To jest dowód na to, że jeżeli czasem myślimy o sztuce wszyscy i myślimy o tym tak bardzo poważnie, to potrafimy zrobić coś niezwykłego
Jacek Bunsch po i o spektaklu „Święta Joanna Szlachtuzów”
„Swięta Joanna Szlachtuzów (Die Heilige Johanna der Schlachthöfe) nie należy do najwybitniejszych dzieł Brechta. To przeróbka muzycznej komedii jego współpracowniczki, Elisabeth Hauptmann, której dzieło, inspirowane m.in. sztuką G.B.Shawa „Major Barbara”, było grane w jednym z berlińskich teatrów jedynie przez 7 wrześniowych wieczorów roku 1929. Brecht pracował nad tekstem w latach 1929-31, a za jego życia dzieło zostało zrealizowane jedynie jako słuchowisko, emitowane przez berlińskie radio 11 kwietnia 1932 roku ( głos dał m.in. niezapomniany Peter Lorre). Premiera teatralna „Joanny” miała miejsce w 1959 roku w Hamburgu, a i potem była grana raczej rzadziej, niż częściej.
„ CHICAGO.
W roku 1920, w wymyślonym poemacie , tak przedstawiłem Chicago:
Świat,
strojący swój kwintet
w łoskocie wind,
obdarował ją mocą magiczną.
Miasto w niej stoi
wkręcone na gwint
całe elektro-dynamo-mechaniczne.
W Chicago
14 tysięcy ulic,
promienie placów - słońc.
Od każdej 600 zaułków,
w rok nie przejdzie ich wagon.
Dziwnie człowiekowi w Chicago!
Włodzimierz Majakowski
Święta Joanna Szlachtuzów przedstawia historię swoistej walki przedsiębiorców z pracobiorcami. Rzeźnia świata, XX-wieczne Chicago, jest areną pojedynku wagi superciężkiej w kategorii handlarzy mięsem. Żonglują cenami skupu żywca i sprzedaży konserw, doprowadzając do tragedii tysięcy robotników, którzy osiągają w swym upokorzeniu zupełne dno, jak np. pani Luckerniddle (Dorota Lulka), która z głodu potrafi zamienić pamięć o utraconym w wyniku wypadku w rzeźni mężu ( stał się składnikiem wędzonki) na 20 obiadów. W tej walce giełdowych rekinów bierze też udział w sposób dwojaki „Bractwo Czarnych Kapeluszy” ( wzorowane na Armii Zbawienia, ale chyba bardziej uniwersalne): Joanna Dark – naiwna naprawiaczka świata i Czerwony Kapturek oraz Snyder – szef Bractwa, cyniczny i pragmatyczny, w swojej postawie uniwersalny i ponadczasowy. Joanna swą dziewiczą naiwnością wpływa na bieg wydarzeń, co wydaje się mało prawdopodobne i przekonywujące. Dziś nie ma Maulerów, mięknących na widok cnoty; dzisiejszy Mauler to raczej Gekko ( postać grana przez M.Douglasa z „Wall Street” Oliwera Stone'a): przebiegły, inteligentny i bezkompromisowy terminator, niszczący wszystko co mu stoi na drodze do osiągnięcia finansowego sukcesu. Dzisiejsi robotnicy zabijają się w hipermarketach, podczas wyprzedaży nowoczesnego sprzętu elektronicznego. Dzisiejsze społeczeństwo konsumpcyjne to społeczeństwo informacyjne, zupełnie inne od rzeźniczej społeczności opisywanej przez Brechta. Nawet jeśli wykażemy tony i hektolitry dobrej woli, nie sposób traktować tekstu autora „Kariery Artura Ui” poważnie. Pozostają więc: inscenizacja i pomysły reżysera oraz aktorzy.
Chicago.
