Tożsamość Gdyni - relacja z konferencji naukowej cz.1
16 lutego w Wyższej Szkole Komunikacji Społecznej w Gdyni odbyła się V Konferencja "Tożsamość kulturowo-cywilizacyjna". Zgromadziła ona, mimo interesującego programu, niewielką liczbę uczestników, składających się głównie ze studentów uczelni, prelegentów i miłośników Gdyni .
Kto przebrnął przez część pierwszą relacji, ten zapewne pamięta, że pierwszy zabrał głos profesor dr hab. Andrzej Chodubski, który zdekodował mit Gdyni i zadał pytanie: Czy w mieście powinna rządzić tradycja czy nowoczesność?
Politolog opowiedział się za rozwojem zrównoważonym bytu miejsko-wiejskiego, jakim jest Gdynia i opisał 6 wymiarów społeczeństwa informacyjnego:
- globalizację,
- poprawność polityczną kreowaną przez public relations (PR) i sondaż,
- demokrację autorytarną przekształcającą się w rządy idoli,
- szatniowość czyli spłycenie związków emocjonalnych i relacji międzyludzkich,
- sferę prestiżu kreowaną przez 10% społeczeństwa,
- odgrywanie ról, które jest bardzo niebezpieczne ze względu na brak odpowiedzialności za efekty gry.
Urodzony w 1952 roku profesor stwierdził też, że nadszedł czas pokolenia 30-40 latków i starsi muszą o tym pamiętać.
Drugim prelegentem był profesor dr hab. Bogdan Zalewski, który zaprezentował wykład pt. "Straty Gdyni w kampanii polskiej 1939". Polska zainwestowała w budowę Gdyni 650 milionów złotych i była to jedna z największych inwestycji międzywojennych. Podczas kampanii wrześniowej zginęło 1690 obrońców, a największe straty materialne dotyczyły stoczni i gospodarki morskiej.
- W Gdyni została zapoczątkowana polityka wysiedleń.
- Na początku września port stracił całość tonażu, 20 różnych jednostek - w sumie 9600BRT, czyli 7% tonażu polskiej floty.
- Całość strat floty wyniosła około 30 mln. złotych, ale reszta floty była poza zasięgiem Niemców i żaden statek handlowy nie wrócił do portu, mimo nadawanych komunikatów. Straty na Oksywiu i Obłużu wyniosły 2,7 mln złotych.
- Po 14 września Niemcy przystąpili do zagarniania wszystkiego, co nadawało się dla niemieckiej gospodarki i redukowania wszelkiego co polskie.
- Zapasy w porcie były mniejsze, niż najeźdźcy się spodziewali, bo władze polskie wydały już w 1938 roku dokument o ewakuacji. I tak w ogromnej chłodni było produktów zaledwie za 530 tys. złotych, węgla tylko 40 tys. ton, ale bawełny aż za 13 mln. złotych. W sumie towarów za 78 mln.zł (importowanych za 56 mln., eksportowanych za 22 mln.), co stanowiło zaledwie 6% polskiego rocznego obrotu handlowego.
- Niemcy zagarnęli również towary znajdujące się poza portem na sumę około 15,6 mln. złotych. Dalsze 25 mln. to były przedsiębiorstwa handlowe i 2 mln. zakłady rzemieślnicze. W sumie straty gospodarcze miasta wyniosły około 120 mln złotych. Było to dużo bo Gdynia należała do stosunkowo zamożnych miast.
- Podczas akcji wysiedlania zagrabiono majątek szacowany na 35 mln. złotych.
- Dodatkowo rocznie port przynosił 17,5 miliona netto dochodu z samych opłat portowych więc całość strat Gdyni należy ocenić na 200 mln. złotych plus ogromne straty ludzkie.
- 11 listopada 1939 roku w lasach piaśnickich zamordowano 314. najwybitniejszych gdynian.
- Jednakże sprawa strat gospodarczych nie została wystarczająco naświetlona, bo bardziej eksponujemy straty ludzkie i zapominamy o stratach materialnych w kontekście stosunków polsko-niemieckich, a uważam, że sprawa ta powinna być dokładniej zbadana i wyeksponowana.
