Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Po Kolosach. Relacja z X Ogólnopolskich Spotkań Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów

Opublikowano: 10.03.2008r.

Około setki filmów i pokazów slajdów umiejętnie poprowadzonych przez wybitnych prelegentów ze świata podróży małych i dużych. A łączy ich tylko jedno – gonitwa. Nie za pieniądzem, nie za celem – pogoń za marzeniem. Zapraszamy na podróż z Tomkiem Wilarym, naszym wysłannikiem na Kolosy.

Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań.
Złap w żagle pomyślne wiatry.
Podróżuj. Śnij. Odkrywaj.

Mark Twain

W sobotę - 8 marca 2008 roku - zakończył się cykl X-tych Ogólnopolskich Spotkań Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów. Jak co roku przyznano wiele wyróżnień i głównych nagród, czyli KOLOSÓW. Nie to jest jednak najważniejsze. Impreza przyciąga z roku na rok więcej osób i stoi na coraz wyższym poziomie. Spośród wielu przysłanych prezentacji Kapituła mogła dopuścić do konkursu tylko niektóre z nich. Dzięki organizatorom i Silver Screen pokazy odbywały się w dwóch salach, co pozwoliło na ominięcie korków jak w zeszłym roku. Impreza była biletowana, ale oczywiście wszystkie bilety były darmowe. Działały też stoiska z ciekawymi pozycjami dotyczącymi turystyki. Można było też osobiście zadać pytania prelegentom po pokazie w specjalnie urządzonym z tej okazji punkcie zwanym kawiarenką (w którym serwowano tylko opowieści, kawy nie było). Co mnie osobiście zadziwiło - to zaangażowanie wszystkich - bez wyjątku. Nie tylko dzięki gdyńskim żeglarzom, ale całej społeczności poszukiwaczy marzeń, jak co roku - spotkali się wybitni podróżnicy, którym nie straszne wysokie szczyty Himalajów, Morze Arktyczne, strome klify Grenlandii, czy papuascy ludożercy. Każdy mógł znaleźć dla siebie coś ciekawego. Uważam, że sukces spotkań to wypadkowa doskonałej organizacji (również dzięki wolontariuszom) oraz hasła, które powinno przyświecać tej imprezie, co podkreślał też Prezydent Miasta Wojciech Szczurek – dzięki temu, że oglądamy sukcesy innych, łatwiej nam uwierzyć we własne marzenia, a ich realizacja przyjdzie już sama. Dobra zabawa, marzenia, walka z żywiołami – tego nie brakowało w ciągu trzech dni. Na koniec rozdano nagrody Kolosy oraz Super Kolosa dla kpt. Baranowskiego.

Kolosy Tomek Wilary Gazeta Świętojańska

Super Kolos 2007 dla kapitana Krzysztofa Baranowskiego. Foto: Tomasz Wilary.

Nie brakowało też wyróżnień w kategorii Wyczyn Roku. Co podkreślił prowadzący galę rozdania nagród – członek Kapituły Leszek Cichy, w podróżach liczy się też dobra zabawa, a nie tylko osiągany cel. I tak wyróżnienia powędrowały do zaskoczonych tym członków wyprawy motorowej Motosyberia.com. Zaskoczony był też Leszek i jego syn – Wojciech Flaczyński, którzy zostali wyróżnieni Nagrodą Dziennikarzy i nagrodą Kapituły. Podkreślali, że są zwykłymi ludźmi, którzy od czasu do czasu robią rzeczy, na które mają ochotę. Zaczynali od zasiadania po stronie publiczności i oglądania pokazów innych podróżników, a teraz sami przemierzyli Alaskę w projekcie zwanym Z czekanem i pagajem – Alaska 2007. Żadna z nagród nie była jednak przyznana przypadkowo. Zupełnym zaskoczeniem była samotna wyprawa Asi Mostowskiej po Azji w 2006 i 2007 roku. Obejmowała ona wędrówkę po Indiach, Nepalu, Tajlandii, Kambodży, Wietnamie oraz Chinach i Tybecie. Nie wiem jak wielkiej odwagi jest to osoba, a wygląda na niezwykle skromną dziewczynę. Zafascynowana dźwiękami indyjskich mistrzów gry na podwójnym bębnie postanowiła pojechać do Indii nauczyć się tej osobliwej muzyki. Zajęło jej to kilka tygodni. Następnie poznając kulturę mieszkańców Azji wędrowała po Ladakhu, zdobyła sześciotysięcznik, a także pracowała jako wolontariuszka, ucząc języka angielskiego uchodźcę tybetańskiego w Dharamsali w Indiach.

