Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Wystawa Aliny Żemojdzin w CSW „Łaźnia” ocenzurowana

Opublikowano: 11.03.2009r.

Pokaz "Promocji nowej linii kosmetyków aLine autorskiej marki Aliny Żemojdzin", który miał się odbyć wczoraj w CSW Łaźnia w Gdańsku został odwołany. Kosmetyki „z ludzkiego tłuszczu” zostały przez dziennikarkę Gazety Wyborczej nazwane „kontrowersyjnymi”, zaś dyrektorka CSW „Łaźnia”, Jadwiga Charzyńska deklaruje, że „na tym poziomie nie będzie dyskutować”. To w takim razie kto ma dyskutować? A przede wszystkim, jak pokazywać sztukę w kraju, gdzie dziennikarki etykietują, dyrektorki wycofują, a skrajna prawica o zabarwieniu religijnym kieruje sprawy do sądu?

Jak pisze Dorota Jarecka na łamach „Gazety Wyborczej”, projekty nawiązujące do produkowania kosmetyków i pokarmów z ciała ludzkiego mają swoją długą tradycję. Zrobiła to Joanna Rajkowska (projekt „Satysfakcja gwarantowana” - puszki z napojami opisanymi jako „wyprodukowane z użyciem wydzielin ciała artystki), Gianni Motti (projekt mydła rzekomo wyprodukowanego z tłuszczu S. Berlusconiego po liposukcji) oraz wielu innych artystów i artystek. Jarecka zatytułowała swój artykuł „Jak udaremniliśmy debatę” słusznie wskazując na to, że nazwanie prac „kontrowersyjnymi” przed ich publiczną prezentacją (sic!) może budzić wątpliwości. Z drugiej strony - trudno nie zauważyć ironii w tekście Jareckiej, a zwłaszcza - w jego tytule.

Jak dowodzi z kolei Izabela Kowalczyk w tekście „Kosmetyki z ludzkim tłuszczem i inne praktyki kanibalizmu” odpowiedzialność za rezygnację z pokazania projektu Aliny Żemojdzin ostatecznie należy przypisać dyrektorce CSW „Łaźnia”, Jadwidze Charzyńskiej. Pytanie tylko, czy dyrektorka „Łaźni” zasługuje na czerwoną kartkę, czy raczej mamy do czynienia z impasem kompletnie niewydolnego systemu organizacji i recepcji sztuki w Polsce?

Jeżeli w gdańskich mediach projekty artystyczne jeszcze przed publiczną prezentacją uzyskują w mediach etykietę „kontrowersyjnych” (tak dzieje się zawsze, gdy „Łaźnia” wystawia młode artystki pracujące z tematami takimi, jak ciało, represja i zagłada), możemy mówić o uwikłaniu tamtejszych mediów w strategię skandalizacji projektów artystycznych, co oczywiście można potraktować jako praktykę ryzykowną. Media rezygnują w ten sposób ze społecznej misji informowania o wydarzeniach bieżących, i pośrednio nakręcają negatywny odbiór sztuki jeszcze przed jej odsłoną.

Uwikłana w skomplikowany system finansowej zależności od urzędu miasta dyrektorka „Łaźni” może oczywiście stosować strategię szybkiego reagowania – pokazała ją już w swojej reakcji na pseudo-terrorystyczne działanie grupy „Krecha” (zobacz artykuł GW) oraz na serię wykładów Daniela Muzyczuka (argumentacja polegała na tym, że dyrektorka nie zgadza się na politykę w galerii, pisaliśmy o tym na portalu Indeksu73 ), wygląda na to, że również w odniesieniu do pracy Żemojdin dyrekcja galerii zastosowała działanie prewencyjne . Z drugiej strony - „Łaźnia” znajduje się pod swoistym obstrzałem lokalnych mediów i jest opisywana jako „galeria prezentująca skandaliczne prace” przez gazety, dla których goła kobieta w muzeum jest kontrowersyjna (zob. np. reakcje mediów na performance Karoliny Stępniewskiej).

Innym problemem, który odsłania się w kontekście opisanego tu wydarzenia, jest pozycja i postawa samej artystki. Świeżo upieczona magister sztuki z dyplomem wyższej uczelni, broniąca się u jednego z najbardziej znanych polskich artystów, wychodzi ze szkoły kompletnie nie przygotowana do zmierzenia się z odbiorcami swojej pracy. Odwołanie swojej wystawy traktuje z zadziwiającą pokorą, kwitując je dodatkowo stwierdzeniem "ja tego nie rozumiem". Sytuacja sprawia wrażenie powtórki przypadku Doroty Nieznalskiej, która również "nie rozumiała" tego, co działo się po wystawieniu jej pracy "Pasja". Żyjemy w kraju, w którym dość powszechnie wyznawana jest zasada, że "artysta nie musi rozumieć". Sprawa zaczyna się jednak komplikować, jeśli za owym "nie rozumieniem" idzie kompletny brak umiejętności i woli bronienia własnych projektów i własnej pozycji w otoczeniu, które dla nowoczesnej sztuki nie chce, a często i nie umie być nastawione przyjaźnie. Pojawia się w związku z tym pytanie, czy w ramach wyższych uczelni artystycznych studenci nie powinni być kształceni również w zakresie edukacji obywatelskiej, a zwłaszcza znajomości przysługujących im praw i wolności. Czy każdy odważniejszy projekt młodej artystki musi kończyć się depresją i osobistym dramatem? Chyba nie, niemniej aby tak się nie stało, nie tylko artystka musi wziąć sprawy we własne ręce, ale również uczelnia powinna przygotować ją do takich sytuacji. Tymczasem to, co na razie obserwujemy, przypomina strategię chowania głowy w piasek przy praktycznie zerowym wsparciu własnej uczelni, która przecież nadała artystce dyplom i wspierała jej rozwój.

KOMENTARZ INICJATYWY INDEKS 73: W atmosferze nagonki i wielokrotnie złożonych zależności łatwo oczywiście uznać, że nie ma sensu wchodzić w dyskusję na żenującym poziomie. Taką reakcję zaproponowała dyrektor Charzyńska w odniesieniu do pracy Aliny Żemojdzin odwołując jej publiczną prezentację. Nawet, jeżeli dyrekcja „Łaźni” usiłowała krytycznie ustosunkować się do działania mediów, nie wydaje się, by rezygnacja z wystawy poszerzała wolność tworzenia kultury, gwarantowaną przez polską Konstytucję w art 73. Uważamy, że istnieje wiele sposobów ustosunkowania się do działalności lokalnych mediów, natomiast reagowanie na artykuły prasowe rezygnacją z wystawy jest nie tylko ograniczające dla wolności w kulturze, ale stanowi niechlubne dążenie do osiągnięcia spokoju w sytuacji, gdy wypadałoby zadbać o inne wartości, takie jak wolność twórcy, rozwój sztuki czy publiczna debata nad problemami podniesionymi przez artystkę.

Źródło: indeks73.pl