Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Dwugłos - sezon drugi, cz.2

Opublikowano: 05.10.2007r.

Z troszkę większym niż zwykle poślizgiem, ale z tym większą przyjemnością przedstawiamy Wasz ulubiony "Dwugłos". Niby sesja była bezkrwawa, ale przyniosła bardzo udane felietony naszych radnych.

Marcin Horała


Sesja cicha i spokojna



Marcin Horała

Tak to już jest z sesjami rady miasta, że nie zawsze mamy do czynienia na nich ze starciami i fajerwerkami. Czasami upływają one pod znakiem wspólnej, cichej i spokojnej pracy. Czy to dobrze? Otóż nie, nie i po trzykroć nie.

Na sesji rady miasta rozstrzygają się wszak sprawy fundamentalne dla naszego miasta. To tam powinny zapadać decyzje wpływające na codzienne życie gdynian. Gdynianie więc mają prawo oglądać swoich przedstawicieli, jak z rozwichrzonym włosem, pianą na ustach i szaleństwem w oku spierają się do białego rana. Bo skoro rozmowa o sprawach dla naszego miasta fundamentalnych, to i bardzo poważne spory powinniśmy my – radni – toczyć. Aby w ogniu naszych walk wykuwały się decyzje wiodące nasze miasto do świetlanej przyszłości, a przede wszystkim aby z tych debat mieszkańcy mogli się dowiadywać o ważnych dla nich sprawach, wyrabiać sobie na nie poglądy i później mądrze i świadomie decydować w wyborach.

Tak się niestety nie dzieje i to z kilku powodów. Najważniejsze są trzy: powód medialny, powód polityczny i powód fizjologiczny.

Powód medialny polega na tym, że media lokalne (z chwalebnym wyjątkiem Gazety Świętojańskiej) nie przejawiają przesadnego zainteresowania obradami. Ot czasem na łamach lokalnej prasy przemknie się jakiś artykulik na ósmej stronie. Zazwyczaj przegrywa z tematami takimi, że gdzieś tam pies pogryzł babę (no a gdyby baba pogryzła psa no to już w ogóle), tudzież gdzieś tam wybiła kanalizacja i zalało trzy ogródki i jedną piwnicę. Taki mamy tzw. format lokalnych mediów i nic na to nie poradzimy. Niestety nie ma również telewizyjnej transmisji obrad, choć niewątpliwie mieszkańcy byliby nimi zainteresowani. Na tego rodzaju transmisję stać Redę czy Wejherowo, ale Gdynię najwyraźniej nie. Cóż, prowincja... Nie ma więc dla radnych zewnętrznego dopingu do większej aktywności na sesji.

Powód polityczny jest taki, że większość w radzie miasta ma klub Samorządności, który wbrew nazwie sam się bynajmniej nie rządzi. Pełni raczej funkcję pasa transmisyjnego decyzji podejmowanych w wiadomych gronach na prace rady miasta. A jak już sam podejmuje decyzje, to ma taki brzydki zwyczaj wzajemnego przegłosowywania na spotkaniu klubowym określonego stanowiska – a następnie stania za nim murem na sesji bez względu na poglądy. Siłą rzeczy przegłosowani nie będą się wygłupiać i z trybuny głosić poglądy inne od posiadanych więc siedzą cicho. Ta wiedza podcina czasem skrzydła również radnym opozycyjnym, bo największe nawet zwycięstwo w debacie i przytoczenie stu i jeden argumentów i tak nie przekłada się na zmianę w sposobie głosowania radnych panny S. Co najwyżej potem jeden czy drugi podejdzie po sesji, pogratuluje wystąpienia i powie, że on to się zasadniczo prywatnie zgadza, no ale wiesz jak jest.

Dwugłos

Powód fizjologiczny jest taki, że sesje startują w południe, co powoduje iż po dwóch, trzech godzinach większość radnych ma wypisane na twarzy: „Kurza twarz, jak ten Horała/Bzdęga/Trzebiatowski zaraz nie zejdzie z mównicy to się spóźnię na obiad”. Ja tam bym był za tym, żeby już narazić troszkę gdyńskiego podatnika na wydatek i do królujących w kuluarach jabłek dorzucić jakąś kanapeczkę. Myślę że byłaby to dobra inwestycja w rozwój lokalnej debaty publicznej. Niegodziwością byłoby pominąć tu rolę Pana Przewodniczącego, który zazwyczaj oznaki zwiększonej aktywności sesyjnej radnych, ze szczególnym

uwzględnieniem składanych interpelacji, kwituje miną i tonem krzywdzonej niewinności. Ostatnio mina, jaką przybiera Przewodniczący w takich sytuacjach, nieodmiennie kojarzy mi się z miną mojej trzymiesięcznej córeczki, kiedy poczuje że znów została podstępnie zamoczona w wannie choć przecież już wielokrotnie dawała do zrozumienia że tego nie lubi. Również i inni znamienici włodarze naszego miasta potrafią skierować oczy ku niebiosom w niemym proteście przeciwko niegodziwości takiej, że jakiś radny mówi już trzecią minutę na temat jakiegoś tam planu zagospodarowania, podatków lokalnych czy regulaminu porządkowego. A przecież wszyscy i tak wiemy, jak skończy się głosowanie.

