Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Polecane

Jacek Sieradzki: Rezygnuję. Rozmowa z dyrektorem festiwalu R@Port

VI ranking aktorów Wielkiego Miasta

Kto wygrał, kto przegrał: teatry i festiwale. Podsumowanie roku teatralnego na Pomorzu cz.3

Nasyceni, poprawni, bezpieczni. Podsumowanie roku teatralnego 2014 na Pomorzu, cz.2

Podsumowanie roku teatralnego 2014 na Pomorzu, cz.1: Naj, naj, naj

Niedyskretny urok burżuazji. Po Tygodniu Flamandzkim

Na8-10Al6Si6O24S2-4 dobrze daje. Po perfomansie ‘Dialogi nie/przeprowadzone, listy nie/wysłane’

Panie Jacku, pan się obudzi. Zaczyna się X Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@Port

Wideoklip - niepokorne dziecko kinematografii i telewizji. Wywiad z Yachem Paszkiewiczem

Empire feat. Renia Gosławska - No more tears

Na co czekają więźniowie ? Beckett w Zakładzie Karnym w Gdańsku-Przeróbce

Zmiany, zmiany, zmiany. Podsumowanie roku teatralnego 2012 na Pomorzu

Debata w sprawie sprofanowania Biblii przez Adama Darskiego (Nergala)

Jakie dziennikarstwo poświęcone kulturze w Trójmieście jest potrzebne ?

Dość opieszałości Poczty Polskiej. Czytajmy wiersze Jerzego Stachury!

Brygada Kryzys feat. Renia Gosławska & Marion Jamickson - Nie wierzę politykom

Monty Python w Gdyni już do obejrzenia!

Kinoteatr Diany Krall. "Glad Rag Doll" w Gdyni

Tylko u nas: Dlaczego Nergal może być skazany ? Pełny tekst orzeczenia Sądu Najwyższego

Obejrzyj "Schody gdyńskie"!

Piekło w Gdyni - pełna relacja

Pawana gdyńska. Recenzja nowej płyty No Limits

Kiedy u nas? Geoffrey Farmer i finansowanie sztuki

Wciąż jestem "Harda" - wywiad z bohaterką "Solidarności"

Wielka zadyma w Pruszczu Gdańskim

Podróż na krańce świata, czyli dokąd zmierza FETA ?

Co piłka nożna może mieć wspólnego ze sztuką ?

Eksperyment dokulturniający, czyli „Anioły w Ameryce” na festiwalu Open’er

Narodziny nowego teatru, czyli "Urodziny Stanleya" w Teatrze Miejskim i w Gdyńskich Rozmowach Kulturalnych

Opublikowano: 16.02.2009r.

Choć od premiery minęło już ponad tydzień, to wracamy do Teatru Miejskiego, by jeszcze raz odnotować wydarzenie, jakim bez wątpienia są "Urodziny Stanleya" Harolda Pintera w reżyserii Barbary Sass.

Narodziny nowego teatru, czyli "Urodziny Stanleya" w Teatrze Miejskim i w Gdyńskich Rozmowach Kulturalnych.

Rozmawiają: Adam Kamiński* i Piotr Wyszomirski**.

Warto przeczytać i obejrzeć:

Obnażone urodziny. Recenzja po premierze "Urodzin Stanleya" w Teatrze Miejskim w Gdyni

”Urodziny Stanleya” - Playlista (4 filmy)

Teatr Miejski w Gdyni - Playlista (33 filmy)

Piotr Wyszomirski: Mam ogromną przyjemność zaprosić Cię na rozmowę o nowym przedstawieniu w nowym Teatrze Miejskim w Gdyni. Choć ludzie, oprócz dyrektora, ci sami, to od nowości aż się ugina nasza Melpomene: nowe fotogramy aktorów na nowo odmalowanych ścianach, nowa koncepcja graficzna, Gombrowicz na nowo odkryty, wnętrza skromne, ale czyste. Nowe, świetne pomysły: Gazeta Teatralna Ferdy Durkego

Urodziny Stanleya Michalski Wolf Kujawski Talarczyk Bieniek Kowal Sass Villqist Gdynia Gazeta Świętojańska

i program do przedstawienia wymyślony z koncepcją, który ma się składać na pewną całość. Nawet numerki w szatni są nowe, z logo teatru. Wszystko to składa się na nową, dopracowaną w najmniejszym szczególe, komunikację wizualną. Ale przede wszystkim: nowy duch w zespole. Miałem nieodparte wrażenie, że jestem świadkiem nowego początku. Aktorzy, których znam od lat, pokazali się na nowo, inaczej. Tak, jak zawsze sądziłem, że potrafią. To, o co prosiliśmy i zaklinaliśmy od lat: teatr artystyczny, odważny, nowoczesny, staje się możliwe także w Gdyni, staje się na naszych oczach. Parafrazując tytuł spektaklu, urodził nam się nowy teatr...

