Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Wciąż jestem "Harda" - wywiad z bohaterką "Solidarności"

Opublikowano: 31.08.2012r.

W dniu dla wielu ciągle ważnym autoryzowany wywiad z jedną z legend pierwszej, według wielu jedynej i niepowtarzalnej, "Solidarności".

 

 

Wciąż jestem „Harda”

Wywiad z Ewą Hołuszko, przeprowadzony 3 czerwca 2012 r w Sopocie, przed pokazem filmu Magdy Mosiewicz Ciągle wierzę

Gazeta Świętojańska: Pani Ewo, dwa miesiące temu oglądała pani przedstawienie ze sobą w roli głównej. Jakie wrażenia?

Ewa Hołuszko*: Raczej z wizją artystyczną autorki sztuki w roli głównej. Jakie wrażenia? Wspaniała gra aktorów, zacznę może od plusów, bo gra aktorów jest super, a Marek Tynda, który odgrywa w dwóch postaciach mnie, jest świetny. Zwłaszcza jego monolog końcowy jest majstersztykiem. Z jednej strony mogę uśmiechać się, widząc swoją śmierć… (śmiech). Ale chyba będę długo żyła w związku z tym, że umieram tu, na deskach codziennie, gdy wystawiane są „Ciała obce”. Z drugiej strony, podziwiam wielkość tego aktora i chyba całego zespołu. Spektakl zrobiono w ogóle w dość niekonwencjonalnej formie. Jadąc do Gdańska w marcu, znałam tylko recenzje i widząc zdjęcia, zastanawiałam się, jak to realnie wygląda. Myślę, że jest to zrobione super. Ta spirala DNA, po której skaczą aktorzy, odzwierciedla praktycznie wszystko. Pokazuje na wstępie całość człowieczeństwa. To, że zależy ono od tej spirali i od tego, co ktoś ma w głowie, od tego, czego się nauczył w życiu i od tego, jaki jest jego umysł.

Co panią „uderzyło” najbardziej w tym spektaklu, z czym pani się nie zgadza?

Po pierwsze, nie utożsamiam się z Adamem, który nie jest transseksualistą, a właściwie transseksualistką, ale ludzie wolą powiedzieć transseksualistą, bo to jest jeszcze widok mężczyzny. Adam jest transwestytą i to dość specyficznym. Transwestytów w Polsce są setki tysięcy, to nie jest rzadkie zjawisko. Transseksualizm jest rzadki. Spytałam kiedyś lekarza, doktora Dulki, który mnie prowadził, ile transwestytów jest w Polsce:60 tysięcy czy milion, może pół miliona? Odpowiedź brzmiała: „Każda liczba jest możliwa”. To jest normalne zjawisko wśród mężczyzn. Obejmuje być może 10 czy 20 procent mężczyzn. Ale tutaj transwestyta jest dość specyficzny: chodzi między blokami i wącha podpaski - ja jeszcze o takim nie słyszałam, póki żyję, a znam dużo osób. Tu zadziałała wyobraźnia autorki sztuki. Oprócz tej radości z aktorstwa odczułam straszny ból podczas dwóch scen. Siedziałam akurat z boku w pierwszym rzędzie, więc równocześnie mogłam oglądać i publiczność, i scenę. Pierwsza scena, kiedy oficer milicji przesłuchuje głównego bohatera i pokazuje mu zdjęcia, a druga, kiedy te zdjęcia ogląda jego żona. W obu scenach męska część aktorów przebiera się w stroje damskie. Tylko skąd te stroje? Z remanentu w sexshopie? Nawet transwestyta ubierający się w sexshopie chyba by nie kupował takich wyzywających ubrań. Patrzyłam na publiczność, która się doskonale bawiła i nie widziała w tym dysonansów. To jest ten stereotyp, który jest w naszym społeczeństwie mocno rozpowszechniony, że transseksualistka i transwestyta - a społeczeństwo powie transseksualista w większości - to jest tak właściwie to samo.

