Kiedy dziś czyta się Kartotekę, zdumiewa jej nieustanna uroda. I łaskawość czasu, który ją mało nadwątlił. Ten utwór nadal skrzy się współczesnymi odniesieniami i niespodziewanymi asocjacjami. Kartoteka nadal nie daje się przyporządkować dzisiejszej rzeczywistości; jest świeża i znacznie zabawniejsza niż onegdaj. Ba! Odnosi się wrażenie, że czas skrystalizował Kartotekę w drapieżną komedię – tak napisał Kazimierz Kutz we wstępie do swojej inscenizacji arcydramatu Różewicza. Święte słowa ateistycznego senatora, chciałoby się rzec za złotoustym mikrofonowym. I jeśli komediowa drapieżność miałaby być formułą Kutzowego odczytania Kartoteki, to nie powinno dziwić obsadzenie w głównej roli Bohatera Zbigniewa Zamachowskiego. Rzecz w tym, że w Kartotece jest dużo więcej, a do tego, by to wygrać, świetny momentami Zamachowski już nie starczył.
Każda inscenizacja Narodowego to oczywiście aktorzy. Niezwykle wszystkim było miło, że na kilkuminutowe epizody do Gdyni zjechali: Jan Englert, Teresa Budzisz-Krzyżanowska i Artur Żmijewski czy wyrazisty Maciej Kozłowski. Z innych gwiazd, mniej telewizyjnych, warto zaznaczyć udział Jerzego Łapińskiego i Andrzeja Blumenfelda (niegdyś Teatr Wybrzeże), Mirosława Konarowskiego (pamięta ktoś taki film: Con amore ?) czy Józefa Duriasza (Lokis i ¼ Gruppenfuhrera Wolfa) oraz Marek Barbasiewicz, niegdyś jeden z największych dandysów nie tylko filmu.
Wszyscy wymienieni mają mniejsze lub większe epizody. Postacią obecną cały czas, scalającą wszystkie wątki, jest Bohater. W 1999 roku, kiedy Kutz wystawił dzieło autora „Do piachu”, Zamachowski miał 38 lat, czyli tyle, ile bohater Różewicza. Mumin należy do ulubionych aktorów autora – wystarczy przypomnieć świetne role w Zawróconym czy Pułkowniku Kwiatkowskim. Tam Zamachowski i pasował, i wygrał wszystko. W Kartotece nie. Dlaczego?
No na pewno nie dlatego, że jest słabym aktorem. Zamachowskiego wielokrotnie podziwialiśmy w rolach komediowych i charakterystycznych, nawet napisanych bardzo grubą kreską ( np. Cześć Tereska). Kartoteka stawia jednak przed aktorem wielkie wyzwanie. I kiedy zastanawiałem się, dlaczego Zamachowski nie przekonał mnie do końca, mimo wielkiego szacunku dla jego warsztatu aktorskiego, to chyba najmniej mogłem uwierzyć w pełnię przeżyć i rozczarowań mężczyzny, ukazaną przez niezapomnianego Shreka. Przeszkadza mi też trochę częstotliwość oraz intensywność zawodowa Big Zbiga. Wydaje mi się, że za dużo go było wszędzie: telewizja, estrada, widowiska, kabarety czy na dubbingu skończywszy. Świetny aktor, ale nie do tej roli, którą odtwarzali m.in.: Łomnicki, Holoubek czy Władysław Kowalski. To jednak coś innego.
Tak czy inaczej spektakl się podobał. Widownia śmiała się często i niewymuszenie. I słusznie!!!
Jutro już pełny, festiwalowy dzień: Matka cierpiąca, Osobisty Jezus i Bomba.
Więcej o teatrze w na stronie www.pomorzekultury.pl