Adam Kamiński: Drogi Piotrze, boję się, co będzie dalej, bo toast, od którego zacząłeś, w dobrej sztuce, jaką na pewno są „Urodziny Stanleya”, zostaje wygłoszony mniej więcej w połowie akcji, a potem dzieją się już tylko rzeczy coraz bardziej tajemnicze i niepokojące. Mam nadzieję jednak, że nie wykraczę… Bo rzeczywiście po epizodzie pod tytułem „Przyszło nowe” mamy już prawo do wstępnych i to najlepszych ocen i życzeń. Wydaje się, że w takim mieście jak Gdynia teatr dramatyczny ma już wystarczająco dużo problemów (finanse, zespół artystyczny) i może mieć sporo kompleksów (ot chociażby wynikający z niepełnej widowni i jej rodzaju na dużej scenie), żebyśmy mogli stawiać mu dość niską barierkę. A jednak odpowiedzialni za niego wymagają od siebie i swojego zespołu, tak jak Sztuka każe wymagać. I to jest jedyne rozwiązanie, żeby przezwyciężyć i problemy, i kompleksy, ściągając kasę, artystów i widownię. Swoją drogą rozmawiałem z osobami, które zaczęły uczęszczać do gdyńskiego dkf-u po naszej rozmowie w „Gazecie Świętojańskiej”, więc wierzmy, że i my możemy tu pomóc.

Urodziny Stanleya H.Pintera w Gdyni Próba 17.12.2008 Gdynia Gazeta Świętojańska

Urodziny Stanleya H.Pintera w Gdyni Próba 17.12.2008 . Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj

PW: Jeszcze zanim o samej sztuce kilka słów o teatrze. Czekaliśmy na najnowszą premierę w wielkim napięciu i z niemałymi nadziejami. Nowy dyrektor i teatr stali się dyżurnymi chłopcami do bicia – nie czekając na efekty wszystkowiedzący, niezależni i odważni dziennikarze zdążyli już ocenić i wydali wyrok. Nie jest tajemnicą, że i sam, tzw. duży, zespół był podzielony po odejściu poprzedniego dyrektora Jacka Bunscha. Niestety, każde środowisko artystyczne ma swoje „klimaty”, złośliwości, walki podjazdowe – żeby wyrazić się jak najłagodniej. Smutne, że znalazły one bezkrytycznie wyraz w lokalnej prasie. Także i my zabraliśmy w pewnym momencie głos w dyskusji, publikując m.in. satyry na Jacka Bunscha. Reakcja w komentarzach zaskoczyła nawet nas – widać źle się działo w naszym teatrze. Ale najsmutniejsze było to, że artystycznie nasz teatr stawał się prowincją – zachowawcze spektakle, bolesna przewidywalność, intelektualna płytkość przekazu, tanie grepsowanie, aż dziw, że w takim środowisku wyrosły takie rośliny jak R@port i Nagroda Dramaturgiczna . Owszem – zwiększyła się liczba widzów oglądających produkcje naszej sceny, ale jaka to publiczność? Jak przyjmie zupełnie nową propozycję programową? Pytania mnożyły się, czas uciekał szybko, a nowy dyrektor zaczął urzędowanie dopiero 1 września, co niedobrze wróżyło pierwszemu sezonowi.