Świniobójca świata,
Carl Sandburg
Gdyński spektakl ma różne momenty i nie jest szczególnie odkrywczy w kontekście nie tylko historii teatru, ale także w zestawieniu z dokonaniami Warlikowskiego, Lupy czy Jarzyny, ale cieszy i wzrusza. Z wielką radością podsłuchiwałem szepty niezwykle cenionych przeze mnie postaci trójmiejskiego świata teatru, które, podobnie jak ja, już po wejściu przeczuły, że będzie nieźle. Ciekawa scenografia ( jak się później okazało wykonana w dość niezwykłej „fabryce”, czyli Zakładzie Karnym w Gdańsku): podłoga z drewnianego bruku, dwie ściany pionowych żaluzji foliowych, naprzeciw małej widowni ściana z rozsuwanymi drzwiami, które otwierają widok na widownię dużej sceny ( twórca:Mirek Kaczmarek) . Punktowe oświetlenie, bardzo świadomie i efektownie wykorzystywane ( odpowiedzialna: Ewa Garniec). Prawdziwy ruch sceniczny ( odpowiedzialna:Anka Jankowska) co, może to zabrzmi bluźnierczo, zdarza się nieczęsto, oraz sugestywne i uzasadnione artystycznie prezentacje wideo Mirka Kaczmarka dopełniają całości tego niezwykle przemyślanego i dopracowanego spektaklu.
Tumidajski obszedł się ze słabym , ale bardzo teatralnym i, jak zwykle u Brechta, dynamicznym i sugestywnym tekstem, prawie jak rzeźnik. Autor „Opery za 3 grosze” pisał „Joannę” w zupełnie innej sytuacji społeczno-ekonomicznej świata, która niewiele ma wspólnego z dzisiejszą rzeczywistością. Tumidajski, jak sam stwierdził w jednym z wywiadów, chciał oczyścić dramat Brechta ze wszystkiego, co nie pasuje do dzisiejszych czasów. Nie udało mu się to do końca, bo tekst naprawdę jest słaby i cięcia musiałyby wyglądać jak słynne przycinanie wąsów przez Chaplina , a obronić go może tylko inscenizacja. I tak się stało, ku uciesze wszystkich wiernych fanów trójmiejskiego teatru.
Aktorsko spektakl nie ma słabych punktów. Pierwsze skrzypce grają: Julia Balsewicz, jako tytułowa Joanna, która równie sugestywnie zagrała płomienną naiwność, głupotę i upokorzenie oraz Jakub Kamieński, król mięsa Mauler, który z początku mnie nie przekonywał (mimo nawet całkowitej umowności - za młody na taką rolę!), ale z biegiem czasu zaskoczył bogactwem środków wyrazu i dopracowanymi, oryginalnymi grymasami twarzy, niebanalną modulacją głosu i świetnym przygotowaniem fizycznym do roli. Szczególnie w tym ostatnim aspekcie imponował także Michał Czernecki jako Graham. Świetny Dariusz Siastacz, który jako makler Slift, ucharakteryzowany na Jokera z filmu Tima Burtona, dramaturgicznie jest niezwykle ważną postacią i pozostała „nasza” czwórka: Dorota Lulka, Piotr Michalski. Sławomir Lewandowski i Mariusz Żarnecki, których gra po raz kolejny przypomniała jedno z zasadniczych pytań dla naszej sceny : kto ma kogo grać? Nasi aktorzy, kiedy da im się szanse wyjść poza ramy zaszufladkowania, kiedy odnajdzie się w nich nowe możliwości interpretacyjne i po prostu, w zwykły sposób: dobrze poprowadzi, potrafią stworzyć kreacje. W „Joannie” jest mnóstwo świetnych scenek, dialogów, które przykuwają uwagę, śmieszą i najzwyczajniej przemawiają prawdą sztuki.