tutuł_dla_wyszukiwarki

Azja, w szczególności kultury Tybetu, to temat przewodni spotkań od dwóch lat. Piękne widoki, kultura która nie ulega chińskiej ekspansji, wiecznie żywa i bliskość wysokich masywów górskich przyciąga swoją wzniosłością. W zeszłym roku Nagroda Dziennikarzy powędrowała do Jonasza i jego taty za podróż stopem i niezwykle barwną opowieść o wędrówce przez Mongolię, Chiny aż do Tybetu. W tym roku mieli oni nieco mniej szczęścia, mimo że dotarli jeszcze dalej – w okresie wakacji dojechali aż do Japonii. O Tybecie w sposób niezwykle ciekawy opowiedział gość specjalny Kolosów – pan Marek Kalmus - mgr inż. geologii, mgr filozofii, organizator turystyki studenckiej, alpinista i speleolog. Dojechał on do regionów wcześniej niezbadanych – zachodniego Tybetu nieskalanego turystami. Odkrył przed nami dawny Tybet, okresu jego świetności – budowle mające tysiąc lat, trwałe mosty, klasztory buddyjskie, rzeźby animistyczne oraz ciekawostki religii tybetańskich. Miejsca takie jak: Dranang, Gonpori, Puntsolling i Jonang oraz Lhotse Chode, Gyang Bumoche, Tirthaputi, Guru Gem Gompa i Khyunglung. Taka prezentacja pełna żywych obrazów pozwoliła przenieść się 10 wieków wcześniej, a tego znawcę buddyzmu i medycyny chińskiej słuchało się lepiej od najlepszej książki.

Prezentacje były tak różne, a jednocześnie uzupełniające się. Mówiono o wszystkich kontynentach, opisywano jak do nich dotrzeć oraz co jest warte zobaczenia. W dzisiejszej dobie globalizacji to szczególnie ważne, aby dostrzec różnorodność naszych sąsiadów oraz poznać inne kultury. Podróżne też uczą. Jedna podróż potrafi przybliżyć lepiej niż tysiąc przewodników Pascala a opowiadanie na świeżo o przeżytych wyprawach jest niezbędnym uzupełnieniem do przyszłych wypraw, na które serdecznie zapraszam.

Kolosy 2007 Gdynia Gazeta Świętojańska

Kolosy 2007: Nagrody za wyczyn roku

Pełna lista nagrodzonych na Kolosach 2007

Kryzys współczesności to dziś przede wszystkim kryzys wrażliwości i wyobraźni.

Lapidaria IV-VI

Ryszard Kapuściński

Słowa mistrza reportażu zmuszają do zadumy nad tym, kim właściwie jesteśmy. Polacy zawsze cenili wolność, co jest ich wyróżniającą cechą narodową. Jednak faktycznie w pogoni za uciekającym czasem przestajemy zastanawiać się nad tym, jak możemy spędzić wolny czas. Kolosy pokazały jak ważne są marzenia oraz to, ze wyobraźnia ludzka nie zna granic. Właśnie pod tym kątem patrząc chciałem przybliżyć kilka z prezentacji tegorocznych podróżników.

tutuł_dla_wyszukiwarki

Już pierwszego dnia – Dnia Wody, o godzinie 12 mieliśmy okazję przekonać się, że wysiłkiem dwóch ludzi można odnowić legendę. I to związaną z naszym miastem. Od wielu lat w gdyńskiej marinie stał jacht, który niszczał „na kółkach” – nie wyróżniał się niczym nadzwyczajnym, poza unoszącą się nad nim legendą, że kiedyś był niedościgniony. Tymczasem wysiłkiem dwóch ludzi jacht powrócił odrestaurowany, właściwie po remoncie generalnym (od silnika, aż po maszt) do Gdyni. Jacht wodowano ponownie na stawie, gdzie sprawdzano jego szczelność, zaś maszt powstawał na strychu jednego z domostw. „Wyga” ma jak widać szczęście do ludzi, ale to nie koniec historii. Malutki jachcik dołączył do regat „Cutty Sark”, gdzie ścigał się z największymi. Wzbudzał podziw wszędzie, dokąd zawijał. Przygoda, jaka mu towarzyszyła, to ciągłe przeciekanie nadbudówki oraz awarie zużytego silnika. Nie obyło się bez pomocy mechaników z Daru Młodzieży, którzy bez namysłu pomogli wspaniałym żeglarzom. Prezentacja udowodniła, że każdy z tzw. „interioru” ma szansę zabłysnąć w świecie żeglarskim, ponieważ wszędzie, gdzie zawijał ten mały jachcik wzbudzał uśmiech i zarazem podziw. „Powrót Wygi” dedykowany został Alojzemu Biegajskiemu.