Odmienność nieprzystająca, czyli matka, która była ojcem - recenzja "Ciał obcych" Julii Holewińskiej w reżyserii Kuby Kowalskiego w Teatrze Wybrzeże

Wczoraj byłam nagrodzona przez środowisko LGBT. Z boku stał ze mną także nagrodzony gej, znana postać z Gdańska (Ryszard Kisiel – przyp. Redakcja). On nie rozumiał różnicy. Dla niego różnica była tylko w chwili operacji. A ta różnica jest od dzieciństwa. Jutro będzie spotkanie w Gdańsku z pokazem mojego filmu w reżyserii Magdy Mosiewicz. Tam, publiczność, która przyjdzie, zobaczy,w pewnej scenie z archiwum, brodatego faceta i napis: Hołuszko.

Z I Zjazdu Delegatów „Solidarności” ?

Tak.W filmie jest też scena, która rozgrywa się po moim wyjściu z więzienia i na legitymacji, chyba MZK – widnieje również brodaty facet. Kiedyś transseksualistka ukrywała się często pod postacią „brodatego”. Już teraz nie, bo kiedyś musiała walczyć. Transseksualistka musiała walczyć, walczyć sama. I te dzieje, te walki, były u osób dotkniętych transseksualizmem podobne: ćwiczenia fizyczne, próba rozmawiania z Bogiem, żeby odsunąć ten ciężar od danej osoby, zapuszczanie brody, u mnie taternictwo, turystyka. Uważam, że stąd ci ludzie mają często wielokierunkowe zainteresowania w swoim życiu, możliwość podjęcia różnych zawodów. W dużej części jest to spowodowane niemyśleniem o sobie. Nie można ani chwili myśleć, kim się jest.

Transwestyta zaś to człowiek, mężczyzna, który potrzebuje, dla swojego zaspokojenia seksualnego, własnego wizerunku w roli kobiety. On jest kobietą psychicznie, ale tylko przez chwilę orgazmu.

Jakie wyglądają obecnie pani stosunki z synami ?

Znacznie się poprawiły. Uważam, że teraz się w miarę unormowały. Na początku, gdy zapowiedziałam zmiany, było dosyć źle. Z perspektywy czasu widzę, że to dla nich był szok. Ktoś, kogo traktowali jak ojca, ktoś, kto miał przyznaną przez sąd jedyną opiekę nad dziećmi (a rzadko przyznaje się to mężczyźnie), mówi im o sobie, kim naprawdę jest. Spełniłam się w roli matki. Było ciężko, ale mi to odpowiadało. Wiem, co przeżywa kobieta, wychowując dzieci. Wychowałam dwóch synów. Kiedy mieli prawie osiemnaście lat, dowiedzieli się, że ojciec koryguje płeć, że może stać się coś strasznego, że mogą zaatakować sąsiedzi i jacyś miejscowi. Na początku było źle, dużo strachu.W tej chwili mam dosyć dobre stosunki z synami. Wczoraj byli u mnie - wspólnie naprawiali samochód. Pomagamy sobie.

Ale nie mówią jeszcze do pani „mamo”?

To jest moje marzenie. W spektaklu jest o tym mowa. Prawie się rozpłakałam, jak usłyszałam to zdanie ze sceny. Synom powiedziałam:to jest moje największe marzenie, żeby ktoś mi powiedział „mamo”, żeby ktoś mi dał kwiatek na Dzień Matki, żeby ktoś mnie uznał jako matkę. To jest takie moje marzenie, które po całej mojej transformacji zostało, ponieważ nie nie czuję już problemów z płcią. Nie jestem już nawet transseksualistką. Społeczeństwo uważa, że my jesteśmy transseksualistkami. Nie jesteśmy przecież, bo osoba transseksualna to taka, która spełnia te trzy warunki jednocześnie:nie akceptuje swojej płci fizycznej, stan nieakceptacji, i to takiej bolesnej, trwa ponad dwa lata i dąży do zmiany operacyjnej. Ja akceptuję swoją płeć zewnętrzną, operacyjnej zmiany żadnej nie chcę, od dwunastu lat nie mam problemów po korekcie, więc formalnie nie jestem osobą transseksualną. Jestem kobietą i taką chciałabym być.