- Więcej szczegółowych danych przedstawię w referacie, który ukaże się w "Zeszytach Gdyńskich" - podsumował naukowiec.
Następnie profesor dr hab. Grzegorz Piwnicki przedstawił sylwetkę bohaterskiego obrońcy Gdyni - pułkownika Stanisława Dąbka, który w ciągu 19 dni obrony przyczynił się między innymi do tego, że miasto nie zostało zniszczone.
- Obrona Wybrzeża była właściwie obroną Gdyni.
Profesor opisał ciekawą biografię urodzonego w 1892 roku Polaka, którego zawodowe życie obfitowało w konflikty z pełniącymi najwyższe funkcje w armii legionistami. Ostatecznie w 1932 roku postanowiono usunąć go z wojska ale marszałek Józef Piłsudski przywrócił go do służby.- Stanisław Dąbek był człowiekiem bardzo wymagającym, ale najpierw wymagał od siebie a potem dopiero od swoich podwładnych. Jego kariera była w okresie miedzywojennym wybitnie nietypowa, bo nie był legionistą, nigdy nie dostał się do Wyższej Szkoły Wojennej i pisał niezwykle dużo artykułów na temat taktyki wojennej.
W 1939 roku generał Władysław Bortnowski (były adwersaż Dąbka), który zdawał sobie sprawę z nieuchronności straty Wybrzeża w przypadku wojny, zaproponował pułkownika Dąbka (którego pamiętał jako człowieka niezwykle sprawnego i zdecydowanego) na dowódcę Lądowej Obrony Wybrzeża.
- Generał Bortnowski wyszedł z założenia, że Dąbek będzie zdeterminowany i pokaże tutaj swoje pazury.
- 15 lipca 1939 roku pułkownik będąc na urlopie w Krynicy otrzymał telegram, że został mianowany dowódcą Lądowej Obrony Wybrzeża.
- W Gdyni wcześniej nie zbudowano ani jednego bunkra, a lądowa obrona istniała tylko na papierze.
- 17 lipca przybył do Gdyni, którą porównywał do Paryża w swoich listach do żony. Wcześniej znał tylko mit Gdyni a teraz konfrontował go z białymi budynkami i pięknymi bulwarami.
- Zostało mu niecałe 1,5 miesiąca na przygotowanie obrony. Wszystkie plany zostały stworzone pod jego dowództwem.
- Dostał tylko jedno zadanie: na wypadek wojny, siłami, które zorganizuje ma bronić się tydzień wokół Gdyni i drugi tydzień, jeśli będzie to możliwe, na Kępie Oksywskiej. Jeżeli tego dokona to znaczy, że w 100% wykona plan i zrealizuje hasło propagandowe, że Polska od morza odepchnąć się nie da.
Pułkownik Dąbek wychodził z założenia, że jeżeli nakładem pracy setek tysięcy ludzi i setek milionów złotych zbudowano takie miasto to nie zamieni go w twierdzę, żeby uległo zniszczeniu. Starał się odsunąć linie obronne jak najdalej od Gdyni. Utworzył 63-kilometrowy pas kończący się w Kolibkach. Takiej obrony nie było nigdzie w Polsce pomimo dysproporcji sił (Niemcy 43 tysiące żołnierzy i trzech generałów, Polacy - 14,5 tysiąca żołnierzy dowodzonych przez pułkownika).Generał Unrug przeniósł się na Hel pozostawiając Dąbkowi wszelkie pełnomocnictwa.- Przez 19 dni polskie oddziały stoczyły około 110 potyczek np. 14 razy batalion walczył z batalionem ( 600-800 ludzi w jednym batalionie). Żadna polska dywizja z 37 istniejących w 1939 roku nie działała w ten sposób.
- Dąbek przyjął taktykę, że nie będzie biernie stał w okopach tylko będzie atakował. Wybudowano 15 kilometrów różnego rodzaju zapór, cięto lasy, budowano schrony z drewna i ziemi, 3 magazyny żywności, 3 magazyny amunicji na wypadek zniszczenia przez lotnictwo.
