Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Dwugłos naciera

Opublikowano: 08.05.2011r.

Bardzo ciekawe felietony radnych Rady Miasta Gdyni.

 

 

 

Czytaj wszystkie "Dwugłosy"

Jak zdezawuować projekt opozycji– krótki poradnik.


Marcin Horała*

 

Na ostatniej sesji omawialiśmy między innymi projekt uchwały o przystąpieniu do sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego części dzielnicy Działki Leśne, autorstwa klubu PO. Wkrótce (jak dobrze pójdzie w czerwcu) debatować będziemy nad obywatelskim projektem uchwały w sprawie poprawy bezpieczeństwa ruchu w Chyloni, Cisowej i Pustkach. Jest więc dobra okazja, by pomóc koleżankom i kolegom radnym z klubu rządzącego i zebrać dotychczasowe doświadczenia w krótki poradnik likwidacji projektów zgłaszanych przez wnioskodawców innych Urzędu Miasta.

Nie myjmy rąk, gdy nogi brudne. Dezawuowanie projektu odnoszącego się do jakiegoś problemu poprzez rozwlekłe i obrazowe przedstawienie problemów, do których akurat ten projekt się nie odnosi. Oczywiście ma to być argument przeciw omawianemu projektowi i wcale z takiej argumentacji nie wynika, że argumentujący zgłasza jakiś konkurencyjny projekt swojego autorstwa, który rozwiązywałby owe inne problemy. Przypomina to więc sytuację w której człowiek jest cały ubrudzony, chce umyć ręce, a kto inny mu mówi: chcesz myć ręce, a patrz masz brudne również nogi i szyję. Po czym nie myją niczego.

Las w sumie ładny, ale to drzewo po prawej krzywe. Czasami poprzedzone wyrażaną ogólnie akceptacją dla generalnej linii projektu (lub przynajmniej docenieniem go jako dobrej podstawy do dalszej dyskusji). Polega na znalezieniu jakiejś wady, czasem bardzo drobnej w omawianym projekcie. Krytyka takiego czy innego konkretnego rozwiązania oczywiście nie jest poparta zgłoszeniem poprawki, której ewentualne przyjęcie czyniłoby projekt akceptowalnym. Bo tak naprawdę chodzi o to żeby projekt odrzucić. Wskazywanie takiej czy innej wady – czasem nawet rzeczywistej – nie służy usunięciu owej wady tylko storpedowaniu projektu. Ponieważ nikt nie jest nieomylny (a zgłaszając projekt spoza urzędu nie ma też na swoje usługi aparatu urzędniczego cyzelującego tekst) więc właściwie w każdym projekcie można znaleźć jakąś-tam wadę lub przynajmniej rozwiązanie dyskusyjne. Po to właśnie projekty się proceduje na komisjach i sesji by takie wady wyłapywać i korygować poprzez przyjmowanie poprawek. To jednak byłoby w dwójnasób groźne – raz że przyjęty byłby nieprawomyślny projekt, dwa że radni gotowi sobie ubzdurać że mają prawo wpływać na treść przyjmowanych przez siebie uchwał i – o zgrozo – wdrożyć tą zasadę również w odniesieniu do uchwał przygotowywanych przez urząd. Wskazujemy więc jedno krzywe, chore czy brzydkie drzewo po to, żeby w ten sposób uzasadnić wycięcie całego lasu.

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Projekt zaginiony w akcji. Dobrze go odpowiednio przygotować np. uprzednim zastosowaniem metody Las w sumie ładny, ale drzewo krzywe lub Nie myjmy nóg, gdy nogi brudne. Po takim przygotowaniu projekt kierujemy do dalszych pracy, lub odrzucamy deklarując generalnie poparcie dla idei i dalszą pracę nad pomysłem – i nic. Temat ginie, wychodzi i nie wraca. Klasycznym przykładem były losy projektu zmian w procedurze przygotowania budżetu – wyszły do komisji i już nie wróciły.

To nie nasze kompetencje. Projekt niezgodny z prawem, wykraczający poza kompetencje formalne rady. Oczywiście kompetencje określane na zasadzie wyssania z palca – bo w ten sposób odrzuca się projekt zgłoszony z zachowaniem wszelkich formalnych szykan, oparty na przywołanej we wstępie projektu podstawie prawnej, z pozytywną opinią radcy prawnego itd.. Tak było np. z projektem zobowiązującym prezydenta do wykonania studium komunikacyjnego dzielnicy Śródmieście, którego to projektu miałem przyjemność być współautorem. Projekt nie został nawet odrzucony, tylko wręcz zdjęty z porządku obrad jako bezprawna uzurpacja władzy rady miasta nad prezydentem. Tymczasem uprawnienie rady do zobowiązania prezydenta do wykonania konkretnych działań wynika wprost z art. 18 ustawy o samorządzie gminnym ( pierwszy artykuł projektu był wręcz kalką językową z ustawy).