Czy uważa pani, że to marzenie, aby synowie mówili do pani „mamo”, nie jest dla nich zbyt dużym wyzwaniem, zbyt trudną próbą?

Może tak, jest to trudna próba, ale to jest moje marzenie. Mówią mi po imieniu, Ewa… Moje imię jest jakby łącznikiem.

To imię największej pani miłości?

Tak, to jest imię mojej największej miłości. Uważa się, że transseksualistka to musi być taka kobieta, jakby coś blisko geja w formie żeńskiej. Nieprawda. Oczywiście teraz wygląda to inaczej niż kiedyś. Młodzi ludzie w wieku 16-18 lat wezmą pierwszy, lepszy artykuł i wiedzą, co im jest. Ja żyłam w innych czasach, większość z nas przeszła przez okres małżeństwa, przez dzieci. Wśród transseksualistek lesbijki stanowią spory odsetek, reszta to kobiety heteroseksualne.Ale taki podział jest tylko teoretyczny. Ostatnio badałam 11 takich osób i w chwili badania tylko jedna miała partnera, w tej chwili już go nie ma.Z reguły są to osoby, które nie prowadzą żadnego życia seksualnego.

Proszę nam powiedzieć coś więcej o sobie, bo nasza wiedza opiera się w największym stopniu na tym słynnym, dla nas samym w sobie dość kontrowersyjnym wywiadzie, a przynajmniej w jego redakcji, jakiej dokonał Jacek Hugo – Bader. Czy możemy panią zapytać, czy zmieniły się jakoś pani warunki życia, warunki socjalne? Pytam dlatego, że częstym motywem we wspomnianym wywiadzie były wypowiedzi pani kolegów broni, którzy mówili wiele razy: „To nie jest miejsce dla ciebie, ty się marnujesz, zasługujesz na coś więcej.” Czy nadal pani mieszka w „bunkrze”?

„Bunkier” ma okna, ale już cieknie ze stropu. Dwa dni temu lało się koło mego łóżka. W pewnej chwili to wszystko się zawali. W pewnej chwili zdarzenie końcowe z „Ciał obcych” mogłoby się spełnić u mnie, ale ja do tego nie dopuszczę. Oczywiście, tam, gdzie mieszkam, moja działka ma dosyć dużą wartość, to jest podwarszawski Anin. Mogłabym za wartość tej ziemi kupić mieszkanie, ale powiedziałam sobie, że nie opuszczę tego miejsca, tylko dlatego, że społeczeństwo chce zapędzić mnie do rogu ringu. Jestem osobą walczącą. Zginę, być może zginę, być może zamarznę.

Ciągle jest pani „Harda”?

Ciągle jestem„Harda”. Gdy studiowałam psychologię, poznałam grę polegającą na utożsamianiu się ze zwierzętami. Utożsamiłam się z szarą wilczycą. Ciekawi mnie to zwierzę. Z jednej strony, jeśli ma nawet ludzkie dzieci, wykarmi je – tak jak Romulusa, Remusa, a równocześnie, w zagrożeniu skoczy do gardła.

Umówiliśmy się przed wywiadem, że nie będziemy rozmawiać o seksie, ale możemy porozmawiać o polityce i religii. Rozmawiamy 3 czerwca, a więc w wigilię pewnej daty. Czy ma pani co roku refleksje na temat 4 czerwca? Czy jest to data ważna dla pani? Dokonuje pani wtedy jakiegoś bilansu? To było zwycięstwo?