- 9 tysięcy Niemców w dzień atakowało od strony Kolibek, a w nocy atakowali Polacy. Dąbek potrafił przerzucić w nocy miejskimi autobusami 500-600 żołnierzy pod Rumię i zaatakować tam gdzie Niemcy się nie spodziewali.
- Pułkownik powiedział swoim dwóm zaufanym oficerom: ja stąd nie wyjdę, będę walczył do końca.
- 12 września uznał, że obrona na 63 - kilometrowym odcinku jest już niemożliwa. Gdy wojska niemieckie podeszły pod Kazimierz postanowił wycofać się na Kępę Oksywską, aby tkankę miejską ocalić od zniszczeń. Niemcy bali się podstępu i dlatego Gdynia 13 września była niczyja. Dopiero 14 września rano weszli do miasta.
- Później Dąbek walczył w okopach jakby szukał żołnierskiej śmierci, ale nie odniósł żadnej rany. Aż została grupka obrońców w Babim Dole na Oksywiu gdzie nikt nie podpisał kapitulacji. 19 września pułkownik Dąbek popełnił samobójstwo przekazując dowództwo podpułkownikowi Ignacemu Szpunarowi.
- Pułkownik Dąbek jest bez wątpienia jednym z największych gdynian w krótkiej historii tego miasta. Na Oksywiu istnieje ulica i liceum jego imienia, ale nigdy nie został uhonorowany tu pomnikiem. Wydaje mi się, że ten człowiek zasłużył na to, by po iluś latach postawić mu pomnik nie tyle nawet za heroiczną walkę w 1939 roku ale za to, że postanowił bronić Gdyni z daleka od miasta i wyjść z niego w odpowiednim momencie, czym uchronił miasto przed bombardowaniami. Skoro w wielu polskich miastach są pomniki bohaterów wydaje mi się, że Gdynia może nie zapomniała o pułkowniku Dąbku, który leży pochowany na cmentarzu w Redłowie wśród 476 swoich żołnierzy, ale jego osobowość zasługuje jednak na uhonorowanie pomnikiem w centralnym miejscu Gdyni - zakończył profesor.
[Wideo] Zobacz u nas film ! „Pułkownik Dąbek. Obrona Gdyni 1939”
Bogdan Smagacki w filmie „Pułkownik Dąbek. Obrona Gdyni 1939” .Foto: Waldemar Chuk
Kolejną prelekcję, "Obraz zniszczeń miasta Gdyni w latach 1939-1945", przedstawił uhonorowany medalem im. Eugeniusza Kwiatkowskiego "Za wybitne zasługi dla Gdyni" mgr inż. Kazimierz Małkowski
- Jestem gdynianinem i zawsze o tym mówię - zaczął prelegent. Opowiadał o zniszczeniach portu, zrujnowanych nabrzeżach, uszkodzonych w większości urządzeniach portowych, ostrzale z morza Oksywia po Pogórze, Witomina i Redłowa (zniszczony został dworek) w 1939 roku.
- Miasto było zniszczone w 17% a port prawie całkowicie. W latach 40-tych był świadkiem nalotów alianckich, które miały na celu zniszczenie bazy i największej stoczni remontowej Kriegsmarine na Bałtyku, zakładów doświadczalnych i fabryk. W sobotę 9 X 1943 o godzinie 13.00 autor referatu był akurat w kinie Gwiazda (późniejsza Warszawa), gdy Amerykanie z wysokości 8 kilometrów zbombardowali okolice hali targowej (pod którą były montowane części okrętów podwodnych - 8 bomb nie wybuchło) i centrum. Bomby spadły na dworzec kolejowy, posterunek policji, szpital, ul. Starowiejską 35, budynek PLO a także na Działki Leśne i Chylonię. Był to największy nalot aliancki. 18 XII 1944 roku Brytyjczycy zbombardowali port i stocznię, uszkadzając przy okazji remontowany przy Nabrzeżu Rumuńskim pancernik Schleswig-Holstein, którego rdzewiejące resztki można zobaczyć do dziś pod Petersburgiem.
