Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Seks na Wiejskiej, czyli poselski sposób na samotność

Opublikowano: 05.12.2009r.

– Zaczepił mnie jeden z posłów, nie z mojej partii, w bardzo bezpośredni sposób, chyba nawet użył słowa „kotku”, i zapytał, który mam numer pokoju – wyznała kilka tygodni temu posłanka PO Joanna Mucha. Na forach internetowych zawrzało, bo posłanka uchodzi za atrakcyjną, a składanie tak bezceremonialnych propozycji – wydawałoby się – nie przystoi politykom. Nic bardziej mylnego. Flirty i romanse są między politykami na porządku dziennym, a uczestniczą w nich zwłaszcza posłowie spoza Warszawy.

Powód? Zwyczajna samotność. – Przyjeżdża taki poseł na cztery dni do stolicy, nie ma się do kogo przytulić, nie ma z kim się napić, więc szuka towarzystwa – mówi była posłanka SLD Katarzyna Piekarska, prywatnie autorka piosenek o miłości do muzyki znanego barda Leszka Czajkowskiego. – Pracowałam w Sejmie przez kilkanaście lat i byłam świadkiem rozkwitu i śmierci wielu romansów – przyznaje.

Sejm w objęciach Amora

O większości z nich nie pisze prasa kolorowa. – Seks posłów odbywa się szybko i po kryjomu – mówi jeden z polityków. – Zakochani wiedzą, że muszą spotykać się tak, by nie zostać nakrytymi przez fotoreporterów – dodaje.

A gdy już zostaną nakryci, robi się wiele, by zniechęcić brukowce do pomysłu opublikowania zdjęć. Przykładowo, obiecując redakcjom, że jeśli zapomną o fotografiach, dostaną w zamiar jakiś inny łakomy kąsek.

Tak było w tej kadencji Sejmu. Paparazzo zrobił zdjęcia jednemu z najprzystojniejszych polityków Platformy, gdy w położonym niedaleko Sejmu parku gryzł w ucho pewną często widywaną w Sejmie młodą kobietę, nie będącą jednak z zawodu politykiem.

Negocjacje z redakcją przyniosły skutek. Zdjęć nie opublikowano. – Zawsze musimy zastanowić się, co bardziej się nam opłaca. Publikacja zdjęć i ryzyko procesu, czy pójście na rękę politykowi, który może w zamian obiecać nam coś dobrego – mówi jeden z dziennikarzy popularnego tabloidu.

Do prasy nie trafił też tlący się po dziś dzień romans wpływowej posłanki Prawa i Sprawiedliwości ze starszym o cztery lata kolegą z klubu. Sejm huczy od plotek na ten temat. Niektórzy nie dają im jednak wiary, bo pan poseł został obdarzony przez naturę raczej wątpliwą urodą.

Za rządów SLD w sekrecie przed prasą udało się też utrzymać romans jednego z posłów tej partii z młodszą o sześć lat parlamentarzystką. Dziś była posłanka SLD jest już poza Sejmem. Ma męża i dwójkę dzieci.

Tabloidyzacja uczuć

A co z romansami, które opisują tabloidy? – Są często efektem twórczej pracy redaktorów – uważa poseł PiS Marek Suski. – Prasa tego typu żyje z kreowania sensacji, to dla nich normalka – dodaje.

Tak było najprawdopodobniej z rzekomym romansem, który miał łączyć Jolantę Szczypińską z Jarosławem Kaczyńskim. Przed rokiem przez tabloidy przetoczyła się fala publikacji na ten temat. – To jedna wielka bzdura, nie zamierzam uwiarygodniać tych plotek jakimikolwiek komentarzami – mówi portalowi tvp.info Szczypińska.

Choć trzeba przyznać, że czasami za publikacjami tabloidów może kryć się głębsza prawda. Prasa kolorowa opisywała rzekomy romans posłów PiS Izabeli Kloc i Krzysztofa Jurgiela. I można by to uznać za zwykłą dziennikarską kaczkę, gdyby nie fakt, że wielu sejmowych dziennikarzy słyszało, jak posłanka zwraca się do o dziesięć lat starszego kolegi per „misiu”.

Po dziś dzień zagadką są stosunki łączące byłą parlamentarzystkę Samoobrony Sandrę Lewandowską ze starszym o 30 lat Januszem Maksymiukiem. Z partyjnym przełożonym, prywatnie rozwodnikiem i ojcem dwójki dzieci, snuła się po sejmowych korytarzach, zdobywała szczyty Karkonoszy i opalała się topless w Egipcie.

Gdyby nie tabloidy, wycieczka do kraju faraonów pewnie nigdy nie wyszłaby na jaw. Maksymiuk utrzymywał, że jest mocno opalony, bo był na nartach wodnych w Maroku. – Potem poszedłem jeszcze na solarium, ale facet, który je obsługiwał, zgubił klucz i nie mogłem stamtąd wyjść. To dlatego tak mnie spiekło – wyjaśniał gazetom.

– Dajmy spokój panu Januszowi – mówi Sandra Lewandowska. – Nie było żadnego romansu. To poważny mężczyzna. Po prostu miło nam się razem spędzało czas.