Jeżeli miałabym drugi raz walczyć, to zrobiłabym to samo, bo ze złem trzeba walczyć. Ze zdefiniowanym złem - takim, jakim był ten system - trzeba walczyć. Trzeba walczyć, bo tego się wymaga od przyzwoitego człowieka. Istniała wówczas pewna wartość - przyzwoitość w działaniu, to była wartość ponadreligijna. Jeśli chodzi o stosunek do przeszłości, była to najlepsza sytuacja ekonomiczna, jaką wówczas miałam, po prostu do roku osiemdziesiątego wykładałam. Potem nikt nie dopuścił mnie do pracy naukowej, najpierw dlatego, że wszyscy rwali się do przodu, a o tych, co mieli problemy, zapominano. Później, ze względu na moją zmianę - nigdy nie stanęłam przed studentami, nigdy mi nie pozwolono dokończyć pracy doktorskiej. Pamiętam ostatnie chwile, w których robiłam pracę doktorską w Radomiu, tuż przed wyrzuceniem mnie przez prof. Hebdę w latach osiemdziesiątych. Potem nastąpiła moja zmiana fizyczna, ona trwała właściwie od dziewięćdziesiątego ósmego roku. Kolejne wyrzucanie z pracy, oczywiście, nikt tego nie powie, za co. Znalazłam wówczas jedyne zajęcie zgodne z wykształceniem - pracę nauczyciela. To, co przeżyłam w tej szkole…

„Kąt”, tak ?

Jeszcze przed nim – liceum i technikum. To był „Oświęcim” ze strony uczniów i nikt z nauczycieli mnie nie bronił. Nikt. Skończyło się to wyrzuceniem z pracy po roku. Później poszłam do szkoły dla dzieci trudnych. Dyrekcji wydawało się, że skoro dzieci są po przejściach i to strasznych - to był dopiero „Kąt”- to mnie zaakceptują.

Czy coś się zmieniło przez te trzy lata od wywiadu dla „Gazety Wyborczej” ? Mamy dziś Krytykę Polityczną, która panią zaprasza, jest pani bohaterką filmu zrobionego przez byłą, parytetową przywódczynię Partii Zielonych. Środowisko LGBT głośno domaga się swoich praw. Czy na tej fali tolerancji pani też coś zyskała? Czy ma pani nowych przyjaciół, nowe miejsca, w których czuje się pani swobodnie?

Na pewno. Na przykład wczoraj, kiedy wręczano mi w tym środowisku nagrodę. Dziś środowisko LGBT mnie akceptuje, jednak chciałabym wrócić do starej działalności.

Do naukowej?

Nie tylko naukowej, do społecznej, politycznej. Nie uważam, że coś źle zrobiłam. Ja wręcz postąpiłam zgodnie z kanonami chrześcijańskimi, bo zapobiegłam własnemu samobójstwu. Nie wiem, czy pan redaktor Bader to opisywał, ale ja w pewnej chwili chciałam popełnić samobójstwo, bo już  nie wytrzymywałam. Tak, każda transseksualistka, każdy transseksualista dochodzi mniej więcej do takiego stanu. Jeżeli się załamie, to już koniec. Stąd tak ważna jest działalność, robienie czegokolwiek, żeby się nie załamać. Każda, większa trauma, to może być koniec. Doszłam do takiego stanu po rozstaniu. Powodem była miłość – bardzo prozaiczny powód, a jednocześnie najcięższa trauma dla człowieka, jedna z najcięższych. Doszłam do takiego stanu, w którym już przestałam sobie radzić. Jednocześnie byłam aktywna religijnie, prosiłam Boga, żeby mnie ratował w jakikolwiek sposób. W pewnym sensie uratował. Mówię o tym, co czułam w chwili, kiedy chciałam zdecydować się na samobójstwo … Nagle klęknęłam i powiedziałam:„Panie Boże, będę żyć, przyrzekłam Ci to. Tylko wszystko zmienię”. Następnego dnia zadzwoniłam do lekarza.Żyję. Chyba tak walczącej osobie, jak ja, drugi raz się taka chwila nie przydarzy. Społeczeństwo wpędza transseksualistę (-tkę) w „kąt” samobójstw. Myślę, że większość osób transseksualnych, nawet teraz, w tej „liberalnej” sytuacji, większość tych ludzi umiera w sposób dramatyczny. Na raka umiera tylko trzydzieści procent chorych, samobójstwa osób transseksualnych - zdrowych całkowicie ludzi, to może być nawet sześćdziesiąt procent.