Niemcy stworzyli w Gdyni potrójny system obrony, a miasto zamienili w twierdzę, której mieli bronić do końca. Rosjanie parli na Berlin stosując metodę kotłów i dopiero 28 marca 1945 od strony Małego Kacka do Gdyni weszli polscy żołnierze z I Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte. Niemcy ostrzeliwali z Oksywia dworzec kolejowy, Śródmieście i Grabówek. Spłonął kościół pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa.
- Nie słyszałem od świadków naocznych żeby Rosjanie niszczyli coś specjalnie w Gdyni.
- Rodzice i bracia ojca przeżywali razem ze mną ten okres w Gdyni. Jest jeszcze wielu ludzi, którzy pamiętają jak Gdynia była niszczona od 1939 do 1945 roku. My gdynianie żyjemy trochę w cieniu Gdańska i dlatego o zniszczeniach Gdyni prawie się nie mówi.
- Moim marzeniem jest aby naukowcy zebrali naocznych świadków tamtych czasów, bo tylko oni mogą coś jeszcze na ten temat powiedzieć, a jest to biała plama w historii Gdyni - zakończył gdynianin.
Następnie dr Mariusz Kardas przedstawił "Zarys dziejów YMCA w Gdyni", w którym opowiedział historię powstania i działalności tej organizacji wiązanej czasem historycznie z wolnomularstwem i masonerią. Kościół katolicki faktycznie w na początku XX wieku był przeciwny temu charytatywnemu Związkowi Chrześcijańskiej Młodzieży Męskiej, ale Sobór Watykański II zmienił to nastawienie. Z YMCA wywodzi się ruch skautowski, a ludzie związani z tą organizacją wymyślili takie dyscypliny sportu jak koszykówka i siatkówka.
- Gdyńskie ognisko YMCA powstało w 1932 roku i zostało zlikwidowane w haniebny sposób w roku 1951.
Komuniści postanowili zlikwidować organizację społeczną, która nie mieściła się w ramach tej struktury państwowej.
- Jest to międzynarodowa organizacja oparta na ekumenicznych wartościach założona w Londynie w 1844 roku przez sir George'a Williamsa.
- YMCA trafiła do Polski z armią Hallera niosąc pomoc charytatywną ofiarom wojny.
- W Gdyni organizatorami ogniska byli Julian Rommel, admirał Józef Unrug, Antoni Wójcicki, a zajęcia sportowe prowadzone były w baraku po magazynach alkoholowych przy ul. 10 Lutego 41 niedaleko dworca kolejowego.
Organizacja miała licznych mecenasów: ZUS, Komunalna Kasa Oszczędności, Bank Gospodarstwa Krajowego itd. więc szybko przejęła ówczesny Hotel Kaszubski.
- Zajęcia prowadzono w różnych kołach zainteresowań: bilardowym, szachowym, pingpongowym, turystycznym, językowym. Działał klub żeglarski i narciarski.
- Przed wojną zakupiono grunt, na którym stoi obecny budynek YMCA wybudowany od razu po wojnie, gdy gdyńskie ognisko wznowiło działalność dzięki pomocy organizacji amerykańskiej i kanadyjskiej. Była niestety postrzegana jako narzędzie amerykańskiego imperializmu i organizacja przestała działać.
- Gdyńska YMCA posiadała także od 1937 roku stały obóz letni w Wieżycy. Jego wojenna historia jest bardzo ciekawa, a krótko po wojnie przejęła go stocznia tworząc ośrodek wypoczynkowy "Bałtyk" - zakończył badacz.
Kolejnym punktem konferencji był "Współczesny obraz sakralny Gdyni" przygotowany przez dr Lucynę Przybylską. Badaczka przedstawiła zebrane w ciągu 10 lat dane o obiektach kultu w Gdyni, które świadczą o naszej tożsamości. Statystyki pokazywały dynamiczny wzrost liczby obiektów sakralnych po roku 1989. Autorka pokazała też w prezentacji symbole chrześcijańskiej Gdyni widziane oczami turysty w tym zdjęcie zabytkowego krzyża na tle Morskich Wież, co wywołało głośną refleksję wśród zgromadzonych na temat wartości i symboli miasta.