Urodziny Stanleya Michalski Wolf Kujawski Talarczyk Bieniek Kowal Sass Villqist Gdynia Gazeta Świętojańska

”Urodziny Stanleya”, scena zbiorowa. Od lewej: Piotr Michalski, Grzegorz Wolf, Katarzyna Bieniek i Rafał Kowal. Foto: Waldemar Chuk

AK: Mnie jako przeciętnego widza nieszczególnie powinny interesować personalia i rozgrywki wewnętrzne i zewnętrzne, chciałbym tylko, żebyśmy mieli w Gdyni dobry teatr. Moja młodość upłynęła na chodzeniu do dramatycznego na lektury (te wszystkie „Dżumy” i „Pany Tadeusze”) i ten czas uważam za najbardziej godny pożałowania. Moje wzorce i potrzeby teatralne ukształtowały się w czasie kilkutygodniowego pobytu w Krakowie u Adama Wiedemanna, kiedy moja dziewczyna (teraz już żona) robiła praktyki teatrologiczne w Teatrze Starym, a ja miałem możliwość chodzenia na przedstawienia. Widziałem, jak na spektakle na małej scenie, między innymi Ingmara Villqista, przychodzi młodzież, licealiści i studenci, a widownia jest zapełniona. Teatr musi wychodzić z ambitną, ale i przyciągającą młodą publiczność sztuką, dlatego nie mam nic przeciwko „Dniu Świra” czy nawet „Plotce”, na których młoda publiczność świetnie się bawi. Nie mówię, że jestem przeciwnikiem w teatrze starców w garniturach czy teatralnych wycieczek z zakładów pracy w ramach ukulturniania załogi, ale to nie od nich – w przeciwieństwie do młodzieży – zależy przyszłość teatru.

PW: Teatr Miejski ma zmienić nazwę na Dramatyczny. Ingmar Villqist trochę kokietuje, kiedy mówi, że jest tylko dyrektorem, że nie będzie ani reżyserować, ani wystawiać nic swojego. To prawda, ale dobór spektakli, realizatorów, marketing zewnętrzny i wewnętrzny, cały zbiór działań, których efekty już widać, to właśnie teatr Ingmara Villqista. Precyzyjny, domyślany, spójny. Przypomnę tylko, że już 7 marca czeka nas „Woyzeck” Buchnera w reż. Katarzyny Deszcz, zakontraktowane są też już: „Krzesła” Ionesco w reż. Macieja Prusa, „Proces” Kafki w reż. Waldemara Śmigasiewicza (na Scenie Letniej!), „Kto się boi Wirginii Woolf” Albeego w reżyserii Pawła Szkotaka oraz spektakl w reż. Piotra Cieplaka (tytuł jeszcze nie ustalony). Jak przełknie to nasz widz, przyzwyczajony do zupełnie innego teatru i, przede wszystkim, do innego grania? Sądząc po recepcji „Urodzin Stanleya”, może być różnie. Część widowni poszła do domu po pierwszym akcie, myśląc, że to już koniec. Para znajomych też miała taki zamiar, ale kiedy zauważyli, że w przerwie nigdzie się nie spieszę i odpowiedziałem, że to nie koniec, postanowili, na szczęście, zostać. Przypominało to trochę reakcje po spektaklu granym gdzieś w Afryce, kiedy po zakończeniu, włączeniu świateł i wyjściu aktorów do ukłonów, ciągle trwała cisza: widzowie po raz pierwszy zetknęli się z przedstawieniem teatralnym i nie wiedzieli, że na koniec bije się brawa, a sztuka bardzo im się podobno podobała. Też uważam, że potrzebny jest lżejszy repertuar – np. w pełnym sezonie, gdzie będzie 7-8 premier, przydałaby się jedna lżejsza, ale jeśli już, to raczej „Dzień świra”, a nie bulwarówka. No i plan mamy wykonany już za pierwszym razem – wszak „Urodziny” to komedia, choć bardzo tragiczna:).

AK: Na przedstawieniu, na którym byłem, też z drugiego aktu zniknęła para siedząca przede mną. Podejrzewałem wtedy, że miało to związek z atakiem kaszlu, który chwycił mnie, kiedy Stanley zapalił papierosa (przy przeziębieniu to się może zdarzyć), ale być może to ten sam schemat, o którym mówisz. Po planach, które zakreśliłeś, boję się, że zaobserwowane przez nas reakcje publiczności mogą się jeszcze wzmóc. Ionesco, Buchner, Kafka to oczywiście wielkie nazwiska i wielka sztuka, ale jak ona się ma do mojego marzenia o teatrze przyciągającym młodzież? Może się mieć tylko w ten sposób, że inscenizacje będą naprawdę oryginalne, błyskotliwe, powalające. Dlaczego nie zrobić np. „Przemiany” Kafki czy czegoś innego, równie dobrego, a mniej konwencjonalnego, bo „Proces” wygląda na powrót naszego ukochanego teatru lektury szkolnej. Podsumowując, jak dla mnie cały ten repertuar zapowiada się dość mrocznie i ciężko, jakbyśmy podobnego klimatu mieli za mało w naszym północnym mieście.