Czasem jednak występuje powód czwarty cichości sesji, i ten wystąpił na sesji ostatniej. Jest to mianowicie przypadek. Po prostu raz na jakiś czas zbierze się na sesję zestaw spraw tak oczywistych, że pokłócić by się przy nich trzeba na siłę. A o ile kłótnia, nawet ostra, na ważne i kontrowersyjne sprawy jest życiodajnym sokiem lokalnej demokracji – tak kłócenie się w każdej sprawie dla zasady, byłoby trucizną. Której to trucizny rada tej kadencji sączyć nie zamierza (niestety i owe ożywcze soki pompuje dość niemrawo).

Dobra, dość tej niezbyt udanej metafory z sokami. Na ostatniej sesji rada zajęła się przygotowaniem planów zagospodarowania przestrzennego służących długofalowej ochronie rzeki Kaczej oraz przygotowaniom do V etapu budowy drogi Różowej. Wyraziła również zgodę na szereg drobnych operacji na majątku gminy (np. sprzedaż działek w drodze przetargu nieograniczonego, nabycie działek na cele publiczne i tak dalej – najciekawsze było przekazanie działki bankowi Nordea w zamian za objęcie przez gminę nowych udziałów w tymże). Zapadły również decyzje w sprawie postępowań administracyjnych, w których gmina jest stroną i tak dalej. Może koledzy współfelietoniści będą mieli więcej zacięcia reportażowego i szerzej o tych decyzjach napiszą. Nieodmiennie zapraszam do lektury.

Ja natomiast chciałbym skorzystać z okazji i przypomnieć Czytelnikom o pewnej bardzo ważnej sprawie, a mianowicie wyborach 21 października. Główny wybór odbędzie się w nich oczywiście pomiędzy III a IV RP. Czym jest IV RP każdy widzi (choć oczywiście oceny są diametralnie różne). Czym była III RP każdy widział (choć oczywiście w większości pamięta już trzy po trzy). Moje stanowisko w tym sporze jest chyba znane i nie będę tu ponownie wałkował tematu. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że zadecydujemy nie tylko o tym, jaka koncepcja państwa nam odpowiada, ale również kto konkretnie będzie ją wprowadzał w życie w Sejmie.

I tu chciałbym powiedzieć, że trudno o osoby lepiej do tego przygotowane niż osoby z doświadczeniem samorządowym. Bo są to zarazem osoby sprawdzone w działaniu, których znajomość spraw publicznych możemy łatwo sprawdzić na decyzjach dotyczących naszego lokalnego otoczenia – a jednocześnie nie jacyś wielcy politycy (politykierzy) z zadymionych warszawskich gabinetów, tylko ludzie stąd, nasi sąsiedzi, którzy zadbają w Warszawie również o sprawy naszego miasta. Dlatego właśnie zdecydowałem się kandydować do Sejmu RP... wróć. Ja nie kandyduję, nie ma lekko. Będą państwo musieli czytać moje wypociny posesyjne jeszcze co najmniej trzy lata. Tym lepsza moja rada, bo nie mam w niej osobistego interesu i myślę, że warto również ten aspekt przemyśleć nad urną.

Do zobaczenia za miesiąc, z nowym Sejmem, ale starą dobrą Radą Miasta Gdyni.