W społeczności kościoła rzymskokatolickiego temat transseksualizmu jest trudny, ale pani wyznaje prawosławie?

Jestem prawosławna.

Chodzi pani na msze? Czy wierni prawosławni wiedzą o pani, podtrzymują panią na duchu, pomagają? Jak jest ze spowiedzią?

Mam prawo do spowiedzi i eucharystii. Metropolita wyznaczył dwóch spowiedników – najmądrzejszych, najbardziej „telewizyjnych” księży prawosławnych, którzy mnie spowiadają. Chyba słusznie, bo gdyby to był przeciętny ksiądz prawosławny z jakiejś wsi, mogłoby być to dla niego wstrząsem - moja spowiedź, chyba, że ukrywałabym swoją przeszłość. Spowiadam się u takich księży; czasem, np. na Grabarce, ale wówczas przedstawiam się jako Ewa. W prawosławiu podczas eucharystii mówi się imię chrzestne. Moje imię chrzestne jest innego rodzaju płciowego i z reguły w trakcie komunii ja nic nie mówię. Niektórzy księża pewnie wówczas myślą, że jestem niemowa. Bóg wie, jakie mam prawdziwe imię chrzestne. Jestem wyznawczynią prawosławia i to czynną wyznawczynią. Dla mnie prawosławie, w ogóle wiara w Boga, chrześcijaństwo (w czasie stanu wojennego moje związki z kościołem były głównie przecież z księżmi katolickimi, np. z Jerzym Popiełuszko) jest bardzo, bardzo demokratyczną religią i to, co powiedziałam w ostatnim wywiadzie: ja nie widzę w całym Piśmie Świętym ani jednego słowa Boga potępiającego homoseksualistów. Są tylko słowa eksfaryzeusza św. Pawła. W całej swojej działalności Jezus Chrystus nie powiedział ani słowa na temat podobno „największego grzechu”. A to, co zdarzyło się w Sodomie, proszę przeczytać, to po prostu mieszkańcy Sodomy nie chcieli współżyć z obcymi, chcieli „poigrać” ich kosztem (często kończyło się to śmiercią). Tak jak Kmicic i jego ludzie chcieli się pobawić.

Strzelali do portretów…

Strzelali do portretów, rabowali…

Czy sikorki obracali…

Czy podpalali. Słowo poigrać nie oznacza, że to ze względów seksualnych.

Czy teraz jest pani sama? Czy zakłada pani możliwość stworzenia związku emocjonalnego z drugą osobą? A nawet skoro jest pani aktywną wyznawczynią i członkinią społeczności religijnej, czy w grę w ogóle wchodzi związek małżeński?

Przez pewien czas myślałam o związku. Jestem istotą seksualną, jak każdy, i nie byłam raczej istotą oziębłą, ale praktycznie od wielu lat jestem nieaktywna pod tym względem.Moje myśli poszły w kierunku, w którym idą większości osób takich jak ja. W tej chwili stoi mi przed oczyma moja młoda koleżanka, obecnie mająca 35 lat, która od dziesięciu lat próbuje znaleźć partnera. Jest heteroseksualna. Jest tak ładna, że nie ma chyba faceta na ulicy, który by się za nią nie oglądał. Jest tak piękna: wysoka, szczupła, ale nikt z oglądających nie wie, że ta osoba przeszła korektę płci.Ona nie może znaleźć mężczyzny, jak gdyby ta przeszłość, a znamy wszystkie tricki sprzed korekty, powoduje, że od razu pierwsza mowa, pierwszy męski trick… i koniec - przepada facet, choć on myśli, że akurat dobrze się zaprezentował. To w jej przypadku, a w moim, w większości, zakochiwałam się w kobietach. Jako psycholożka mogę powiedzieć, że ok. 40 % ludzi, według niektórych badań amerykańskich jest biseksualnych, w tym nawet do 60% kobiet. Jest to uwarunkowane kulturowo, że one przyjmują heteroseksualność. Taki jest kulturowy nakaz. Ale sama heteroseksualność pierwotna nie jest tak przygniatająca, jak to widzimy w „oficjalnym” społeczeństwie.