Ja tu tylko sprzątam. Jeżeli nie sposób podważyć kompetencji formalnych rady do podejmowania jakiejś decyzji (a brak tupetu by pomimo tego twierdzić, że rada takich kompetencji nie ma – patrz sposób to nie nasze kompetencje) zawsze można podważyć kompetencje merytoryczne rady. Jak wiadomo - i dowodzą tego liczne nagrody ,jak i wyniki wyborów - Gdynia jest najlepiej zarządzanym miastem w Polsce. Skoro tak to ma najlepszych w Polsce urzędników, bezinteresownych a wybitnych specjalistów w swoich dziedzinach, nadzorowanych przez super kompetentnego prezydenta. W tej sytuacji jeżeli urząd coś robi lub czegoś nie robi – jest rzeczą oczywistą że jest to rozwiązanie optymalne. Jeżeli ktoś (500 mieszkańców, grupa radnych, komisja rady) twierdzi inaczej – czyli zgłasza projekt żeby zrobić coś, co do tej pory nie jest zrobione – to tylko jak najgorzej świadczy o wnioskodawcach. Po prostu są głupi, ciemni i się nie znają na sprawie tak dobrze jak urzędnicy. Dlatego przygotowanie projektów uchwał powinno być wyłączną domeną urzędników, powtórzmy jeszcze raz – wybitnych specjalistów. Kto chce owe projekty zmieniać np. poprzez głosowanie poprawek na sesji („pisać na kolanie”) lub zgłasza własne projekty - ten z definicji chce zepsuć jakiś obszar optymalnej polityki miasta. Pozostaje tylko ustalić czy kierują nim niskie pobudki czy zwykły dyletantyzm i głupota. Również radni nie wiedzą, nie znają się, i powinni tylko sprzątać – to znaczy przegłosowywać projekty urzędu w brzmieniu oryginalnym i nie wygłupiać się ze zgłaszaniem jakichś swoich.

Bez bumagi nielzja. Relikt bizantyjsko-postkomunistycznej mentalności urzędniczej zgodnie z którą do każdego wniosku należy dołączyć kolekcję odpowiednich bumag, na każdej powinny być trzy odpowiednie pieczątki i podpis a całość w czterech potwierdzonych notarialnie kopiach. Bo jak nie, to nie dyskutujemy, tylko wyrzucamy do kosza. Taki los spotkał pierwszy złożony obywatelski projekt uchwały (w sprawie wspierania drobnej przedsiębiorczości). Za pierwszym złożeniem uchybienie formalne było faktycznie poważne (błędne zatytułowanie części kart z podpisami) i odrzucenie projektu było jak najbardziej zasadne. Ale za drugim razem projekt został odrzucony (odrzucony przez biuro, nie wszedł w ogóle pod obrady) bo… miał nie ponumerowane strony i miał kartki spięte spinaczem podczas gdy powinny być zszyte zszywaczem. Przepraszam że obrażę inteligencję czytelnika w ogóle o tym pisząc, ale oczywistym działaniem a takiej sytuacji byłoby zwrócenie projektu wnioskodawcom z prośbą o usunięcie tych uchybień (najlepiej zwrócenie na nie uwagi przed przyjęciem projektu) względnie usunięcie ich we własnym zakresie przez biuro. Nie byłoby żadnych przeciwwskazań prawnych przeciw takiemu działaniu. No ale psa trzeba było uderzyć, więc jak wnioskodawcy nie numerując stron sami dostarczyli kija …

Nie mamy pana płaszcza i co nam pan zrobi. Czasami po prostu można nie podejmować dyskusji, nie zgłaszać zastrzeżeń ani formalnych ani merytorycznych. Z godnością przeczekać wnioskodawcę na trybunie i w milczeniu, większością głosów, projekt odrzucić. Tak było np. z pakietem uchwał reformujących rady dzielnic, które po jakimś czasie, czasem w kształcie identycznym, były zgłaszane i przyjmowane przez Samorządność. No ale zarzutem wobec opozycji było wówczas że projekty zostały wypracowane w trybie innym niż początkowo z uzgodniony niektórymi radnymi Samorządności. Abstrahujmy od prawdziwości zarzutu, bo akurat a tym wypadku przynajmniej częściowo znajdował oparcie w faktach. Niemniej trudno odrzucić dobry projekt argumentując, że wprawdzie jest dobry i rozwiązanie dla miasta korzystne - ale jesteśmy obrażeni bo ktoś nie oddzwonił jak obiecał, więc dobry projekt odrzucimy. Więc nie argumentowano w ogóle tylko sprawnie podnoszono ręce. Odrzucimy pana uchwałę, i co nam pan zrobi?

