Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Gdynia nie oddaje długu

Opublikowano: 17.02.2009r.

Nawet dekada nie starczyła urzędnikom, aby wypłacić odszkodowania dawnym posiadaczom gruntów przy ul. Chylońskiej w Gdyni. W 1999 roku właściciele zostali wywłaszczeni, ponieważ tereny były potrzebne pod rozbudowę chodników. Mimo wielokrotnych zapewnień o przekazaniu należnej rekompensaty wielu spośród dawnych posiadaczy do dziś nie otrzymało ani złotówki. Tak jest w przypadku Gabrieli Małkowskiej i jej brata, którym zabrano teren bezpośrednio sąsiadujący z Dworkiem Lipowym.

- Sprawę nadzorował już Pomorski Urząd Wojewódzki, urzędy miasta w Gdańsku i Słupsku. Teraz prowadzi ją gdyński urząd, a nadal nic nie jest załatwione - kręci głową Kazimierz Małkowski, mąż pani Gabrieli. - To jest dla mnie niepojęte. Im dłużej o tym myślę, tym intensywniej zaczynam się zastanawiać, czy urzędnicy chcą w ogóle wypłacić to odszkodowanie mojej żonie, czy też grają na zwłokę i biorą nas na przetrzymanie, żebyśmy w końcu przestali upominać się o swoje.

Tymczasem już 11 kwietnia 2000 roku Gabriela Małkowska dostała pisemne zapewnienie z Urzędu Miasta Gdyni, że należne jej odszkodowanie wypłacone zostanie w latach 2001-2005.

Wzięłam ten fakt za dobrą monetę, okazuje się jednak, że urzędnikom nie można wierzyć - mówi zrezygnowana kobieta. - Kręcą, lawirują, moje wizyty i interwencje w gdyńskim Urzędzie Miasta nic nie skutkują.

Gabriela Małkowska dodaje, że w połowie zeszłego roku wydawało się już, że doczeka się w końcu należnego odszkodowania. Wtedy to prezydent Gdańska, prowadzący sprawę odszkodowawczą w zastępstwie gdyńskich urzędników, zlecił wycenę jej byłej działki i dawnej własności brata. Operat szacunkowy 125-metrowej nieruchomości zamknął się kwotą nieco ponad 40 tys. zł. Główni zainteresowani zgodzili się na takie odszkodowanie i wydawało się, że wkrótce pozostanie tylko przelać kwotę na ich konta. Niespodziewanie jednak, na początku tego roku, dawni właściciele otrzymali pismo z informacją, iż na posiedzeniu u prezydenta Gdyni, 6 stycznia, nie zgodzono się na przyjęcie jako materiału dowodowego operatu szacunkowego, wykonanego przez biegłego na zlecenie Gdańska. Polecono natomiast wykonanie nowej wyceny, co procedurę odszkodowawczą przeciągnie w czasie. Pismo, skierowane do Gabrieli Małkowskiej, podpisał Tomasz Banel, naczelnik Wydziału Polityki Gospodarczej i Nieruchomości Urzędu Miasta Gdyni.

- Wartość działki w operacie szacunkowym, wykonanym na zlecenie prezydenta Gdańska, została zawyżona - przekonuje Tomasz Banel. - W tej części Gdyni cena za metr gruntu jest obecnie niższa od tej określonej przez biegłego. Rozumiem oczywiście zniecierpliwienie dawnych właścicieli gruntów, jednak zadaniem urzędnika jest działać transparentne i dbać o to, aby żadna złotówka z publicznych pieniędzy nie została zmarnotrawiona. Tak właśnie postąpiliśmy w tym przypadku. Nie uchylamy się jednak od wypłaty odszkodowań, które dawnym właścicielom z pewnością się należą, i załatwimy sprawę najszybciej, jak to tylko możliwe.

Tomasz Banel przyznaje też, że podobnych spraw odszkodowawczych jak Gabrieli Małkowskiej w przypadku ul. Chylońskiej jest więcej. Trwają one długo m.in. ze względu na fakt, iż wielokrotnie zmieniały się przepisy dotyczące odszkodowań. Prowadzą je też różne urzędy, bo ul. Chylońska jest drogą powiatową, dlatego sprawę pilotować może każdy prezydent miasta, wykonujący zadania starosty z zakresu administracji rządowej. W przypadku Gabrieli Małkowskiej na ponowne przejęcie postępowania przez gdyńskich urzędników zgodził się Pomorski Urząd Wojewódzki. Wiceprezydent Gdyni Bogusław Stasiak i Tomasz Banel zapewnili też Gabrielę Małkowską pisemnie, że sprawa odszkodowania po zebraniu całości materiału dowodowego i wykonaniu nowej wyceny zostanie załatwiona w terminie dwóch miesięcy, jak nakazuje kodeks postępowania administracyjnego.

- To są jakieś żarty, mogę się założyć, że terminu dwóch miesięcy także nie dotrzymają - komentuje Kazimierz Małkowski. - Gdyńscy urzędnicy są specjalistami od autokreacji i prezentowania na zewnątrz wizerunku sprawnie działającego samorządu, dzięki czemu zajmują wysokie miejsca w rankingach i są z tego zadowoleni. Tymczasem rzeczywistość jest brutalna, załatwienie stosunkowo prostej sprawy zajmuje im 10 lat.

Źródło: Szymon Szadurski, POLSKA Dziennik Bałtycki