Teraz już nie wyobrażałabym sobie bycia z mężczyzną. Chcę się oddać sprawom społecznym. Chcę na tym polu wygrać, jak wygrałam w stanie wojennym. Dla mnie jest wielkim zwycięstwem, że członkowie największej wówczas podziemnej organizacji w Warszawie nie zostali aresztowani do 4 czerwca 1989 roku.

Chodzi o Międzyzakladowy Komitet Koordynacyjny?

Tak. To znaczy mnie ostatecznie aresztowano, a później następnego przewodniczącego - Maćka Zalewskiego. Jednak sam sposób budowania organizacji to był mój pomysł. Zadziałał. Nie wpuszczał „kretów” czy „szczurów” do wnętrza. Skoro miałam wówczas taką siłę przebicia, chciałabym spróbować tej siły jeszcze raz.

Nawiązując do wcześniejszego pytania - nie mieszkam sama. Mieszkam w piwnicy z moją daleką kuzynką z Białostocczyzny, która też jest po wielu przejściach. Wspieramy się niczym dwa pochyłe drzewa. Pewnie sąsiedzi myślą, że jesteśmy w związku, bo przecież wyjeżdżamy razem na wakacje.

Pewnie myślą, co tam pani znowu wymyśliła?

Tak, tak, ale, jak już mówiłam, jest to wspieranie się dwóch pochyłych drzew. Jeszcze jedno chciałabym dodać, bo mówiliśmy o synach. Nie chcę pominąć faktu, że mam trzeciego syna. Mieszka w Hamburgu. Przyjeżdża do mnie, też mówi do mnie po imieniu, akceptuje mnie całkowicie. Jest obywatelem Niemiec. Dowiedział się, że nie opuściłam rodziny, tylko, że wyjechałam z tych Niemiec z dwoma jego braćmi. Dowiedział się o tym już jako osoba kilkunastoletnia.Ostatni raz widział mnie w„starej postaci”, kiedy miał siedem lat. Bardzo chciał, żebym została. Następnym razem zobaczył mnie, jak miał lat piętnaście. Pomimo że widzimy się obecnie raz do roku, przez miesiąc czy pół miesiąca, chłopak chce wracać do Polski, choć nigdy w Polsce nie mieszkał. Mówi, że w Polsce jest lepiej niż w Niemczech. To świadczy o tym, że z trzecim synem nie mam problemu, z jego matką też.

Z matką, byłą żoną, nie ma problemu?

Jego matka chce mówić do mnie starym imieniem, bo chce zachować dobre wspomnienia.Nie ma większych problemów między nami, poza tym, że ona ma męża, a ja muszę szanować jej związek.

Jest pani osobą bardzo wykształconą, która skończyła między innymi psychologię. Jaką pełni pani rolę w środowisku osób, które dokonały korekty płci, kim pani jest dla tego środowiska ?

Od wczoraj jestem dumną zdobywczynią Złotego Patisona, najbardziej prestiżowej nagrody środowiska LGBT. To jest autentycznie marynowany, złoty patison. „Przywlokłam” go dziś w nocy o drugiej do domu.

Gdy wchodziłam do środowiska, miałam przewodniczkę, bardzo ładną dziewczynę, która mnie nauczyła wielu praktycznych rzeczy, choćby jak się ubierać, by nie wyszło, że się przebieram. U osób transseksualnych bywa, że chce się zobaczyć, jakbym wyglądała, gdybym była wizualnie kobietą, bo to jednak ciągnie, gdy czuje się kobietą.

U transseksualistek zmiana jest jednorazowa i ostateczna. W jeden dzień zmienia się wszystko, także w ubiorze. U mnie zachował się tylko sweter delegata ze zjazdu „Solidarności”, który będzie pokazywany na filmie o mnie.