Ucho Gdynia Gazeta Świętojańska
Gdyńskie cmentarze:Lacrimosa. Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj
Dr Paweł Trawicki opowiedział następnie o tym, dlaczego w Gdyni nie ma kanadyjskiego konsulatu, wspominając o historii połączeń oceanicznych między Gdynią a Kanadą i próbach ich monopolizacji przez państwo.
- Gdynia jest miastem portowym, a co za tym idzie miejscem, gdzie znajduje się przejście graniczne. A zatem wpisuje się w teorię stosunków międzynarodowych.
- Obecnie mamy w Gdyni 8 konsulatów. Już w 1929 roku została nawiązana współpraca ze stroną kanadyjską.
Kanada otworzyła w Gdyni placówkę konsularną w 1929 roku. W 1930 roku rząd Polski postanowił zmonopolizować obsługę linii do Ameryki i Kanadyjczycy wycofali się z Gdyni przez co emigranci z Polski zostali przejęci przez placówki w Hamburgu i Bremie. W 1935 roku dekret monopolizujący został zniesiony i 3 linie zaczęły obsługiwać połączenie Gdynia-Halifax co skutkowało przywróceniem biura kanadyjskiej inspekcji sanitarnej w Gdyni. W 1947 roku podjęta została przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych decyzja polityczna, że placówka konsularna Kanady nie jest potrzebna w Gdyni. Dlatego najbliższy konsulat tego kraju znajduje się w Toruniu.
Po tym krótkim wystąpieniu profesor dr hab. Piotr Semków zaprezentował "Projekt monografii Gdyni".
Na wstępie historyk podziękował studentom, że pozostali jeszcze na sali, mimo że stanowią społeczeństwo imprezowe, będące podgrupą społeczeństwa szatniowego.
- W roku 1980 ukazała się ostatnia książka zbierająca wyniki badań na temat Gdyni do roku 1975. Wszystkie miasta wokoło popchnęły swoje badania nad przeszłością do przodu. Mamy 3-tomowe dzieje Sopotu, wielotomową historię Gdańska, dzieje Pucka, Redy. Ukazał się liczący 550 stron 2 tom dziejów Kościerzyny i powiatu kościerskiego w czasach II wojny światowej. Dzieje naszej Gdyni mają tylko ponad 300 stron.
- Wydaje się, że wydawanie suplementu pozbawione jest sensu. Pojawiła się możliwość dostępu do róznych archiwów i należy sobie chyba zadać pytanie, czy nie powinniśmy zebrać rozproszonych informacji ?
Profesor stwierdził, że historia Gdyni z okresu II wojny światowej wygląda jak ser szwajcarski, a czasy powojenne są jeszcze słabiej opisane. Istnieje ogromna luka w opisie zmieniającej się struktury architektonicznej i społecznej miasta więc jego zdaniem konieczne jest przeprowadzenie nowych badań i stworzenie nowej pracy. Architektura nie skończyła się na latach 30-tych XX wieku, a brakuje spójnych i kompleksowych opracowań późniejszego okresu życia miasta.
Temat mniejszości narodowych nawet nie został poruszony. Warto byłoby również ująć w układzie chronologiczno-problemowym takie tematy jak lotnisko wojskowe czy jednostka obrony przeciwlotniczej na Grabówku. Stworzenie monografii Gdyni wydaje się być konieczne.
- "Obracam w palcach złoty pieniądz", niestety wszystko zależy od finansów - cytatem ze znanej piosenki Perfectu zakończył naukowiec, czym sprowokował pytanie prowadzącej konferencję: Czy miasto chce partycypować w finansowaniu pracy?
Ostatnią pozycją konferencji były "Blaski i cienie międzywojennej Gdyni" widziane z perspektywy Wilna przedstawione przez dr Helenę Głogowską na podstawie cyklu reportaży Eugeniusza Gulczyńskiego z "Kuriera Wileńskiego". Również w cyklu "Wzdłuż i wszerz" opisywane były nowe gdyńskie inwestycje i inne wydarzenia z życia miasta np. otwarcie elewatora zbożowego, cykle wykładów.
- Bardzo popularne były organizowane przez prasę wileńską wycieczki do Gdyni, które reklamowały polskie wybrzeże.