Bertolt Brecht w roku 1930
Dodatkową przyjemnością w odbiorze propozycji Tumidajskiego jest wychwytywanie zapożyczeń oraz inspiracji – świadomych ( jak muzyka ze „Źródła” Aronofskiego czy stylizacja Slifta na batmanowskiego Jokera ) lub nieuświadomionych ( wyraźne nawiązanie nymanowską muzyką z „Kucharza, złodzieja, jego żony i jej kochanka” Greenawaya w scenie „befsztykowej”, a jak ktoś ma wyobraźnię to i Svankmajer się przypomni). Mimo młodego wieku (rocznik 1980) Jarosław Tumidajski stara się tworzyć w pełni autorski teatr, co jest już zauważane i nagradzane ( tegoroczna pomorska nagroda teatralna za reżyserię spektaklu „G®upa Laokoona” Tadeusza Różewicza w Państwowym Teatrze Wybrzeże w Gdańsku).
Cieszy udział więźniów w budowie scenografii do tego przedstawienia. Jak powiedział dyrektor Bunsch w pospektaklowej laudacji, panowie z Zakładu Karnego w Gdańsku są w stanie zrobić wszystko. To bardzo obiecująca informacja i już zacieram ręce w oczekiwaniu na następne realizacje, choć być może jestem w błędzie, wiążąc kolejne sukcesy Teatru Miejskiego ze społecznym wysiłkiem osadzonych?
Teatr dramatyczny w każdym mieście, oprócz rozrywki, powinien wyznaczać intelektualne horyzonty dyskusji o roli i miejscu sztuki w życiu społeczności. Chciałbym, aby dla osób otwartych i świadomych uwarunkowań, w jakich funkcjonują nasze sceny, spektakl Tumidajskiego był punktem odniesienia, symboliczną cezurą, po której będzie już tylko lepiej. Warto dobrze „sprzedać” „Joannę”. Mam nadzieję, że przemiły Dział Promocji TM poradzi sobie z tym wyzwaniem. To nie jest spektakl dla każdego, a na pewno nie dla każdego, kto nie ma wyrobienia teatralnego lub ma bardzo ugruntowane wyobrażenie o konwencji prezentowanej dotychczas przez naszą scenę. Przypomniała mi się recepcja niezwykłego filmu Olivera Stone'a „Urodzeni mordercy”. Na film, który powinien powinien mieć kategorię +21, wpuszczano nastolatków, którzy rechotali, bo tak reagowała ich psychika, nieprzygotowana do odbioru złożonego dzieła, w którym przemoc jest tylko środkiem do wyrażenia złożoności ludzkiej psychiki. Młodzież gdyńska powinna być dobrze przygotowana do odbioru spektaklu, by nie zostało im w głowach tylko, że krew, że latali jak wariaci i "kurwami" rzucali. „Joanna” , to perła w repertuarze Miejskiego – nie rzucajmy jej byle jak i byle komu pod nogi.
Święta Joanna Szlachtuzów w Teatrze Miejskim – zasłużone brawa dla twórców i laudacja pospektaklowa.
Bertolt Brecht, Święta Joanna Szlachtuzów. Reżyseria, adaptacja, opracowanie muzyczne: Jarosław Tumidajski; scenografia, kostiumy, video: Mirek Kaczmarek; ruch sceniczny: Anka Jankowska; reżyseria świateł: Ewa Garniec; Julia Balsewicz (gościnnie): Joanna (porucznik Armii Zbawienia), Jakub Kamieński (gościnnie): Mauler (król mięsa), Piotr Michalski: Cridle (fabrykant przetworów mięsnych) – Robotnik I – Brygadzista, Michał Czernecki (gościnnie): Graham (fabrykant przetworów mięsnych) - Robotnik II – Chłopiec, Sławomir Lewandowski: Lennox (fabrykant przetworów mięsnych) – Robotnik III – Paulus, Mariusz Żarnecki: Gloomb – Przywódca robotników, Dziennikarz , Dariusz Siastacz: Slift (makler) , Dorota Lulka: Marta (żołnierz Armii Zbawienia) . Polska prapremiera, 29 marca 2008, Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni . Ok. 90. minut bez przerwy
Więcej o teatrze w na stronie www.pomorzekultury.pl