Wracając do pytania: środowisko dotychczas patrzyło na mnie dziwnym wzrokiem. Środowisko to, a przynajmniej przywódcy, nie są związani z chrześcijaństwem, a ja jestem bardzo związana.

I z „Solidarnością” ?

Też, ale ze starą „Solidarnością”. Ta nowa, oprócz szyldu, nie ma nic wspólnego ze starą. Blisko mi do centrum, ale jestem bardziej lewicowa, tak jak Unia Pracy, z którą współpracowałam.

Z Palikotem nie?

Wczoraj było ich trzecie podejście. Definitywnie odmówiłam. Nie interesuje mnie środowisko robiące politykę według zasad: coś zrobimy, jakąś historię, na przykład podpalimy dom. Właściwa polityka zajmuje się sprawami społecznymi, ekonomią. Środowisko Ruchu Palikota kompletnie mi nie odpowiada, ale środowisko SLD, częściowo starych, zmurszałych aparatczyków, też nie.

Dawnych wrogów?

Dawnych wrogów też. Z drugiej strony w tym środowisku są ludzie, którzy mnie akceptują i których wysoko cenię. Staram się być obiektywna w sprawach politycznych.Na przykład wczoraj widziałam się z Kaliszem. To jest facet, z którym można porozmawiać. Nie neguję w tym środowisku ludzi, którzy myślą, z którymi można porozmawiać.

Minister Gowin powiedział, że istnieje potrzeba pomocy osobom transseksualnym. Inny jest też stosunek Kościoła do osób transseksualnych od stosunku do osób homoseksualnych. Kościół, mimo że jest przeciwny korektom płci, tak źle nas nie traktuje, ale społeczeństwo nas odrzuca.

Pani i Anna Grodzka to najbardziej znane osoby ześrodowiska transseksualistek i transseksualistów. Ile jest takich osób w Polsce ?

Transseksualistek jest kilkaset. Zdecydowanie więcej jest jednak transseksualistów, czyli w drugą stronę. A w tę stronę, taką jak ja, jest mniej, około kilkuset, z czego duża część po operacji.

Czuje się pani już celebrytką, ikoną, osobą rozpoznawalną?

Proszę nie zapominać, że jestem osobą prawosławną. Dla mnie ikona ma inne, szczególne znaczenie. Ikona jest gdzie indziej. Nieszczęśliwie używa się dziś wymiennie słów ikona i celebryta, dla mnie to rodzaj przekroczenia. Nie wiem, czy jestem popularna, na pewno nie gonię za sławą, ale jeśli dzięki pewnej większej rozpoznawalności mogłabym w czymś lub komuś pomóc, to „popularność” może się przydać.  Nie wiem, co mnie spotka po premierze „Ciągle wierzę”…

Na pewno jeszcze większa popularność.

Może..Ale można oberwać, i to sporo… te wyzwiska... Swoją działalnością chciałabym pomóc takim osobom jak ja. Chciałabym dożyć takiej chwili, kiedy taki przypadek jak mój będzie traktowany jak ciężkie złamane nogi – jak nasz bohater z Formuły 1 (R.Kubica, przyp. red):odniósł ciężkie obrażenia, ale pozlepiali go.Będzie jeździł. I tyle.

Nasza wada nie ma podtekstu seksualnego, ma nieszczęśliwą nazwę – transseksualizm. Dlatego że w języku angielskim słowo „sex” oznacza „płeć”. Ale to nie ma nic wspólnego z seksem. Polskie tłumaczenie i recepcja słowa transseksualizm są nieadekwatne.

Ale gdyby trąbka zagrała czy „Harda” jeszcze raz zerwałaby się do boju? Gdyby tak np. PO zaprosiła panią na listę i do aktywnej, w pełni otwartej działalności?

