Na Placu Kaszubskim, gdzie dziś stoi pomnik Abrahama, w 1925 roku zbudowano pierwszą, jeszcze drewnianą halę targową w Gdyni. Niestety, rok później hala spłonęła i targowisko przeniosło się na zaplecze ul. 10 Lutego. Na decyzję o budowie większej, bardziej trwałej i funkcjonalnej hali wpłynął rozwój całego miasta i napływ ludności, która potrzebowała targowiska z prawdziwego zdarzenia.
Pierwsza została wzniesiona hala łukowa, największa. Cały kompleks, łącznie z halą rybną i płaską, oraz obszernymi podziemnymi magazynami zaprojektowali Jerzy Muller i Stefan Reychman. Pierwotnie pod łukowym dachem znajdował się targ warzywny. Dopiero później dobudowano obok zadaszony plac targowy i sprzedawcy warzyw i drobiu przenieśli się na zewnątrz.
Hala jest wybitnym przykładem architektonicznego modernizmu, dokładniej konstruktywizmu, rozwijającego się prężnie w Gdyni w dwudziestoleciu międzywojennym (pełno w Gdyni perełek architektury modernistycznej). Konstruktywizm zakładał przede wszystkim jak najwyższą funkcjonalność budynku, brak zbędnych ozdobników i ekspresję poprzez samą bryłę budynku.
Czy harmonijny kształt głównej hali łukowej jest wyjątkowo ekspresyjny? Ciężko powiedzieć, patrząc na budynek tak wrośnięty w miasto oczyma przyzwyczajonymi do jego widoku, ale z pewnością nie można odmówić mu funkcjonalności. Nawet mając Batorego i Kwiatkowskiego niemal za rogiem, hala nie straciła klientów przekonanych, że dostaną na niej warzywa, owoce i ryby dużo smaczniejsze i zdrowsze niż w supermarkecie, a przy okazji znajdą dużo tańsze ubrania, torebki i inne fatałaszki.
Jest tu inna atmosfera zakupów niż w centrach handlowych. Może nie jest to miejsce gdzie można się dowoli targować, ale ma się bliższy kontakt ze sprzedawcą, można z nim pogawędzić. Dlatego ludzie wciąż przychodzą kupić tutaj owoce ze stosów byle jak usypanych pod markizami, grzyby jesienią, a kwiaty i wiązanki bukszpanu na Wielkanoc od staruszek przycupniętych na stołeczkach lub skrzynkach pomiędzy budkami z kwiatami, albo obejrzeć sobie stoisko zawalone moherowymi beretami we wszystkich kształtach i kolorach. W okresie przedświątecznym na hali można się zgubić (gdyby się uprzeć), ale to raczej fascynujące niż irytujące uczucie – błąkać się pomiędzy dziesiątkami sklepików i przepychać się w tłumie ludzi opętanych manią zakupów na Boże Narodzenie.
Chociaż hala stała się dla mieszkańców Gdyni codziennością, nie można zapominać o jej wartości zabytkowej. Nawet Jan Zachwatowicz wybrał ją jako jedno z trzech dzieł architektonicznych z Gdyni, którym poświęcił czas w swojej „Architekturze polskiej” – biblii wszystkich architektów. W dwudziestoleciu międzywojennym tego typu łukowa konstrukcja była prawdziwym symbolem nowoczesności.
Sonja Block