Drogi Wy Moje…
Drogi wy moje, gdzie mnie prowadzicie?
Drogi wy moje, błotniste i kręte.
O, nie na dobre, nie na łatwe życie,
Drogi wy moje, mnie zaprowadzicie.
Na drogach moich zasieki rozpięte,
Przy drodze skały zeszklone i czarne,
I stepy rudym oświetlone słońcem,
Pod którym krzyże palą się cmentarne.
Drogi wy moje, błotniste i parne.
Miedziane mgły i wiatr szaleje po was.
Idę, by witać dnie klęski i burzy,
Wiatr metaliczny głuszy moje słowa.
Czerwone słońce za góry się chowa
I świecą białe popękane gruzy.
Drogi wy moje, gdzie mnie prowadzicie?
O, nie na dobre, nie na łatwe życie…
Wiersz Wigilijny
Śnieg pada za kratami celi mojej mrocznej
Na podwórku więźniowie długim stoją rzędem.
Dziś chodzić będę w kółko, nawet nie odpocznę
I słyszę zgrzyt żelaza i śpiewy kolędy.
A na strychu już czeka gilotyna pruska
I kat w czarnym tużurku, co wysechł na szczapę,
O dwunastej w Wigilię więźniów przyjmie apel
I każdego w kredowe pocałuje usta.
A każdy go na odlew w szarą twarz uderzy
I pójdzie dalej blady bez jednego słowa.
Na pasterkę już bije dzwon z kościelnej wieży
I błysnął księżyc trupi i w chmurach się schował.
Don Kichot
Po wyschłym zboczu po spękanej ziemi
Pod niebem białym zblakłym od upału
Noga za nogą jak czarna wskazówka
Don Kichot sunie wlokąc cień ogromny
A obok drogi pusty wiejski cmentarz
Piachem czerwonym przysypane groby
Nienasycona na nim rdza – łuszcząca
Na włókna dłonie żelaznych aniołów
Don Kichot klęka na gorącym piasku
Modli się cicho nie podnosząc oczu
Anioł nadgrobny bije go na odlew
Don Kichot wraca z siniejącą twarzą
Rozmowa z katem
Myli się pan
Czerwień czarny kaptur
Błysk miecza głuchy okrzyk tłumu
Pień porąbany z kolami na ręce
To wszystko dawne
Już tylko w teatrze
A kat nie aktor
No niech pan popatrzy
Mam bilet roczny
(to na całą Polskę)
A tutaj paczki
W nich sklejany okręt
Dla syna
Mało mam roboty
W sennym Poznaniu
Hoduję nasturcje
Wie pan – tak ładnie
Zawsze żółto kwitną
Był dziś telefon – Dwudziesta czterdzieści
Jadę do Łodzi
Bilet darmowy
Mam
Na całą Polskę
Wiersz zimowy
Ty jesteś złą miłością pomyśleć się boję
Co czeka mnie niedługo jutro lub za tydzień
Milczymy – gdy nareszcie jesteśmy we dwoje
Lecz cieszę się – żałosny – że znów ciebie widzę
Ty jesteś złą miłością wiem to już od dawna
Gdy patrzę w twoje oczy o kolorze stali
Takie twarze surowe dawniej malowali
Madonnom co przetrwały pod warstwami wapna
Ty jesteś złą miłością Jak ciebie zatrzymam?
Gdy odchodzisz daleka zimna i nieczuła
A na dworze w gałęziach szarpie się wichura
Bijąc śniegiem o okna i sroży się zima
Na śmierć Villona
Ścigały go przez całe życie
Sądy biskupie, komornicy,
A co on uniósł w chudych rekach?
Kęs sera, chleb lub wina kubek,
Parę dukatów na swą zgubę,
A teraz kat po głowę sięga.
Zgraja przyjaciół przy szafocie
Wytrzeszcza zaropiałe oczy
I patrzy, jak go z lochu niosą,
Siwe, sklejone wiszą włosy,
Od rdzy czerwony chrzęści łańcuch,
Wyją z radości obłąkańcy:
„ O, głowa się na deski toczy!”
***
I zawsze człowiek coś opuszcza
I co zostaje po nas? Pustka
Ostatni raz schodzi ze schodów
Podaje rękę pije wodę
List pisze czyta w okno patrzy
U drzwi odwróci się i płacze
Dotyka drzewa kory jabłka
Oddycha ciężko do ostatka
I zawsze człowiek coś opuszcza
I co zostaje po nas? Pustka
Zbigniew Szymański
„Drogi wy moje gdzie mnie prowadzicie” pytał w wierszu, pięćdziesiąt lat temu, urodzony w 1927 r. w Wilnie Zbigniew Szymański. A były to drogi nieproste. Jako siedemnastolatek walczył w oddziałach wileńskiej Armii Krajowej w następstwie czego internowany przez Sowietów trafia do obozu w Kałudze.(ZSRR). Swoją miłość do rodzinnego Wilna a także przeżycia wojenne wyraził w wydanym w 2005 r. poemacie „Wilno, miasto za mgłą” .Po wojnie, jak wielu innych repatriantów, osiedlił się w Gdańsku, gdzie po ukończeniu Gdańskiej Wyższej Szkoły Technicznej jako inżynier budownictwa bierze czynny udział w odbudowie miasta, któremu poświęcił wiele wierszy, między innymi debiutancki tomik „Wiersze Gdańskie” wydany w 1954 r.
Od 1952 r. mieszka w Gdyni. Będąc członkiem Związku Literatów Polskich, wraz z przyjaciółmi: pisarką Różą Ostrowską, pisarzem Lechem Bądkowskim oraz poetą Franciszkiem Fenikowskim kształtują życie literackie Trójmiasta. Nieobojętni na losy mieszkańców tej nadmorskiej metropolii wielokrotnie, począwszy od marca 1968 r. występują przeciwko polityce władzy komunistycznej, za co spotykają ich liczne represje, a Zbigniewowi Szymańskiemu zafundowano nawet kilkuletni pobyt w domu pracy twórczej w Areszcie Śledczym w Katowicach, do którego to pobytu nawiązuje w zamieszczonym tutaj „Wierszu Wigilijnym”. Za swoich mistrzów w poetyckim rzemiośle uważa Szymański poetów rosyjskich - Puszkina i Jesienina a także polskich- Mickiewicza, Tuwima, Jastruna.
Wydał dotychczas kilkanaście książek poetyckich: oprócz wspomnianych już „Wierszy Gdańskich” oraz poematu „Wilno, miasto za mgłą” „Dnie niepokoju”(1959), „Wygasanie form”(1967) „Erotyki kaszubskie”(1978), „Przecięcie”(1977), „Pieśń o ziemi kaszubskiej”(1978), „Niosący światło”(1979), „Światło, które chronię”(1988), „Gdańsk”(1988), „Nam nie ująć ciebie poematem”(1997), „Taka mi się przyśniłaś”(2004). Opublikował także utwory dla dzieci – prozą „Przygody Piotrusia na pirackiej wyspie”(1988) oraz wiersze „Opowieści gdańskich zegarów” (1991).
Ten Nestor wybrzeżowych poetów, czynny nadal zawodowo i literacko, pisze obecnie swoje wspomnienia, a że życie miał burzliwe, lektura tych wspomnień będzie zapewne interesująca. Chociaż poeta pesymistycznie pisze: „ I co zostaje po nas? Pustka” wierzymy, że o wierszach tych i ich autorze będziemy długo pamiętać, tym bardziej, że syn, Zbigniew Radosław, którego znamy z łamów "Gazety Świętojańskiej", poszedł w ślady ojca i jest poetą.