Urodziny Stanleya Michalski Wolf Kujawski Talarczyk Bieniek Kowal Sass Villqist Gdynia Gazeta Świętojańska

Zdecydowanie warto usiąść w przednich rzędach, by jak najdokładniej spojrzeć w oczy Petera (Eugeniusza Krzysztofa Kujawskiego) na pierwszym planie. W tle Grzegorz Wolf (Goldberg). Foto: Waldemar Chuk

PW: Absolutnie nie mam nic przeciwko lekturom! Pod warunkiem, że robi się je tak, jak np. Grzegorz Jarzyna „Śluby panieńskie” w Rozmaitościach, a nie jak ten sam tytuł w reżyserii Doroty Kolak u nas. Przy okazji cieszę się niezmiernie, że dyrektor artystyczny najciekawszego warszawskiego teatru będzie miał warsztaty z naszymi aktorami. To powinno ich jeszcze bardziej otworzyć. To był bardzo dobry wybór – zaczęła Barbara Sass, która z jednej strony jest reżyserem „spokojnym”, ale ma niezwykły warsztat, świetnie prowadzi aktorów. Nasi artyści wyrwani z Mordoru nie zostali rzuceni w najgłębsze otchłanie Morii, ale dostali wsparcie w postaci bardzo opanowanej, świetnej pod względem rzemieślniczym reżyserki, która ich „napoczęła”. Efekty moim zdaniem są rewelacyjne w kontekście dotychczasowych doświadczeń, choć zdarzały się od czasu do czasu przebłyski już wcześniej, ale raczej przypadkowo.

AK: Tak, efekt artystyczny „Urodzin Stanleya” jest znaczący. W teatrze czuć zmianę: nowoczesna, czysta scenografia, doskonała muzyka Michała Lorenca, gra aktorska – wszystko składa się na dobre przestawienie, ciekawą realizację literackiego tekstu. A jak ty odebrałeś ten spektakl?

PW: To przede wszystkim godziwa intelektualnie propozycja. Barbara Sass zaprasza odbiorcę do budowania spektaklu w sobie. Sztuki Pintera charakteryzuje niedopowiedzenie. Często, jak w filmach Roberta Bressona (np. scena napadu w "Pieniądzu"), nie widzimy tego, co wydawałoby się najefektowniejsze, najbardziej spektakularne. W „Urodzinach” najlepiej widać to w scenie przyjęcia – nie zapoznajemy się z nią w całości, nie poznajemy dramatycznych szczegółów zdarzenia, tylko jego skutki. Domyślamy, co się zdarzyło, choć ta redundancja jest skazana na połowiczność. Możemy budować sobie alternatywne, równouprawnione wersje przyczyn i skutków. Pinter przez cały czas gra z naszymi nawykami i stereotypami. Kim są np. Goldberg i McCann? Gangsterami od pana Katelbacha z „Matni”? (swoją drogą jestem ciekaw, czy Polański inspirował się Pinterem, a nie tylko Beckettem?). Wysłannikami rodziny Stanleya? Hyclami z psychiatryka, którzy przyjechali po zbiegłego pensjonariusza? A może zwykłymi agentami ubezpieczeniowymi? Albo Wolandem i Korowiowem? Jaka jest rzeczywista przyczyna pobytu Stanleya w „pensjonacie”, który jest właściwie położonym na plaży warsztatem terapii zajęciowej dla trojga ludzi, którzy udają: jedno, że pilnuje leżaków, drugie, że gotuje, a wszyscy razem, że żyją. Nie mają siły, nie widzą celu, poddają się bezwiednie działaniu czasu i nadmorskiego wiatru.