A po co ten cały wysiłek? Czy świat by się zawalił gdyby pochodzące z nieprawego łoża projekty były normalnie odrzucane po merytorycznej dyskusji a nie zdejmowane z porządku obrad lub do niego w ogóle nie wpisywane z wykorzystaniem kruczków formalnych. Mało tego – gdyby niektóre z nich, być może po przyjęciu jakichś poprawek, były przyjmowane i wchodziły w życie?

Ech, czytelnik być może nie szkolony w dialektyce więc napiszę wprost. Być może subiektywnie to są czasem i dobre projekty. Ale obiektywnie, zgodnie z nieubłaganymi prawami w historii, mamy w Gdyni najlepszą, nagradzaną i tak dalej władzę samorządową. Więc obiektywnie kto się jej sprzeciwia w jakiejkolwiek sprawie lub chociaż proponuje jakieś zmiany - ten politykier i szkodnik. Więc obiektywnie wszystkie jego projekty też są szkodliwe, choćby subiektywnie akurat były dobre.

www.horala.pl

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

 

 

Łukasz Cichowski*

Witam w kolejnej odsłonie posesyjnego dwugłosu. Tym razem dla odmiany sesja była dość bogata, przynajmniej pod kątem ilości umieszczonych uchwał w porządku obrad. Tradycyjnie jednak omówię tylko najciekawsze elementy sesji, a następnie rozwinę kilka wątków około-sesyjnych.

No więc na sesji powitaliśmy nowego radnego – Andrzeja Denisa, który zastąpił Marka Łucyka ( od niedawna dyrektora GOSIR-u). Markowi z tego miejsca życzę powodzenia i sukcesów na nowym stanowisku pracy i jak najmniej takich przygód jak przed ostatnim meczem Bałtyku Gdynia.

Jedną z najciekawszych uchwał na sesji z mojego punktu widzenia był projekt przystąpienia do miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla części dzielnicy Działki Leśne – tzw. Dolny Taras. Najciekawszy z kilku powodów. Po pierwsze projekt uchwały został zainicjowany przez Stowarzyszenie ,,Młodzi Demokraci”, czyli środowisko do którego należę i które jest mi szczególnie bliskie. Po drugie jest to pierwsza sytuacja, w której Młodzi Demokraci wspólnie z Klubem Radnych PO podjęli inicjatywę w zakresie planowania przestrzennego. Do tej pory wszystkie projekty uchwał dotyczące przystąpienia do sporządzania miejscowych planów wychodziły z Biura Planowania Przestrzennego. Teraz być może został zapoczątkowany nowy zwyczaj, w którym to Rada Miasta jest aktywnym podmiotem w procesie planowania przestrzennego już od samego początku tego procesu, miejscem w którym toczy się dyskusja nie tylko nad konkretnymi zapisami gotowego już planu, ale także na temat ogólnomiejskiej strategii planowania przestrzennego. Ostatecznie po dyskusji w Komisji Gospodarki Komunalnej, a także podczas sesji jako klub zaproponowaliśmy przesłanie projektu do pracy w komisjach. Stało się tak na skutek merytorycznych argumentów przedstawionych nam przez Biuro Planowania Przestrzennego, z których wynikało iż należy się jeszcze zastanowić nad szczegółowymi zapisami uchwały m.in. dotyczącymi granic planu. Ponadto w najbliższym czasie sporządzona będzie aktualizacja programu planowania przestrzennego na najbliższe 3 lata i będzie to najodpowiedniejszy moment na dyskusję także nad tym projektem.