Na uwagę zasługuje też pełna przygód wyprawa dwóch jachtów: Mantra Asia i Ania. Dlaczego? I tu mieliśmy niemałą niespodziankę (choć większość żeglarzy o wyprawie wiedziała). Okazało się, że w rejsie przez oceany uczestniczyły same panie. Rejs rozpoczął się już 25 września 2005 roku, a celem regat było opłyniecie świata. Trasa wiodła przez 32 tys. mil, ale nie tylko jej długość jest ważna, ale sama odwaga kobiet, które brały w niej udział. Łącznie wzięło w niej udział 15 żeglarek w różnym wieku. Regaty zakończyły się 27 kwietnia ubiegłego roku w Wenezueli wielkim sukcesem. Dziewczyny przewiozły sporo zdjęć, z których oczywiście nie dało się złożyć prezentacji obejmującej wszystkie etapy. Skupiono się w ciągu 20 minut tylko na akwenach Oceanu Indyjskiego oraz Atlantyckiego. Poza urodą żeglarek zdjęcia obejmowały nieznane zakątki wysp oraz ukazywały w ciekawy sposób specyfikę regat kobiecych. Wszystko odbyło się dzięki kpt. Andrzejowi Armińskiemu.

Muszę wspomnieć też o wyprawie nagrodzonej Nagrodą Dziennikarzy. Z czekanem i pagajem – Alaska 2007. Lech i Wojciech Flaczyńscy, czyli ojciec i syn wybrali się na Alaskę, chcąc zmierzyć się z żywiołami ziemi i wody. Udało się to znakomicie. Z tych podróżników można czerpać przykład, bo w piękny sposób realizują maksymę Marka Twaina - „Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań.Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj. Śnij. Odkrywaj.” Kto odważyłby się na samotny spływ Yukonem – rzeką legendarnej krainy złota? Kto, posiadając plecak z ciężkim osprzętem, chciałby pieszo eksplorować zapomniane szlaki dziewiczej amerykańskiej tundry? Z rozpędu zaliczyć najwyższy szczyt Ameryki Północnej i spłynąć jeszcze na dokładkę potężną i dziką rzeką Kuskokwim na Alasce? Nie to żaden tytan, czy bohater mityczny, a jeden człowiek wraz z pomagającym mu w przedsięwzięciu synem – pan Lech. Jak skromnie podkreślał, wystarczy mieć marzenia, aby je potem spełniać. Pod szczytem McKinley, gdzie pogoda się popsuła i większość wypraw zawróciła, Polacy wraz z jednym obcokrajowcem, ambitnym Rosjaninem, dotarli na sam szczyt. Po drodze spotkali również Martynę Wojciechowska oraz inne dobrze przygotowane ekipy. Oni, posiadając 150 kg bagażu, nie osiągnęli jeszcze celu podróży, a zaledwie jej półmetek. Celem było pierwsze w historii Polski spłynięcie dziką rzeką znajdującą się dalej na północy-zachód Kuskowim. Aby do niej dotrzeć, trzeba było wyprawić się na szlak pełnym niedźwiedzi i innych niebezpieczeństw, znany tylko jednemu z tamtejszych traperów. Wszystko udało się wyśmienicie. a prezentacja spodobała się każdemu, niezależnie od wieku. Nic dziwnego, że Kapituła doceniła ten wysiłek, przyznając im Kolosa w kategorii Wyczyn Roku.

Kolosy Tomek Wilary Gazeta Świętojańska

Kolos 2007 w kategorii „Wyczyn roku”: Lech i jego syn Wojciech Flaczyński za wyprawę „Z czekanem i pagajem - Alaska 2007”.Foto: Tomasz Wilary.