Hotel pełen miłości

– Sceną dla większości romansów jest hotel sejmowy. Wielu posłów porównuje go do akademika i coś w tym porównaniu jest, szczególnie w sferze uczuciowej – uważa Katarzyna Piekarska.

Rzeczywiście, układ hotelowych korytarzy jest niezwykle skomplikowany. Pozwala dostać się do pokoju wybranka bądź wybranki serca niemal niezauważonym. Czasami romanse rozkwitają też dzięki imprezom w Domu Poselskim.

Pod koniec lat 90. hitem były nasiadówki, które organizowała w swoim pokoju posłanka SLD Sylwia Pusz. Bywało na nich wielu konserwatystów z ZChN, w tym obecny europoseł PiS Michał Kamiński. Wkrótce zaczęto plotkować, że z Sylwią Pusz łączy go coś więcej niż tylko przyjaźń. Jego partyjni koledzy przymykali na to oko, chętnie uczestnicząc w zetchaenowsko-eseldowskich imprezach.

W minionej kadencji Sejmu do pokoju Sandry Lewandowskiej dobijało się z kolei o 3.00 nad ranem dwóch posłów Platformy: Andrzej Biernat i Roman Kosecki. – Postanowili zaprosić mnie na drinka. Nie zauważyli tylko, że jest środek nocy – tłumaczy dziś była parlamentarzystka.

Gdy sprawa wyszła na jaw, również posłowie PO tłumaczyli, że po prostu szukali towarzystwa. Biernat starał się nawet zrzucić odpowiedzialność za nocne zajście na kolegę. – Gdy Roman na chwilę się zatrzymał, byłem już na zakręcie – tłumaczył.

Kosecki wysłał następnego dnia posłance kwiaty i bombonierkę. Nie uciszyło to jednak sejmowych plotek mówiących o tym, że za wizytą w pokoju pięknej posłanki stało coś więcej niż tylko chęć wspólnego spożycia alkoholu. Umiejętnie podsycała je też sama Lewandowska. Do dziś w nieoficjalnych rozmowach mówi dziennikarzom, że co do pobudek jednego ze swoich nocnych gości ma pewne wątpliwości.

Uczucie spełnione

Małżeństwo byłych parlamentarzystów PiS Elżbiety Więcławskiej i Jacka Sauka to jak dotąd jedyne, które zawiązało się dzięki woli wyborców. Pobrali się w 2002 roku w Urzędzie Stanu Cywilnego w Łodzi (fot. PAP/Grzegorz Michałowski)Zdaniem Katarzyny Piekarskiej, sejmowe romanse są nietrwałe, bo gdy minie pierwszy, najbardziej intensywny etap, posłowie w końcu przypominają sobie, że mają rodziny.

Wyjątkiem jest związek Anity Błochowiak z SLD ze starszym o pięć lat klubowym kolegą Wojciechem Pomajdą. Zaszła z nim w ciążę. Brukowce bezlitośnie pastwiły się nad posłanką, przypominając, że Pomajda zostawił dla niej żonę i dwójkę dzieci. O wścibstwie tabloidów może świadczyć fakt, że fotoreporterom udało się zrobić zdjęcie jej czułego smsa wysłanego do kochanka.

Za najbardziej pozytywny związek powstały dzięki wspólnej pracy w Sejmie uchodzi małżeństwo byłych parlamentarzystów PiS Elżbiety Więcławskiej i Jacka Sauka. To pierwsza para w Polsce, która została małżeństwem dzięki wyborom. Gdy się poznali, ona była panną, a on wdowcem.

– W tamtych czasach, w czwartej kadencji Sejmu, klub PiS liczył około 40 osób, więc wszyscy dobrze się znali – wspomina dziś Jacek Sauk. – Szybko okazało się, że mamy wiele wspólnych zainteresowań. Zacząłem dochodzić do wniosku, że to coś poważniejszego niż tylko zwykła znajomość. To był piękny okres, moja druga młodość – dodaje.

Plotki o planowanym ślubie szybko rozeszły się po Sejmie. Jacek Sauk wspomina, jak pewnego dnia zadzwonił do niego marszałek Sejmu Marek Borowski. – Pogratulował nam i powiedział, że teraz będziemy traktowani na specjalnych warunkach. Gdy to usłyszałem, powiedziałem, że w takim razie chcielibyśmy mieć większy pokój w hotelu sejmowym. Dostaliśmy apartament z małżeńskim łożem – mówi.

Młoda para stanęła na ślubnym kobiercu we wrześniu 2002 roku w Łodzi. Świadkiem Jacka Sauka był Jarosław Kaczyński. Na ślubie pojawił się też wicemarszałek Sejmu Janusz Wojciechowski, były szef KRRiT Marek Markiewicz oraz delegacja posłów Prawa i Sprawiedliwości. – Mieliśmy dla nich prezent, były życzenia od klubu. Ten związek to przykład na to, że sejmowy romans może zakończyć się czymś bardzo sympatycznym – uważa Marek Suski.

Źródło: Wiktor Ferfecki, tvp.info