W relacjach pojawiały się opisy szalonego tempa rozwoju miasta, najlepiej działającego portu na Bałtyku, pięknych ulic w centrum i pokrytych kwiatami placów.
Ukazywały się też reportaże opisujące kryzys światowy w Gdyni, życie robotników portowych i los tysięcy bezrobotnych żyjących w specjalnych dzielnicach noszących romantyczne nazwy. Zdarzały się opisy wyzyskiwania i korupcji podczas zatrudniania. Często były to artykuły sarkastyczne opisujące działalność urzędów, w których panowała zawiść, nieufność i podejrzliwość jak nigdzie indziej. Ogromne bezrobocie spowodowane miało być wielkim napływem robotników w latach 20-tych kryzysem światowym i miało mieć charakter przejściowy.
- Wracając do "Blasków i cieni" to nikt nie odważyłby się dzisiaj napisać tak krytycznego artykułu o mieście a szczególnie o Gdyni. Możemy w nich przeczytać, że "place są tutaj drogie więc nie opłaca się budować niskich budynków...Wybudowany przed 10 laty dworzec kolejowy wygląda obecnie jak mały kiosk w stylu kaszubsko-pomorskim, tak zmalał przy otaczających nowoczesnych gmachach."
- Autor mówi też o sezonowości Gdyni i bardzo krytycznie pisze o władzach, które nie pozwalają na stworzenie społeczności lokalnej. Krytykuje komisarza rządu, opisuje sytuację w gdyńskim urzędzie pośrednictwa pracy, w którym aby coś załatwić trzeba mieć znajomości. Pisze o panującym hochsztaplerstwie i braku jakiejkolwiek kultury w Gdyni:
"Naturalnie, to co się dzieje w Gdyni, nie może być tolerowane na dłuższą metę. Musi tam przyjść energiczna miotła, która oczyści miasto z pospolitego hochsztaplerstwa...Za mało aktywna w Gdyni jest inteligencja. To prawda, że większość jej rekrutuje się ze sfer urzędniczych i czuje się zahukana przede wszystkim ze względu na nawał pracy. Nigdzie tak ludzie nie pracują jak w Gdyni, nigdzie nie widziałem takiej eksploatacji pracowników biurowych jak tam, tak podejrzliwej kontroli zaglądającej niemal do alkowy...Tak zwanych rozrywek kulturalnych nie ma żadnych...Głos społeczny jest całkiem zmajoryzowany, nie słychać go zupełnie. To cechy nadgranicznego miasta, w którym dominuje władza i aparat administracyjno-policyjny zamiast czynnika obywatelsko-społecznego. A przecież powinny się uzupełniać. Taka współpraca byłaby korzystna, ale jest możliwa pod warunkiem wzajemnego zaufania, którego właśnie brak. Nie celnik, nie policjant, nie pogranicznik ale urzędnik tego samego biura wilkiem patrzy na swojego kolegę. Zawiść, nieufność, obawa, podejrzliwość. Nigdzie indziej tak nie rzuca się w oczy odsunięcie pierwiastka społecznego od wpływu na bieg spraw jak w Gdyni...Inteligencja mogłaby stać się materiałem spajającym społeczeństwo Gdyni..." - tym cytatem zakończyła prelegentka.
- Historia lubi się powtarzać i dzisiaj też nie ma kontaktu między władzą a społecznością Gdyni - podsumował jeden z uczestników konferencji.
Pełne teksty referatów ukażą się w "Zeszytach Gdyńskich", które polecam wnikliwym czytelnikom. Jak widać niektóre historie i artykuły sprzed ponad 70 lat nie straciły aktualności. Zmieniły się tylko nazwy i skala różnych zjawisk. Rozmowy w kuluarach były równie ciekawe jak główna treść konferencji, której kolejna edycja odbędzie się za rok.
V Konferencja Tożsamość kulturowo – cywilizacyjna, zorganizowana przez Wyższą Szkołę Komunikacji Społecznej w Gdyni pod patronatem Prezydenta Miasta Gdyni dra Wojciecha Szczurka, w 84 rocznicę nadania Gdyni praw miejskich, 16 lutego 2010r o godz. 10 w Gdyni ul. Armii Krajowej 46 /sala 05/ .