Wojciech Waglewski to osobowość na polskiej scenie muzycznej. Każdemu, kto w jakimś stopniu interesuje się muzyką, nie trzeba go przedstawiać. Jako świetny instrumentalista, ale też wokalista i lider znany jest z wielu projektów muzycznych, wymienić można choćby Voo Voo, Osjan lub chociażby wspólny album nagrany z Maćkiem Maleńczukiem pt. „Koledzy”.
Bartosz Łęczycki to natomiast postać silnie związana z gdyńskim środowiskiem bluesowym i Blues Clubem, w którym to organizował i prowadził warsztaty harmonijkowe oraz wielokrotnie grywał już w różnych konfiguracjach personalnych. Łęczycki mimo młodego wieku ma na swoim kącie wiele sukcesów muzycznych ( m.in. tytuł najlepszego instrumentalisty w kategorii harmonijka ustna wg czasopisma „Twój Blues”). Uchodzi również za bardzo wszechstronnego muzyka, któremu nieobce jest „romansowanie” z takimi gatunkami poza bluesem jak: rock, country, folk, funky, jazz.
Foto: Paweł Jóźwiak
Koncert obu Panów ze względu na specyfikę klubu rozpoczął się dość śmiesznym „falstartem”. Obaj muzycy przeciskając się na scenę wśród bardzo licznie zgromadzonej publiczności, witani gromkimi brawami skręcili do... toalety. Później, już ze sceny, Wojtek Waglewski przyznał, że był to jedyny raz, gdy załatwianie przez niego potrzeb fizjologicznych spotkało się z tak entuzjastycznym przyjęciem ze strony publiczności. Nie była to zresztą jedyna osobista i powodująca bardziej bezpośrednie relacje z publicznością wypowiedź popularnego Wagla. Po tym sympatycznym żarcie sytuacyjnym atmosfera w klubie rozluźniła się, a Panowie byli gotowi do rozpoczęcia pierwszej części występu. Podczas koncertu usłyszeć mogliśmy głównie nagrania znane wszystkim miłośnikom twórczości Waglewskiego z jego rodzimego zespołu, czyli Voo Voo. Nie zabrakło jednak też piosenek ze wspomnianej już płyty „Koledzy”.
Foto: Paweł Jóźwiak
Pierwsza część koncertu zabrzmiała ciut bardziej spokojnie i refleksyjnie. Po krótkiej przerwie ”na dymka”, jak określił to Wojciech Waglewski, wyznając jednocześnie swoją słabość do papierosów, muzycy rozpoczęli drugą bardziej żywą część. Nagrania w, mogłoby się wydawać, ubogiej dwuinstrumentowej aranżacji, zyskiwały nowe brzmienie, niejednokrotnie przeradzając się w dłuższe improwizowane „rozmowy” obu instrumentalistów. Każdy z nich z innym bagażem doświadczeń i muzycznych inspiracji, „dogadywał się” z muzycznym partnerem, być może właśnie dzięki temu bagażowi tak znakomicie. A muzyczny ogień, jaki potrafi wydobyć z tak małego instrumentu Bartosz Łęczycki, tłumaczy jego pseudonim sceniczny – „Boruta”.
Foto: Sławomir Rzewuski. Kliknij w obrazek, by powiększyć.
Pod koniec w klubie nie było już chyba osoby, która siedziałaby spokojnie na swoim miejscu. Każdy tupał, stukał lub klaskał w rytm muzyki płynącej ze sceny. Koncert był bardzo udanym spotkaniem dwóch wspaniałych muzyków wywodzących się z innych muzycznych środowisk i tradycji. Jak pokazała historia istnieje wielka szansa, że ponownie uda nam się zobaczyć obu Panów w gdyńskim Bluesie. Oby.
Więcej zdjęć w galeriach:
Waglewski & Łęczycki, Blues Club, 14.01.2010 r., Foto: Paweł Jóźwiak
Waglewski & Łęczycki, Blues Club, 14.01.2010 r., Foto: Sławomir Rzewuski
Waglewski&Łęczycki, Blues Club, 14 stycznia 2010