Urodziny Stanleya Michalski Wolf Kujawski Talarczyk Bieniek Kowal Sass Villqist Gdynia Gazeta Świętojańska

Rafał Kowal i Grzegorz Wolf: Scena ich duetu w drugim akcie, czy odgłosy paszczowe, jakie wydobywają z siebie, wprowadzają nas na zaskakująco niski poziom piekła. Foto: Waldemar Chuk

„Urodziny” są oczywiście o tym, o czym jakby obowiązkowo musi być dobra sztuka, czyli o rozpadzie, pustce, o utracie wiary, o lęku przed samobójstwem, a jeszcze większym przed życiem i zadawaniem pytań. Gdyńska inscenizacja zawiera ten poziom egzystencjalnego nasycenia, który cechuje dzieła najszlachetniejsze, to sztuka z wysokiego piętra i zdecydowanie dla dorosłych . Wymaga od widza tego, czego coraz mniej w naszej obrazkowej, pełnej pulpy rzeczywistości: wymaga uważności. Jeśli się nią wykażemy i skorzystamy z zaproszenia artystów, czeka nas podróż, z której tak łatwo nie da się powrócić, a przewodnikami w niej są świetnie dysponowani aktorzy.

Sześć postaci, sześć propozycji aktorskich. Grzegorz Wolf (Goldberg), dyżurna, gdyńska szuja obsadowa, tym razem nie gra grubą kreską, jak zwykli go obsadzać inni reżyserzy. Jest oczywiście postacią odrażającą, ale tym razem czerpie z innych pokładów. Zbliża się do obrazów ludzkiego szaleństwa, jakie chyba najlepiej ukazywali aktorzy Davida Lyncha. Nie trzeba krzyczeć i rzucać się po scenie, by wzbudzić lęk. Wystarczą niuanse, odpowiednio modulowany głos, mimika, zatrzymanie. Najlepsza rola Wolfa, ze wszystkich dotychczas przeze mnie widzianych.

Wolf nie zaistniałby tak, gdyby nie Rafał Kowal (McCann). Pozornie uniżony i podrzędny w stosunku do partnera, potrafi ukazać ciemną stronę mocy równie dobitnie. Obaj wykorzystują ogromną gamę środków wyrazu, mają pomysły na każdy krok, każdy ruch, a scena ich duetu w drugim akcie, czy odgłosy paszczowe, jakie wydobywają z siebie, wprowadzają nas na zaskakująco niski poziom piekła.

Urodziny Stanleya Michalski Wolf Kujawski Talarczyk Bieniek Kowal Sass Villqist Gdynia Gazeta Świętojańska

Grzegorz Wolf nie zaistniałby tak, gdyby nie Rafał Kowal Foto: Waldemar Chuk

Stanley jest bardzo trudną rolą. Piotr Michalski dokonał w gdyńskim przedstawieniu przekroczenia, jakie skojarzyło mi się z rolą Magdaleny Cieleckiej w „Psychosis 4:48” Sarah Kane w reżyserii Grzegorza Jarzyny w warszawskich Rozmaitościach. Za każdym razem, gdy oglądałem ten spektakl, czułem dotyk Nienazwanego. Nie spodziewałem się, że dożyję takich chwil w Gdyni.

Urodziny Stanleya Michalski Wolf Kujawski Talarczyk Bieniek Kowal Sass Villqist Gdynia Gazeta Świętojańska

Piotr Michalski dokonał w gdyńskim przedstawieniu przekroczenia... Foto: Waldemar Chuk

Małgorzata Talarczyk nawet w kiepskim przedstawieniu (vide:”Szewcy”) potrafi pozytywnie zapaść w pamięć. Meg przebrana w „Urodzinach” robi piorunujące wrażenie, jak witkacowska dziwka bosa tymczasowo jeno obuta. Przy okazji wydobywa to, co mało zostało zauważone przez recenzentów: funkcjonalność scenografii Pawła Dobrzyckiego, na tle której przez ponad dwie godziny rozgrywa się małowielki, śmiesznostraszny dramat jednego z niewielu dramaturgów nagrodzonych Nagrodą Nobla. No i oczywiście ostatni wyraz twarzy Meg, który trochę mi przypomniał mrugnięcie okiem do widza przez Wojciecha Pszoniaka w „Ziemi obiecanej” Wajdy.

Urodziny Stanleya Michalski Wolf Kujawski Talarczyk Bieniek Kowal Sass Villqist Gdynia Gazeta Świętojańska

Meg przebrana w „Urodzinach” robi piorunujące wrażenie, jak witkacowska dziwka bosa tymczasowo jeno obuta. Foto: Waldemar Chuk

Całości dopełniają Eugeniusz Krzysztof Kujawski (Peter) i Katarzyna Bieniek (Lulu) – postaci potraktowane przez autora bardziej użytkowo, ale zdecydowanie warto usiąść w przednich rzędach, by jak najdokładniej spojrzeć w oczy Petera.