Drugim ciekawym, acz nieco zaskakującym elementem sesji była specyficzna interpretacja przez Przewodniczącego Rady Miasta sformułowania ,,ad vocem”- w dosłownym tłumaczeniu ,,do głosu”. Tak dla wyjaśnienia - w Regulaminie Rady Miasta możemy wyczytać, iż podczas dyskusji nad jednym punktem porządku obrad każdemu radnemu przysługuje prawo do 5-minutowego wystąpienia, następnie 3-minutowej repliki oraz dwóch 1-minutowych wystąpień w formule ,,ad vocem”. Podczas dyskusji nad jednym z punktów sesji, jeden z moich kolegów radnych , Bogdan Krzyżankowski, zgłosił poprawkę do uchwały, następnie w drugim wystąpieniu szerzej ja uzasadnił i odpowiedział na pytania innych radnych. Kolejni mówcy jednoznacznie odnosili się do wypowiedzi Bogdana Krzyżankowskiego, gdyż dyskusja dotyczyła zgłoszonej przez niego poprawki. Gdy następnie ten chciał odnieść się do wcześniejszych wypowiedzi w trybie ,,ad vocem” – zostało mu to uniemożliwione przez Przewodniczącego, który argumentował odmowę udzielenia głosu brakiem bezpośredniego odniesienia się mówców do nazwiska ,,Krzyżankowski”. Jest to argumentacja wielce nietypowa, bo przecież wiadomo, że nie zawsze trzeba kogoś wymienić z nazwiska aby odnieść się do jego wypowiedzi. Dla przykładu jak wyjdę na mównicę i powiem ,,trawa jest zielona” , a następnie np. Marcin Horała powie ,, gadasz bzdury, trawa jest niebieska”, to chyba oczywistym jest, że odnosi się do mojej wypowiedzi i nie musi wcale wymieniać mojego nazwiska. W słowniku języka polskiego możemy wyczytać ,, ad vocem - łac. do (tego) głosu, w tej sprawie - wyrażenie używane jako prośba o udzielenie w głosu w dyskusji poza kolejnością, w celu odniesienia się bezpośrednio do słów dopiero co wypowiedzianych przez dyskutanta (np. dla sprostowania)” Jak widać konieczność wypowiedzenia nazwiska przez przedmówcę jest osobliwą interpretacją naszego Przewodniczącego. Czyżby dyskusja w Radzie Miasta Gdyni była niemile widziana? Ze zdumieniem czytam, że w np. w Gdańsku czy Poznaniu dyskusje podczas sesji są tak gorące, że obrady Rady trwają 8-10 godzin. Może dlatego, że np. w Poznaniu nikt nie limituje radnym ilości wystąpień. Oczywiście nie twierdzę, że obrady muszą być długie – przedłużanie ich na siłę też jest niepożądane. Jednak odrobina dyskusji podczas obrad Rady Miasta Gdyni naprawdę nikomu by nie zaszkodziła. Jestem przekonany, że to jedno, czy nawet dwa-jednominutowe wystąpienia radnego Krzyżankowskiego w formule ad vocem nie sparaliżowałyby obrad, a wszyscy radni i tak zdążyliby na obiad.

Tradycyjnie jeszcze parę słów o pracach związanych z powołaniem Młodzieżowej Rady Miasta. Kilka tygodni temu, dokładnie 16 kwietnia odbyły się konsultacje z młodzieżą gimnazjalną i ponadgimnazjalną zorganizowane przez Klub Radnych PO oraz Stowarzyszenie ,,Młodzi Demokraci”. Spotkanie cieszyło się dość dużym zainteresowaniem zarówno młodzieży jak i radnych miasta, którzy przybyli w dość silnej ekipie. Na spotkaniu przedstawiliśmy ogólną ideę powoływania tego rodzaju organów, a także szczegóły naszego projektu statutu MRM. Na koniec miała miejsce bardzo długa i ożywiona dyskusja, z której wniosek jest prosty - czeka nas naprawdę wiele pracy aby połączyć oczekiwania i pomysły gdyńskich uczniów, a także znaleźć wspólne kompromisowe rozwiązania wśród radnych. Dlatego też wyszedłem z inicjatywą powołania nieformalnej grupy roboczej w Radzie Miasta, której zadaniem będzie przygotowanie ostatecznej wersji projektu na czerwcową sesję. Chęć pracy w grupie zgłosiło aż 13 radnych, czyli prawie połowa składu. Bardzo cieszy mnie tak duże zainteresowanie i wierzę, że będziemy sprawnie i skutecznie pracować.

A na koniec gratulacje dla mojego kolegi z opozycyjnej konkurencji Marcina Horały za współtworzenie i koordynowanie inicjatywy obywatelskiej, której projekt został niedawno złożony. To podobnie jak w przypadku projektu planu dla Działek Leśnych dość innowacyjna inicjatywa, bo otwierająca Radę Miasta na kolejny dotąd zamknięty obszar- mianowicie zobowiązywania władzy wykonawczej chociaż do próby podejmowania działań w konkretnych, także drobnych sprawach. Co z tego będzie? – zobaczymy, ale już teraz brawo za ciekawy pomysł, który już w tym miejscu deklaruję w pełni wspierać.

www.lukaszcichowski.pl

*Łukasz Cichowski w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Platforme Obywatelską.