Związkowcy zarzucają zarządowi, że nie konsultuje z nimi zgodnie z umową programu restrukturyzacji zakładu i domagają się dziesięcioprocentowej podwyżki.
"Monterzy zarabiają po 2-2,5 tysiąca złotych. My pracujemy w ciężkich warunkach. Będziemy walczyć, żeby warunki pracy i płace były wysokie".
Zarząd proponuje dobrowolne odejścia z pracy i wysokie odprawy, a także siedmioprocentowe podwyżki. "Związek jednak nie chce nawet o tym słyszeć" - mówi szef zarządu Mirosław Czapierwski.
Energetycy zdecydowali się więc na strajk. Przerw w dostawie prądu raczej nie będzie. Całkiem możliwe są natomiast konsekwencje wobec strajkujących.