Pierwszego dnia wystąpili znani już z prezentacji z zeszłego roku – chłopacy i dziewczyna z jachtu „Stary”. To oni zgarnęli główną nagrodę – Kolosa w kategorii Żeglarstwo. W uzasadnieniu czytamy: ” (...)załoga była pierwszą jednostką żaglową pod polską banderą, która okrążyła Amerykę Północną. Za doskonałe przygotowanie wyprawy(...)”. Ja dodam od siebie, że przejście przez cieśninę Beringa między lądolodem Grenlandii, a wybrzeżem Ameryki Północnej graniczyło z cudem. Zdjęcia satelitarne wykazywały zaleganie zwałów lodów, a mimo tego załoga umiejętnie przeciskała się między górami lodowymi, co groziło praktycznie cały czas zniszczeniem jachtu i zakończeniem wyprawy. Jednak w razie takiej okoliczności załoganci zabezpieczyli się, biorąc ze sobą paralotnie i bratając się ze społecznością inuicką. Wspaniała prezentacja ukazywała z jednej strony niebezpieczeństwo, z drugiej odwagę i zabawę załogi. Co chwila zaskakiwali nowymi pomysłami. Jeśli nie latali nad górami lodowymi, to nurkowali. Przyjaźnili się z każdym stworzeniem, jakie spotykali na swojej drodze (foki, wieloryby i niedźwiedzie polarne) (Od Redakcji – no no - zdolne chłopaki, zapraszamy na Zamenhoffa!). 19 września 2006 roku jacht Nekton, wspólnie z jachtem Starym, przeciął bramę Northwest Passage. To symboliczna data, gdyż wcześniej udało się to tylko 10. jachtom na świecie. Czemu symboliczna? Dlatego, że nastąpiło to 100 lat po Amundsenie. Film miał aż 45 minut i część musiała zostać skrócona, ale na uwagę zasługuje fakt, że załoga to naprawdę młodzi ludzie. Średnia wieku to ok. 25 lat. Reszta na stronie: www.amundsen.pl/stary/ . Kolosy Tomek Wilary Gazeta Świętojańska

Kolos 2007 w kategorii: Żeglarstwo:załoga jachtu "Stary".Foto: Tomasz Wilary.

Hasło, jakie przyświecało wyprawie, to : „W poszukiwaniu legendy”. Jak zauważyli żeglarze, zasiadający w kapitule, udało im się ją odnaleźć, dzięki czemu jacht zyskał sławę i powrócił szczęśliwie przez Vancouver do Szczecina.

W cykl spotkań na stałe wpisane są ciekawe opowiadania historyczne autorstwa uwielbianego przez wszystkich podróżników Michała Kochańczyka. Tym razem opowiedział on zadziwiającą historię o wielkim polskim podróżniku pracującym głównie w Rosji generale Bronisławie Grąbczewskim (1855-1926). Zadziwiającą, gdyż mało kto wie, że ta osoba w swoich czasach decydowała o kształcie granicy Rosji z Afganistanem i Indiami. Jego zdanie było decydujące w konfliktach na południu Rosji. Rozmawiał jak równy z równym z Brytyjczykami i szefował budowie linii kolejowej przez Azję. Dotarł również do Tybetu, gdzie prowadził prace badawcze.

tutuł_dla_wyszukiwarki

O Tybecie swoją prelekcję miał też Marek Kalmus, który skupił się na wymiarze historycznym pod kątem pozostałości po architekturze związanej z religią buddyjską. Te prelekcje wzbogaciły treściowo prezentacje kolegów podróżników, które z racji konkursowej prezentacji skupiały się na walorach sportowych wypraw.

Nieco rozgoryczenia pozostawiła po sobie prezentacja Kamila Antkowiaka pod nazwą „Paralotniowa wyprawa do Indii i Nepalu”. Stwierdził, że aby poznać kulturę kraju, do którego wraca musiałby tam pomieszkać minimum rok, a nie przyjeżdżać, co roku na miesiąc w celu ekstremalnym. Prezentacja musiała się podobać wielbicielom sportów ryzyka, ale niekoniecznie podróżnikom marzącym o poznaniu kultury okolic Dharamsali.

