Odchodzi stary pisarz...
Nie zasłaniajcie okien
I ciszej mówcie też...
Misterium co nadchodzi
- pointa dnia to – zmierzch.
Tako nam orzekł mistrz.
Z godziny na godzinę
- półmrok się sączył w nas
z poezji starym winem.
W szpitalnej sali - mrok
(czerwiec - buzuje lato)
- do mistrza rzeźby słów
miast Muzy – wszedł Thanatos.
Tadeusz Buraczewski
2010-06-24
Tym pięknym wierszem epitafium, pożegnał Tadeusz Buraczewski urodzonego w 1932 r w Wilnie a zmarłego w czwartek rano w Gdańsku Zbigniewa Żakiewicza, pisarza osobnego, który zdołał wypracować swój własny, literacki język i styl. Przez wielu zaliczany do tzw. nurtu literatury kresowej, wymieniany jest przy Konwickim, Odojewskim i Buczkowskim, jednak takie zaszufladkowanie pisarza byłoby znacznym uproszczeniem, bo obok „Tryptyku Wileńskiego”, na który złożyły się „Wilcze łąki”, „Ród Abaczów” oraz „Wilio, w głębokościach morza”, - wiele miejsca poświęcił Kaszubom, w których znalazł lustrzane odbicie swojej Wileńszczyzny. „Ciotuleńka”, czy też „Gorycz i sól morza” ukazują nam próbę zakorzenienia się tego kresowego żubra w kaszubskim krajobrazie. Że próba to ze wszech miar udana, mogę osobiście zaświadczyć, gdyż byłem wielokrotnie świadkiem bratania się i doskonałego dogadywania się oraz wzajemnego zrozumienia Zbyszka z rodowitymi mieszkańcami Kaszub podczas częstych wspólnych wypadów śladami Remusa.. Mieliśmy takie miejsce niedaleko Kościerzyny, w Sycowej Hucie nad jeziorem Sudomie, gdzie niejedną noc przegadaliśmy przy butelce dobrego trunku. Aż nadszedł czas, gdy Zbyszek złożony dolegliwościami podeszłego wieku podróżował już tylko na kartach swoich książek, przy biurku w swym gdańskim mieszkaniu.
Wtedy właśnie napisałem do Niego wierszowany list z mojego samotnego pobytu w naszym uroczysku, gdzie już tylko Pan Bóg był moim kompanem z którym wspólnie „topimy smutek samotności” i „uparcie szukamy trzeciego”
Dzisiaj już wiem, że ten Trzeci nie przybędzie, że już gościnny Pan Bóg wpuścił Go na swoje pokoje.
* * *
Zbyszkowi Żakiewiczowi
Siedzę tu z Panem Bogiem, popijamy piwo,
potem wódkę i wino marki Arizona,
oboje jesteśmy starzy jak ten polny kamień,
który za stół nam służy – trawa wypalona
jest tronem i fotelem, nad nami wszechświat, buczą
miodopitne trzmiele, prawo moralne we mnie,
wokół święty spokój, wszak to już życia sierpień,
w górze czujnie patrzące na nas Twoje oko,
dyskretnie skryte poza rzęsami obłoków.
Oboje ufni w swą siłę, przecież dobrze wiemy,
że w tym kretowisku życia tak mało możemy.
Trochę jesteśmy zmęczeni błędami ludzkości
w nadmiarze wódki topimy smutek samotności
i chociaż tu nie może spotkać nas nic złego,
bo jest nas dwóch, uparcie szukamy trzeciego.
A póki co popijasz tu ze swym opojem,
zanim nas wreszcie wpuścisz na swoje pokoje.
Zbigniew Radosław Szymański