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

www.horala.pl

Dwugłos

Dwugłos

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski*

Po cichu, po wielkiemu cichu

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski

Gdy ktoś nazywa mnie politykiem, pracowicie i cierpliwie zawsze tłumaczę, że jestem samorządowcem, a to zupełnie coś innego. Ponieważ, jak wiadomo, to przykłady najlepiej obrazują pewne tezy, oponentowi pokazałbym porządek sesji ostatniej rady miasta – myślę, że to daje wiele do myślenia. Gdy nie ma na podorędziu dział typu: budżet, absolutorium, wysokości opłat, podatków czy bonifikat, nagle do wielu osób dociera, jak bardzo apolityczna jest zdecydowana większość kwestii, z którymi przychodzi się zmagać radnym. Przy takim porządku, jakim zajmowaliśmy się ostatnio, nawet gorączka kampanijna ustaje, co przyjąłem z pewnym zdumieniem. Zakładałem bowiem, że wszędzie gdzie się da, usłyszymy orędzia i wywody typu: „w imieniu klubu radnych PO”, „w imieniu klubu PiS” – wszak przedsmak mieliśmy przed miesiącem. Stało się jednak inaczej. I nawet na galerii było cicho, gdyż, jak plotki i obwieszczenia wyborcze głoszą, lider gdyńskiej ochlokracji balkonowej po epizodzie pt. „będę prezydentem Gdyni”, postanowił tym razem zostać senatorem. W Rzymie bywały nimi i konie, więc niby nic już nie powinno dziwić, ale nadal trudno mi pozostać obojętnym – widać, że szacunek do tej instytucji nadal w mojej świadomości tkwi...

Zerknijmy zatem co na tej, technicznej i niemedialnej sesji się stało, bo co się nie stało, z grubsza już opisałem. Każdorazowo cieszą mnie kolejne uchwalane plany miejscowe – wrzuciliśmy ostre tempo, Biuro Planowania Miasta dotrudniło pracowników, praca wre, a kolejne obszary miasta pokrywają się powoli planami, ustalającymi jasne zasady organizowania przestrzeni na danym obszarze. Tym razem przyjęty został plan dla obszaru ulicy Miętowej i rzeki Kaczej – nic wielkiego, a cieszy, tym bardziej, że rada przystąpiła do sporządzania kolejnego, dla południowego odcinka Drogi Czerwonej, czyli niemalże w obszarze granicy Gdyni z Sopotem.

Projektem uchwały, który na posiedzeniu Komisji Gospodarki Komunalnej wywoływał spore emocje i sporo pytań, a także powodował budowę alternatywnych rozwiązań niż to, proponowane w projekcie, był projekt dotyczący wyrażenia zgody na pokrycie akcji w podwyższonym kapitale zakładowym Nordea Bank Polski Spółki Akcyjnej w Gdyni aportem w postaci praw własności nieruchomości. Radni podczas posiedzenia zastanawiali się nad skutecznością takiego posunięcia, jeśli chodzi o zatrzymanie centrali banku w naszym mieście, powstawały różne propozycje obwarowań takiej transakcji i prób zagwarantowania oczekiwanego rozwiązania – wygląda jednak, że wyjaśnienia wiceprezydenta Stasiaka rozwiały wątpliwości, a radni przekonali się do wymiaru tego projektu, bo podczas sesji dyskusji praktycznie już nie było, a wszyscy radni zgodnym gronem wnieśli prawicę (bądź lewicę) entuzjastycznie w górę. I w zasadzie tak już pozostało – taki byłby najkrótszy opis dalszej części sesji:)

Generalnie, było merytorycznie i spokojnie – uchwały gruntowe emocji nie wzbudzają, zwłaszcza, że mechanizmy przetargowe są dość klarowne i nawet nie sposób się spierać. Co ciekawe, merytoryczne były także interpelacje radnych. Zawsze słucham ich z ciekawością- nie każda z nich wnosi coś do mojej wiedzy o mieście, ale są pewnym świadectwem zainteresowania radnego i wskazuje specyfikę spraw, które uznaje on za warte poruszenia. Czasem są to kwestie bardziej systemowe, a czasem tzw „podwórkowe”, choć towarzyszyło mi poczucie niepokoju, gdy interpelował radny Bzdęga, gdyż miałem wrażenie (obym się mylił), że grzmi oto w sprawie swojego (dosłownie) podwórka. Gdybyż tak było, byłbym zniesmaczony, a tego uczucia nie lubię...Dwugłos

I tyle na sesji. Swoją drogą przykre to wielce, że tak niewielkie jest nimi zainteresowanie: zarówno mieszkańców (którzy potem ochoczo pokrzykują, że w ogóle nie wiadomo, co ci radni robią), jak i mediów. Czyżby rzeczywiście jedyną gwarancją zainteresowania dziennikarzy tematyką samorządową było przywdziewanie strojów ludowych albo pokazy wrestlingu? Jeśli tak, mogę się poświęcić, choć wolę przebieranki niż naparzanki... Czekam zatem na kolejną sesję z nadzieją, że znów moc roboty przed nami – kandydaci wrócą na balkony, by złowieszczo bulgotać, kolejne zmiany w budżecie skłonią do refleksji nad zmiennością świata tego, mój felietonista odzyska talent interpelacjopisarski a życie znów będzie rajem...

Pozdrawiam





*Zygmunt Zmuda Trzebiatowski jest radnym okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia). Reprezentuje Samorządność.

trzebiatowski.blox.pl