Kolosy Tomek Wilary Gazeta Świętojańska

Nagrodzeni podwójnym wyróżnieniem członkowie ekipy MOTOSYBERIA.COM .Foto: Tomasz Wilary.

Podobnie było z prezentacją najlepiej przyjętą przez młodą publiczność drugiego dnia. Członkowie ekipy motorowej: Mirosław Kolerski, Marcin Safronow i Maciej Swinarski wypromowali hasło „wchodzimy na pełnej kur...!!” co w skrócie znaczy, że było zajebiście. Ich ulubionymi napojami są wyroby mleczne, a do dlatego, że świetnie się komponują z kurzem i oparami paliwa z rur wydechowych ich zajebistych KTM-ów. Ekipa Enduro Nie Penia® zrobiła krok w kierunku poznania traktu wiodącego do Magadanu i na Czukotkę przez Baku Baku Trasę można podzielić na 3 logiczne odcinki: - turystyczna z Odessy do Kazachstanu - offroadowa przez Mongolię i wschodnią Rosję do Magadanu i wyprawowo-sportowo-offroadowa z Magadanu do Anadyru. Więcej na: motosyberia.com

Nagrodę publiczności otrzymał jednak nie członek ekipy szalonych „riders of the storm”, a niezastąpiony w barwie opowiadań Jarosław Frąckiewicz. Opowiedział ponownie historię, którą słyszeliśmy w zeszłym roku. „U brzegów Turcji, kajakiem na skróty” podano sposób na tyle barwny i humorystyczny, że zjednał sobie praktycznie całą publiczność zasiadającą w dwóch wielkich salach. Był to już wieczór, bo jego prezentacja była w części Fotoplastykon cz.1, ale mimo zmęczenia dzięki niemu na obliczach podróżników ponownie dało zauważyć się uśmiech radości i ekscytacji. Szczególnie we fragmencie, kiedy pan Jarosław, nie wiedząc, że płynie do Grecji, przepłynął na swoim kajaku linię graniczną turecko-grecką i rano wylądował na plaży Samos. Możliwe, że to syreny spowodowały, że zboczył z kursu, albo szum piwka, ale faktycznie bez kompasu nie powinno pływać się po morzu. Widać lornetka nie wystarczyła, bo brzeg Azji Mniejszej jest aż zanadto postrzępiony licznymi zatoczkami i łatwo się w nich pogubić.

Ciekawe prezentacje mieli zeszłoroczni laureaci: Romek Zańko i Jonasz Zańko, którzy znowu wyprawili się w „Niekończącą się opowieść” po szerokiej Azji, docierając do Japonii. Jonasz już jest jednak dużym chłopakiem i ma obowiązki – szkołę, do której musiał już w październiku wrócić. Ma też swoje zdanie i zawsze kiedy tatko coś przekręcał, wtrącał swoje „trzy grosze”. Również barwna opowieść, nieco popsuta sztywnymi zamknięciami w ramach czasu pozwoliła nam obejrzeć slajdy z ich wyprawy stopem. Czemu niekończąca? Gdyż temat „Bierzemy misia w teczkę” był na poprzednich Kolosach i tylko to spowodowało, że tym razem obyło się bez nagrody dla przesympatycznych podróżników. Życzymy im dotarcia i okrycia rejonów nieznanych szerzej wielbicielom stopowania i gratulujemy odwagi poruszania się po drogach rosyjskich oraz unikania przedstawicieli chińskich i rosyjskich władz na przyszłość.