Barbara Sass prawie cały spektakl prowadzi „po bożemu”, prawie bez skreśleń, a szkoda, bo w pierwszym akcie przydałyby się nożyczki. Zaskakuje jednoznaczność zakończenia, spodziewałem się bardziej otwartego. Rozczarowuje ścieżka dźwiękowa, aż się prosi o coś więcej w scenie urodzin.

To pierwsza premiera nowego teatru przy Bema. Daje nadzieję na lepsze czasy naszej sceny i teatru w Trójmieście, bo jeśli tak dalej pójdzie, Miejski wyprzedzi Wybrzeże w rankingu nadmorskich scen. Ciekawym, ale niebezpiecznym tropem jest „gdyńskość” spektaklu (plaża, pensjonat, pensjonariusze, diabeł), ale brak miejsca i odwagi nie pozwala go rozwinąć. Teraz przed naszym teatrem niezwykle trudny okres docierania z nową propozycją do widza, który będzie zaskoczony, być może nawet zacznie się odwracać plecami. Ważne, by znaleźć złoty środek, balans który sprawi, że na prowincjonalnej do tej pory teatralnie Gdyni, przyzwyczajonej do nie najwyższych lotów propozycji artystycznych, powstanie teatr tak ważny, jak w Wałbrzychu czy Legnicy. Mający swój styl i charakter, łamiący się z aniołami, penetrujący dociekliwie i niebanalnie wszystkie zaułki człowieczeństwa, ale i wzbudzający uśmiech. Można to pogodzić na najwyższym poziomie artystycznym i historia zna niejeden przykład. Dlaczego więc nie w Gdyni ?

Pojawiła się pierwsza od niepamiętnych czasów prawdziwa recenzja w ogólnopolskiej prasie („Rzeczpospolita”), zaczyna się mówić coraz życzliwiej o gdyńskim teatrze. Przed Michalskim, Wolfem, Siastaczem i pozostałymi otwiera się bezprecedensowa szansa. Nie będzie łatwo, droga będzie długa, ale, jak brzmi tytuł jednego z filmów Jerzego Skolimowskiego, „Sukces jest najlepszym rewanżem”. To tak pokrótce Adamie, „na szybkiego”:)

AK: Cóż ja mógłbym tu jeszcze dodać?! Mimo wszystkich obaw życzę naszemu teatrowi więcej spektakli, o których można mówić z takim zapałem!

*Adam Kamiński – mieszkający w Gdyni prozaik, dramaturg, krytyk literacki.

**Piotr Wyszomirski, redaktor naczelny "Gazety Świętojańskiej".

Więcej zdjęć w galeriach:

Urodziny Stanleya

Urodziny Stanleya - przedpremierowa konferencja - 02.02.2009 r.

Urodziny Stanleya w Teatrze Miejskim w Gdyni:próba 17 grudnia 2008 cz.1

Urodziny Stanleya w Teatrze Miejskim w Gdyni:próba 17 grudnia 2008 cz.2

Harold Pinter,Urodziny Stanleya. Przekład: Adam Tarn, Reżyseria: Barbara Sass, Scenografia: Paweł Dobrzycki, Reżyseria świateł: Wiesław Zdort, Muzyka: Michał Lorenc. Występują: Peter: Eugeniusz Kujawski, Meg: Małgorzata Talarczyk, McCann: Rafał Kowal, Goldberg: Grzegorz Wolf, Lulu: Katarzyna Bieniek, Stanley: Piotr Michalski. Teatr Miejski w Gdyni im. Witolda Gombrowicza. Pierwsza premiera sezonu 2008/2009, 7 lutego 2009 roku. Spektakl trwa ok. 150 minut z jedną przerwą.

Tytuł filmu (dowolny)

Ukłony & oklaski


Powiązane artykuły

- 22.01.2009 Gdyńskie Rozmowy Kulturalne: O Cronenbergu i Klubie Filmowym w Gdyni

- 01.02.2009 Gdyńskie Rozmowy Kulturalne: Przystań Poetycka "Strych"

Więcej o teatrze w na stronie www.pomorzekultury.pl




Autor

obrazek

Adam Kamiński i Piotr Wyszomirski
(ostatnie artykuły autora)