeszcze między innymi „Light My Fire” Doors’ów i ciekawą aranżację shrekowego „Hallelujah” Leonarda Cohena. Przez cały czas ich obecności na scenie odnosiłem jednak wrażenie, że mamy tu do czynienia z lekkim przerostem formy nad treścią. W porównaniu do pozostałych, bardziej „casualowych” kapel, State Urge wydawał mi się być przesadnie wystylizowany, mało szczery. Umiejętnościom samych muzyków niewiele można by zarzucić, ale odniosłem wrażenie, że brakowało im trochę pomysłu na samych siebie, a za dużo było zapożyczania ze sprawdzonych wzorców.
II Projektor: State Urge. Jeśli masz kłopoty z "odpaleniem" filmu, wejdź tutaj
Drugi dzień „Projektora” był dość nierówny – dobre Pivot Joint i Upitov, średni State Urge i słabe Zdrowia Szczęścia Pomarańczy. Szkoda, że z niewiadomych przyczyn, z lineup’u odpadły dwa składy – The Coin oraz akustyczny duet Izy Noetzel i Mateusza Partyki z zespołu Proog. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że z roku na rok przegląd nabierze coraz poważniejszej, bardziej profesjonalnej formy i cieszyć się będzie niesłabnącym zainteresowaniem gawiedzi w różnym przedziale wiekowym. Dodam na koniec, że skoro w ciągu tych dwóch dni klub Ucho odwiedziło tylu młodych ludzi, to chyba możemy być spokojni zarówno o przyszłość samej imprezy, jak i sceny rockowo – metalowej w Trójmieście.
Autor: Rafał Kruczek
Projektor 2010: Blackout, Butterfly Blizzard, The Pin Dolls, Blue Jay Way, Avocado, World Denied, Upitov, Zdrowia Szczęścia Pomarańczy, Pivot Joint, State Urge. Ucho, 1 - 2 czerwca, 2010