Od razu przemknę do Fotoplastykonu cz. 2, gdyż miałem duże oczekiwania, co do wyprawy „Tarzan i Jane w Nowym Jorku” Kasi Gembalik i Mikołaja Książka. Było to dla mnie zaskoczeniem, że ponownie ujrzałem ich na Kolosach. W zeszłym roku dojechali do Polski wysłużoną ciężarówką z Pakistanu w rytmie muzyki „The Doors”. W tym roku ponownie szlakiem „wolności” szukali śladów hipisów po świecie. Udali się do Ameryki Północnej, gdzie poza hamburgerami istnieje zagłębie starych fur, o których Europejczycy mogą pomarzyć. Odkryli nam duszę samochodów i bicia rekordów szybkości na pustyni. Niedawno oglądałem film o weteranie, który zgłosił się z Australii wyścigu SPEED-WAY, który zdaniem Kasi Gembalik stanowi – odnowienie pasji hipisów w nowej formie. Faktycznie, jeśli podejdzie się do pasji motoryzacyjnej na równi z podróżniczą można odkryć w tym podobną cechę. Jadąc ponad 400 km odczuwa się inny wymiar. Zapomina się o wszystkim, co pozostawia się za sobą skupiając tylko na tym co przed. Kapitalny temat na dłuższy film, niestety publiczność miała okazję zobaczyć tylko 10 minut rozpędzonych motorów i wozów bijących rekordy, co samo w sobie nie spowodowało wielkich emocji. Krótka forma prezentacji pozwoliła jednak na zaprezentowanie niesamowitych przeżyć Asi Mostowskiej. Nie umiem wyrazić tego ile ciekawych rzeczy robiła pani Joanna w Azji przez dwa lata. Mróz i pustkowia Tybetu stymulowały ją tylko do większego wysiłku. Za zapracowane pieniądze kupiła sobie rower, dzięki któremu mogła poruszać się po niezwykle wysoko położonych przełęczach i drogach. Wszystko w pojedynkę. O jej wyprawie szerzej można poczytać na: azjatyckiebrzmienia.blox.pl. Tegoroczna absolwentka studiów geografii i miłośniczka gry na bębnach oraz kultury Ladakhu i Azji musiała, przesiadając się na rower, włożyć w wyprawę naprawdę wiele wysiłku, co zaowocowało niesamowitymi zdjęciami i wyróżnieniem na Kolosach w kategorii: Podróże.

Równorzędne nagrody dostali też: Andrzej Ziółkowski za samotną podróż kajakiem przez trudnodostępne, bezludne tereny Azji. Pokonał 1170 km wiosłowania w otoczeniu dziewiczej przyrody oraz Jacek Jarosik. Akurat tą wyprawę śledziłem na stronie internetowej http://bradziaga.pl, gdyż interesowała mnie trasa jaką pokonali odnowionym „Żukiem” z Tczewa do Rumunii i na Węgry. Pomysł tyle oryginalny, co abstrakcyjny. Samochód przeżył wyprawę i nawet w dobrym stanie dotarł na Kolosy co uwieczniłem na fotografii:

tutuł_dla_wyszukiwarki

Foto: Tomasz Wilary

Ta wyprawa miała też walor edukacyjny. W ekipie nie zabrakło też dzieci pana Jacka oraz kolegi – niepełnosprawnego „duszy towarzystwa” Zbigniewa Dąbrowskiego. Zresztą ciekawa dokumentacja tej wyprawy znajduje się na stronie:WyprawaGraniceBezBarierLipiec2007 .

Ciekawy epos zaprezentował tez Piotr Strzeżysz, który rok temu opowiadał o podróży w okolicach Himalajów. Zakończył historię zostawiając swój rower i znajomej Chinki. W tym roku wrócił po niego i pokazał nam świetny film „Miłość, szmaragd i rower – zimowa przejażdżka przez Himalaje”. Nie zastanawiając się długo, Piotr wsiadł na rower w Lhasie i podróżował do Katmandu. Może nie była to tak owocna wyprawa jak Asi Mostowskiej, to jednak stanowiła nie lada wyzwanie, gdyż jak sypnął śnieg to nawet pługi nie mogły pokonać tamtejszych zasp. Raz też policja chińska kazała mu zawrócić z drogi. Na szczęście pług zapalił, a policję dało się ubłagać. Na uwagę zasługuje ciekawa opowieść i sposób przekazu tej ekstremalnej wyprawy przy temperaturze sięgającej około minus 30 stopni Celsjusza.

Przejdę do ostatniego z dni, w którym pokazywano najbardziej niemożliwe i trudne wyprawy górskie. Może nie były one tak obrazowe jak te, z zeszłego roku, ale ukazywały potencjał polskich alpinistów. Arcytrudne szlaki pokonywane mimo przeciwności losu i uśmiechem na ustach – tego nie brakowało w Dzień Kobiet w salach kinowych pokazów. Nie jestem specjalistą od tej dziedziny uprawiania turystyki, jednak zaangażowanie prelegentów w opowieści wzbudziło moje zainteresowanie. Siedziałem praktycznie wszystkie pokazy wgnieciony w fotel, gdyż granica ryzyka niektórych wypraw przebiegała na granicy życia i śmierci. Niestety w tym roku nie przyznano nagród za Speleologię, ale nie brakowało zaskakującego nurkowania w Himalajach w jeziorze Tilicho, czy zdobycia najwyższego klifu na Grenlandii (także na świecie), o trudnej nazwie – Maujiit Qaqarssuasia.