Może nie PO, na ostatnich wyborach skreśliłam wszystko. Dla mnie to, co się dzieje w sferze politycznej, jest znane od wielu lat. W dużej części to są moi koledzy: znałam zarówno Jarka Kaczyńskiego, i Buzka, jak i Tuska, Komorowskiego, z Lechem byłam po imieniu - cały ten establishment polskiej polityki znam od podszewki.

Wyobrażam sobie powstanie siły politycznej na gruzach PO i PiS-u. Obie siły doszły do klinczu. Musi nastąpić jakieś rozwiązanie i ludzie znajdą: siłę, która będzie reprezentować interesy ludzkie.

Działania socjalne realnie w ogóle nie istnieją, szermuje się tylko hasłami przed wyborami. Nie tylko u nas, także we Francji francuscy socjaliści niewiele mają wspólnego z lewicą. Mam nadzieję, że w Polsce powstanie taka siła, która będzie podobna do pierwszej „Solidarności” i będzie realną siłą polityczną. To będzie siła lewicowa, która będzie w stanie zmienić dysproporcje społeczne w Polsce, zjednoczyć ludzi i rozwiązać tak ważne problemy jak bieda czy emerytury. Co z tego, jeśli mamy 2 czy 5 % wzrostu PKB, kiedy większość tego wzrostu pożera 1% ludzi, którzy są niemiłosiernie bogaci. Stajemy się Brazylią Europy.

W tej chwili działam w sekcji Stowarzyszenia Wolnego Słowa ds. cudzoziemców i uchodźców.Można np. sprowadzić cudzoziemców, dać im pracę i sprawa emerytur będzie chwilowo załatwiona. Chcę wrócić do polityki.

Jestem jak wilczyca z piosenki Jacka Kaczmarskiego, która przeszła wszystkie nagonki i nawet odgryzła sobie łapę, aby być wolna.

Dziękujemy bardzo.

Dziękuję.

Rozmawiali: Katarzyna Wysocka i Piotr Wyszomirski

http://www.youtube.com/watch?v=DUuKrqaHYAA

Rozmowa z Ewą Hołuszko Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.

*Ewa Maria Hołuszko (ur. jako Marek Cyryl Hołuszko 8 lipca 1950 w Białymstoku) -- polska działaczka opozycyjna w okresie PRL, badaczka mniejszości narodowych, działaczka na rzecz osób transpłciowych.

Studiowała fizykę na Uniwersytecie Warszawskim i Politechnice Warszawskiej. Po studiach wykładała na Politechnice Radomskiej, a następnie pracowała jako meteorolog w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Od 1980 była działaczką "Solidarności". W opozycji działała pod pseudonimem "Hardy". Była członkiem zarządu Regionu Mazowsze i przewodniczącą regionalnej Komisji Interwencyjnej. Delegatka na I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ "Solidarność" we wrześniu 1981, zasiadała w komisji uchwał i wniosków. Po wprowadzeniu stanu wojennego ukrywała się. Kierowała podziemnym Międzyzakładowym Komitetem Koordynacyjnym, w którym odpowiadała za druk i kolportaż podziemnej prasy (m.in. "Tygodnika Mazowsze" i "Woli"). W latach 1982--1983 więziona.

W latach 90. zaangażowała się w badania nad mniejszościami narodowymi w Polsce. W wyborach w 1997 kandydowała do Sejmu z listy Unii Pracy. Od 1998 była członkiem Unii Wolności. W 2000 przeszła operacyjną korekcję płci. Działa w Stowarzyszeniu Wolnego Słowa. W 2001 odznaczona odznakąZasłużony Działacz Kultury. 13 grudnia 2006 prezydent Lech Kaczyński odznaczył ją Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Jest pierwowzorem bohaterki sztuki Julii Holewińskiej Ciała obce, nagrodzonej w 2010 Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną. W 2011 nakręcono o niej film dokumentalny pt. Ciągle wierzę (reż. Magdalena Mosiewicz) (za:wikipedia.pl)


Więcej o teatrze w na stronie www.pomorzekultury.pl




Autor

obrazek

Piotr Wyszomirski
(ostatnie artykuły autora)

Każdy ma swoje Indie gdzie indziej