Wyprawa „Tilicho lake and peak 2007” była świetnie przygotowana. Jednak nie brakowało też momentów krytycznych, kiedy tragarze odmówili transportu ciężkiego sprzętu do nurkowania na wysokości 4919 metrów w pobliżu Annapurny (jednego z najwyższych szczytów w Himalajach). Uczestnikiem wyprawy był Jan Kwiatoń, który przy współudziale gdyńskich naukowców postanowił zbadać reakcje organizmu na głębokości 30 metrów, co stanowiło działania pionierskie. W ostatni z dni nurkowań i pomiarów nagłe pogorszenie pogody spowodowało wycofanie się z tego wysoko położonego rejonu. Cel jednak został osiągnięty, co pozwoliło im na wyróżnienie w dziedzinie Wyczyn Roku, obok rowerzysty Piotra Strzeżysza oraz Flaczyńskich - zdobywców Mc Kinleya.

Wspomniałem o Grenlandii, ale nic o uczestnikach wyprawy „Hannah Greenland Expedition”. Eliza Kubarska i David Kaszlikowski odważyli się na zdobycie pionowej ściany wysokości 1560 metrów, z którą poradziły sobie dotychczas tylko dwie wyprawy. Przy sztormie niemożliwe było dotarcie do podnóża ściany. Porwane namioty i bałwany rozbijające się o brzeg to tylko początek emocji. Gdy wiatr nieco zelżał, ekipa (szumnie nazwana para osób) wyskoczyła na rekonesans ściany. Najpierw wejście do kajaków. Przepłynięcie kilkuset metrów z ciężkim sprzętem (wywrotka groziła niechybnym znalezieniem się w oceanie), a potem wspinaczka. Nagłe popsucie pogody i wodospad spadający na głowę uniemożliwił na kontynuowanie podróży i zmusił do odwrotu. Pozostawiony na wysokości połowy ściany spowodował jednak drugie podejście. Eliza zalana łzami (gdyż od pływania woli wspinaczkę), musiała ponownie wsiąść w wywrotny kajak. Trasa nie wyglądała jednak tego dnia źle. Mimo, że kajaki mogły wpaść z dobytkiem do oceanu, a telefon satelitarny ulec zniszczeniu para alpinistów szła ku swojemu celowi. I w tym momencie opowiadanie się przerywa. Opowieść cofa się w czasie kilka miesięcy do treningu Elizy i Davida na ścianie w Ameryce Środkowej. Okazuje się, że wspólna wspinaczka miała dodatkowy element ryzyka. Eliza zachorowała i była hospitalizowana prawie przez miesiąc z powodu lekkiej odmiany malarii, na którą… nie chciano jej leczyć. Dopiero dzięki wstawiennictwu konsula zdecydowano się podać jej odpowiednie leki. Przy tym była osłabiona i wyprawa „Hannah Greenland Expedition” wisiała na włosku. Dzięki determinacji i chęci podjęcia wspólnego ryzyka 14 sierpnia 2007 roku para stanęła na szczycie klifu wyznaczając tym samym nowa drogę podejścia Golden Lunacy.

Interesująco zapowiadała się opowieść Adama Pustelnika „Granitowe turnie Karakorum”. Taka też była, gdyż pełna była przeżyć. Zresztą do tego przyzwyczaił nas ubiegłoroczny zdobywca nagrody im. A. Zawady. Tym razem celem jego było klasyczne pokonywanie pionowych ścian w Karakorum. Mimo rozwalonej do kości stopy, zdołał on wraz z ekipą pokonać ścianę i wspiąć się na K7. Mimo ostrych zdjęć z wyprawy, Adam skupił się na rzeczowych trudnościach samej trasy i mówił bardzo ciekawie o jej kolejnych etapach. Cieszy, że wśród Pomorzan, są tak wybitni himalaiści. Ciekawe, co w tym roku przygotowuje ten ambitny łowca szczytów?

Na koniec opowiem o niesamowitej historii „Bombera”. Co to takiego? Dość osobliwy pojazd, który teraz jeździ i rozwozi ciastka po stolicy Kirgizji, a jest bohaterem swoistego reportażu z wypraw rodzeństwa Marty i Wojciecha Grzesiaków do Kirgizji w celu zdobycia „swojego szczytu”. Niestety nie posiadam zdjęcia tego samochodu, ale można go zobaczyć na filmie:

Bomber Ucho Gdynia Gazeta Świętojańska

Od kilku lat (dokładnie od 3 sezonów) próbowali się dostać do Kirgizji, gdzie zjednali sobie okoliczną ludność swoją determinacją. Zamiarem ich było zdobycie dziewiczego szczytu na pograniczy kirgisko-chińskim. Zmagali się z niesamowitymi trudami, w których pomagali im przyjaciele i kirgiscy przyjaciele. Podróż przez step „Bomberem” to pasmo licznych niepowodzeń i cudów. Obfitowało to w liczne wahania nastrojów i absurdalne sytuacje, ale czyż nie to stanowi o prawdziwej przygodzie? Zdaniem Wojtka zdobycie szczytu po raz pierwszy, kiedy tam się znaleźli nie stanowiłoby tyle radości, co zdobycie go dopiero po 4 latach. W mękach podróży i ciągłym naprawieniem samochodu. Psuło się właściwie wszystko – począwszy od sprzęgła, aż do silnika. Kilka razy łamała się dźwignia zmiany biegów… Biegi włączano kładąc się pod samochodem od razu na dwójkę, czasem trójkę. Ale to nie koniec absurdu. Uczestnicy wyprawy powinni dostać doktoraty z holowania. Przejechali tysiące kilometrów na holu przywiązani do różnych wozów. Spójrzcie sami:

Dżaksza Gdynia Gazeta Świętojańska

Na holu

Wszystko po to, aby na koniec zdobyć swój wymarzony i jedyny na całym świecie szczyt. Szczyt, który nazwali „Dżaksza” – po kirgijsku „dobro” składając hołd wszystkim, którzy pomogli im w trasie ;

Dżaksza Gdynia Gazeta Świętojańska

Na szczycie Dżakszy

NAGRODA IM. A.NDRZEJA ZAWADY przyznawana jest od 2002 r. Ma ona umożliwić młodym podróżnikom spełnienie ambitnych podróżniczo-eksploracyjnych celów. Nagroda, to oprócz dyplomu, ufundowany przez Prezydenta Miasta Gdyni grant podróżniczy w wysokości 10 000 zł - na zorganizowanie wyprawy! Laureata, który nie ukończył jeszcze 27 lat (ten cenzus zostanie prawdopodobnie podwyższony do 29 lat w tym roku) wybierze Kapituła spośród zaproszonych do Gdyni podróżników, alpinistów, żeglarzy i grotołazów. Liczyć się będzie dotychczasowy dorobek oraz oryginalność i jakość projektu, na który laureat zobowiązuje się przeznaczyć grant. Wybrani kandydaci zostaną poproszeni o wygłoszenie podczas Spotkań ilustrowanej prelekcji, o swoim największym dotychczasowym dokonaniu. Zgłoszenia należy przesyłać do stycznia 2009 roku - pocztą na adres urzędu oraz kopię pocztą elektroniczną na adres: kapitula@kolosy.pl

Kolosy Tomek Wilary Gazeta Świętojańska

Laureaci Kolosów 2007.Foto: Tomasz Wilary.

Na więcej zdjęć zapraszamy do :

Galerii




Autor

obrazek

Tomasz Wilary
(ostatnie artykuły autora)

Redaktor serwisu Gazeta Świętojańska i działu muzycznego WielkiegoMiasta Były wykładowca filozofii na Uniwersytecie Trzeciego Wieku (staż 4 lata), obecnie pracownik Izby Celnej w Gdyni. Apolityczny. Mgr filozofii UG i dziennikarstwa UAM. Stara się przybliżać muzykę mniej znaną, pisze o nowościach, relacjonuje festiwale muzyczne, wydarzenia kulturalne. Pomaga w organizacji Przystanku Wagabundy. Interesuje się muzyką i tematyką morską. Zaocznie studiował też ekonomię i informatykę, co ostatecznie porzucił skupiając się na tematyce regionalnej.